Nadchodzące PREMIERY, które mają potencjał na zarobienie MILIARDA DOLARÓW
Czy w kinie dużo oznacza dobrze? Czy jeśli jakaś produkcja zarobi miliard dolarów, to oznacza, że jest wartościowa artystycznie? Czytam teraz listę filmów, które przekroczyły ten nieco abstrakcyjny próg miliarda dolarów zarobku, i z wyjątkiem kilku tytułów widzę produkcje, bez których kino nie byłoby dzisiaj takie samo, albo wręcz nie poszłoby do przodu. Nie ma sensu więc tak utyskiwać na zarabiające krocie blockbustery. One są również częścią tego procesu rozwoju, a poza tym zapewniają nam, widzom, rozrywkę. A bawić się powinniśmy wszyscy, niezależnie od tzw. poziomu intelektualnego. Wiadomo, że jest on w populacji ludzi różny i pod tym względem nigdy równi nie będziemy, natomiast wiązanie gustu filmowego z możliwościami umysłowymi i na tej podstawie definiowanie wartości człowieka jest grubym nadużyciem. Niestety, przyglądając się internetowym dyskusjom, często widzę tego typu pseudorefleksje, że jeśli jakiś film zarobił krocie, to ogromna rzesza widzów, która się do tego przyłożyła, musi być w jakimś sensie gorsza od tej wysublimowanej artystycznie, która nie poszła na np. jakiś tytuł Marvela do kina. Przypominam, Marvel zarabia dużo, ale nie jest kinem dla idiotów. Jest celnym projektem marketingowym, czasem nazbyt płytkim, ale skutecznym sprzedażowo. Powinniśmy się raczej zastanowić, co zrobić, żeby nasze polskie filmy tyle zarabiały, a nie reagować ukrytą zawiścią. To jeszcze nie określa widzów w sensie masowym. Masowe dążenie do doświadczania rozrywki, nawet taniej, jest samo w sobie wartością pozytywną. Wśród kierowców BMW również są jednostki, które nie powinny mieć prawa jazdy, ale czy to oznacza, że nie powinniśmy jeździć samochodami tej marki, bo jest ona do cna głupia?
Poniżej 10 produkcji, które mają potencjał na miliard dolarów. Są to filmy kierowane do różnych grup wiekowych, o czym również warto pamiętać. Każdy w tej grupie znajdzie coś dla siebie. Pamiętajcie również, że posiadanie potencjału nie oznacza, że zostanie on wykorzystany. Można jednak zastanowić się czasem, co musiałoby się stać albo co się zmienić, żeby ten potencjał wykorzystać.
„Marvels” (8 listopada 2023), reż. Nia DaCosta
Kapitan Marvel osiągnęła ten cel mimo dość kulawego scenariusza i naiwnie wykreowanych postaci. Nie chodzi mi tu o żaden naiwny przekaz feministyczny, lecz o po prostu słaby film. Marvel ma jednak rozpęd, więc jeszcze wtedy rozbijał bank za sprawą renomy uzyskanej podczas premier innych tytułów. Marvels z pewnością będzie kontynuowało wątki feministyczne rozpoczęte w Kapitan Marvel, może nieco mądrzej, może naiwniej. Z pewnością będzie czym się emocjonować, oby tylko nie nad wyraz sztucznie. Na razie opinie w sieci są dość negatywne, jednak grupa ludzi, którzy chcą zobaczyć ten film, jest jedną z większych np. na FW.
„Wonka” (13 grudnia 2023), reż. Paul King
Charlie i fabryka czekolady zarobił do dzisiaj prawie pół miliarda dolarów. Tim Burton zatem położył solidne podwaliny pod przyszły sukces Wonki. Za reżyserię tym razem odpowiada niestety nie tak legendarna postać, bo Paul King, niemniej nie jest to anonimowy rzemieślnik zatrudniony przez producenta, żeby tylko poprowadził film wedle z góry ustalonego schematu. W głównej roli zobaczymy Timothéego Chalameta, a więc również gwiazdę. Szkoda jednak, że pierwsza nie ukaże się w kinach Diuna, bo może hype na aktora byłby jeszcze większy. Mimo wszystko jednak liczę na dobry wynik, który przebije film Burtona, oby o całe 500 milionów dolarów.
„Aquaman i Zaginione Królestwo” (20 grudnia 2023), reż. James Wan
Postać Aquamana zyskuje przy bliższym poznaniu. Może to trochę drugi plan w DCEU, samo DC funkcjonuje zaś w cieniu MCU, ale pierwszy Aquaman to ponad miliard. Zagwarantowali to m.in. aktorzy. W kolejnej odsłonie jego przygód również wybrano podobny zestaw znanych i podziwianych aktorów, może z wyjątkiem Amber Heard. Paradoksalnie jednak jej relacja z Johnnym Deppem może zadziałać pozytywnie. Wszyscy będą chcieli zobaczyć tę kobietę bez serca, jaka jest wyniosła, jak próbuje triumfować, mimo skomplikowanej sytuacji prawnej oraz licznych głosów sprzeciwu ze strony fanów Deppa.
„Diuna: Część druga” (15 marca 2024), reż. Denis Villeneuve
Denis Villeneuve stąpał po niepewnym gruncie, kręcąc Diunę. Miał za plecami ciężki oddech fanów książek, jak i krytyczne spojrzenie fanów wersji Davida Lyncha. Udało się jednak, a pomysł na zrealizowanie historii w częściach, chociaż ryzykowny, to się udał. Zarobek może nie imponujący, ale to test zainteresowania widzów. Druga część, jeśli utrzyma poziom, z pewnością zarobi więcej. Czy będzie to miliard? Mam nadzieję, że będzie blisko. Diuna jest filmem trudniejszym niż większość kina SF obecnie publikowanego.
„Śnieżka” (22 marca 2024), reż. Marc Webb
Kraina lodu ma swój miliard, a tam była księżniczka. Śnieżka również jest księżniczką, a właściwie królewną, więc zasługuję ze względu na historię na podobną kwotę. Nie będzie to jednak „zwykła” Śnieżka jakich wiele – nie będzie powielania stereotypów, ale coś nowego. To będzie Śnieżka na miarę naszych, zmieniających się czasów. Bo niby dlaczego ma być ciągle ratowana przez księcia oraz jako sens życia postrzegać małżeństwo z wybawicielem? O odpowiednie zmiany zadbały Greta Gerwig i Erin Cressida Wilson. Trzeba przyznać, że niektóre części publiczności już się do czerwoności rozgrzały, co zapewnia świetny efekt marketingowy. Liczę więc na miliard.