Publicystyka filmowa
MAX VON SYDOW. Twarz aktora
MAX VON SYDOW. Twarz aktora to fascynująca opowieść o charyzmatycznej postaci, która łączy europejski modernizm z Hollywood w wyjątkowy sposób.
Historię kina buduje się wokół wielkich, charyzmatycznych postaci – najczęściej reżyserów i aktorów. To właśnie tym drugim, mężczyznom i kobietom występującym przed kamerą, zawdzięczamy to, co można by nazwać twarzą kina – cielesność wszystkich tych tropów, marzeń i obsesji, przeniesionych na ekran. W aktorstwie zawsze fascynowała mnie najbardziej umiejętność ciągłych przemian przy równoczesnym kreowaniu wyrazistej osobistej tożsamości. Jednym z mistrzów tej sztuki jest bez wątpienia Max von Sydow. Kariera Szweda spina dwie równoległe tradycje kinowe – europejski modernizm i Hollywood, a jego charyzma stanowiła o sile wielu postaci i filmów. Zawsze jednak von Sydow pozostawał wyrazistą aktorską osobowością, której występy zapadają na długo w pamięci.
Droga na ekrany
Max von Sydow urodził się 10 kwietnia 1929 roku w Lund w Skanii, w południowej Szwecji. Przyszły odtwórca roli Antoniusa Blocka pochodzi z zamożnej i prominentnej rodziny – jego ojciec, Carl Wilhelm von Sydow, był profesorem etnologii na Uniwersytecie w Lund, z kolei przedrostek „von” przy nazwisku (pochodzącym z Prus Wschodnich, niegdyś okupowanych przez Szwecję) sygnalizuje koligacje w niemieckich kręgach arystokratycznych. Latorośl tak usytuowanej w kręgach towarzyskich familii szybko zaczęła zdradzać inklinacje artystyczne. Jeszcze będąc uczniem Katedralskolen w Lund, jednej z najstarszych szkół publicznych w Europie, Max wraz z grupą przyjaciół założył kółko teatralne.
Zakończenie szkoły w latach 40. musiało dla młodego Szweda oznaczać przerwę w aktywności aktorskiej, ze względu na obowiązkową służbę wojskową. Jednak młody, obdarzony jasną czupryną Max von Sydow nie zrezygnował ze swojej pasji i po zakończeniu obowiązkowej służby podjął szkolenie w Królewskim Teatrze Dramatycznym w Sztokholmie, stawiając pierwszy krok na drodze profesjonalnego aktorstwa.
Szybko von Sydow zwrócił się także ku graniu na planach filmowych. Pierwsze kroki przed kamerą stawiał pod okiem swojego reżysera teatralnego, kierującego wówczas Teatrem Dramatycznym Alfa Sjöberga. Współpraca z tym reżyserem oznaczała dla młodego artysty rozwijanie kariery pod skrzydłami jednego z najważniejszych twórców teatralnych i filmowych tamtego czasu w Szwecji (który miał na koncie m.in. świetny Skandal z 1944 roku, nakręcony według scenariusza Ingmara Bergmana). Von Sydow zadebiutował w 1949 roku drugoplanową rolą na planie obrazu Tylko matka z Evą Dahlbeck, dwa lata później wystąpił zaś w pobocznej roli w nagrodzonej w Cannes Pannie Julii.
Chociaż rozpoczęcie kariery aktora filmowego w kolejnych filmach Sjöberga było z pewnością obiecującym początkiem, w pierwszej połowie lat 50. Max von Sydow realizował swój talent głównie na deskach teatru, pojawiając się jedynie sporadycznie w pobocznych rolach umiarkowanie głośnych produkcji. Jako aktor teatralny dał się jednak poznać jako silna osobowość, kreująca wyrazistych bohaterów i przyciągająca uwagę widzów. W 1955 roku aktor podjął niezwykle, jak się później okazało, istotną decyzję o przeprowadzce ze szwedzkiej stolicy do Malmö, gdzie otrzymał angaż w Teatrze Miejskim.
To tam von Sydow poznał wschodzącą gwiazdę zarówno ówczesnego teatru skandynawskiego, jak i lokalnego i światowego filmu – Ingmara Bergmana. Aktorska osobowość Maxa trafiła do wrażliwości Bergmana, który rozpoczął z nim stałą współpracę na deskach teatru. Wkrótce von Sydow miał stać się także jedną z głównych twarzy Bergmanowskich arcydzieł filmowych.
Twarz mistrza Ingmara

Pamiętny kadr z Siódmej pieczęci – filmu z pierwszą wielką rolą von Sydowa
Przełomowy dla filmowej kariery Maxa von Sydowa był bez wątpienia rok 1957. To wtedy po raz pierwszy zagrał główną rolę kinową i to w filmie nie byle jakim, bo w Siódmej pieczęci Bergmana. Rola Antoniusa Blocka stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych kreacji von Sydowa, a także ikonicznym występem w filmografii Bergmana i całym kinie szwedzkim. Wcielając się w rolę wracającego do domu krzyżowca, pogrążonego w egzystencjalnym niepokoju i religijnych wątpliwościach, z którymi walczy, pojedynkując się ze Śmiercią w grze w szachy, von Sydow udowodnił, że jak mało kto nadaje się do pisanych przez Bergmana ról surowych, ale wewnętrznie rozpadających się i błądzących duchowo bohaterów męskich.
W Siódmej pieczęci aktor z Lund zagrał u boku Gunnara Björnstranda, innego z Bergmanowskich ulubieńców – w zestawieniu ich dwóch ról widać wyraźnie czym, na tle innych członków „trupy Bergmana” odróżniał się von Sydow. Podczas gdy jego partner grał giermka Jönsa ze sporą dawką teatralnego dystansu i agresywnej ekspresji, Max stworzył bardziej wycofaną, wewnętrznie spiętą kreację, opierającą się przede wszystkim na autentycznym wtopieniu w świat przedstawiony i zakorzenieniu rozterek bohatera w jego zachowaniu. W efekcie jest to postać organiczna, bardzo cielesna i hipnotyczna. To czyni z roli Blocka genialne dokonanie aktorskie, sygnalizujące wielki filmowy talent odtwórcy.
Jeszcze w 1957 roku von Sydow zagrał epizod w innym arcydziele Bergmana, Tam, gdzie rosną poziomki, notując także kolejną rolę główną w Prästen i Uddarbo (Pastorze w Uddarbo) Kennego Fanta. Od tego momentu występował w filmach zdecydowanie częściej, zaliczając role m.in. u nowofalowego kontestatora Vilgota Sjömana, jednak ton jego karierze przez kolejną dekadę nadawała współpraca z Bergmanem. Najważniejsze kreacje Szweda to role pierwszoplanowe w Twarzy, Źródle, Godzinie wilka i Hańbie.
Łącznie von Sydow wystąpił w 13 filmach Bergmana (po raz ostatni w 1971 roku na drugim planie Dotyku). Tyle samo występów u tego reżysera zanotowały ikoniczne „aktorki Bergmana” – Liv Ullmann i Bibi Andersson, więcej razy przed kamerą twórcy Persony pojawiali się zaś tylko wspomniany Björnstrand i Erland Josephson. Bez wątpienia więc Max von Sydow zalicza się do ścisłej czołówki współpracowników Bergmana zarówno pod względem liczby wspólnych filmów, jak i jakości pracy.

Von Sydow w Godzinie wilka
W tym miejscu chciałbym poświęcić kilka słów więcej występowi von Sydowa w Godzinie wilka. Aktor kreuje tam postać Johana Borga, dręczonego przez wewnętrzne demony artysty, rozdartego pomiędzy życiową etyką a bardziej mrocznymi popędami, uosabianymi w filmie przez dawną kochankę z wyższych sfer. Godzina wilka to szczególny film w dorobku Bergmana, najmocniej bowiem wykorzystujący estetykę horroru do oddania wewnętrznych konfliktów quasi–autobiograficznych postaci.
Wyraźnie rysuje się w tym obrazie dualizm duchowych przeżyć i percepcji świata przez neurotyczną jednostkę, próbującą wieść normalne życie, ale równocześnie kuszoną przez mroczne żądze. W tym krajobrazie ułożone, dostatnie życie reprezentuje letni dom na wyspie i męczeńska postać żony, Almy granej przez Liv Ullman, a zmysłowe, niebezpieczne pokusy ucieleśniają arystokratyczna posiadłość i członkini dekadenckiej elity, Veronika Vogler grana przez Ingrid Thulin. Między nimi jest właśnie bohater von Sydowa, w dramatycznym rozdarciu między sprzecznymi popędami. Aktor gra w Godzinie wilka w sposób idealnie oddający owo rozdwojenie – z jednej strony mamy jego kamienną twarz człowieka spełnionego, z drugiej nieobecne, tęskniące do pełnych pasji transgresji oczy.
Fizyczność von Sydowa łączy obydwa porządki i jest przestrzenią tarć między nimi. Uwidacznia się tu w pełni umiejętność von Sydowa do cielesnego spinania porządków i niemal pozbawionego wysiłku inkorporowania zakorzenionej w egzystencjalnym przeżywaniu indywidualnej tożsamości aktorskiej do zróżnicowanych światów filmowych.
Szwecja nie tylko bergmanowska

W roli głównej w Emigrantach Jana Troella
Pozycja jednego z głównych aktorów Bergmana zadecydowała o pozycji Maxa von Sydowa w rodzimej kinematografii, gdzie jego aktywność nie ograniczała się bynajmniej do regularnych występów u tego twórcy. Drugim ważnym reżyserem, u którego często pojawiał się aktor, był Jan Troell, postać być może mniej od Bergmana sławna, ale pod wieloma względami nie mniej ważna dla szwedzkiego kina powojennego.
Von Sydow i Troell po raz pierwszy spotkali się na płaszczyźnie zawodowej w 1965 roku, a więc w momencie, gdy aktor był już rozpoznawalną na świecie gwiazdą filmu (w tym samym roku miał również miejsce jego anglojęzyczny debiut), reżyser zaś dopiero wyrabiał sobie pozycję w kinie z Północy, zdominowanym przez wielkiego modernistę Bergmana. Początki współpracy tej dwójki nie były spektakularne, obejmowały bowiem krótkometrażowy Uppehåll i myrlandet (Rezydencja na bagnach) oraz nowelę w zbiorze 4×4. Jednak już rok później von Sydow zagrał istotną rolę w pełnometrażowym dramacie Oto twoje życie, a następnie – razem zresztą z Liv Ullmann – w epickim dyptyku Emigranci (1971) i Osadnicy (1972), w których wcielił się w rolę Karla, szwedzkiego chłopa poszukującego wraz z rodziną lepszej przyszłości w Ameryce. Filmy okazały się międzynarodowym sukcesem i dziś zaliczają się do klasyki szwedzkiego kina.
Dyptyk wzmocnił renomę zarówno Troella, jak i von Sydowa, który poniekąd analogicznie do swojego bohatera w latach 70. coraz mocniej rozwijał swoją karierę w USA, grywając częściej w produkcjach amerykańskich i brytyjskich niż szwedzkich. Oczywiście aktor nie odciął się od rodzimego gruntu i pozostawał obecny w szwedzkim kontekście. Choć po złotych latach 60. i pamiętnej roli w dyptyku Troella Max nie zagrał już więcej w filmie Ingmara Bergmana, kontynuował współpracę z autorem Emigrantów. W 1979 roku von Sydow wystąpił w anglojęzycznej adaptacji telewizyjnej romansu Huragan z Mią Farrow wyreżyserowanej przez Troella, panowie spotkali się też ponownie na planach Lotu orła z 1982 roku (za rolę w którym von Sydow otrzymał aktorską nagrodę w Wenecji) oraz biograficznego dramatu Hamsun.
W tym drugim aktor wcielił się w tytułową rolę kontrowersyjnego pisarza norweskiego, a rola okazała się kolejnym triumfem stonowanego, ale pełnego napięcia aktorstwa von Sydowa. W międzyczasie, właśnie dzięki roli w Skandynawii, Max von Sydow otrzymał swoją pierwszą nominację do Oscara – za rolę ojca głównego bohatera w spektakularnym Pellem Zwycięzcy Billego Augusta, nagrodzonym Złotą Palmą w Cannes.
Emigrant o kamiennej twarzy

Von Sydow jako G. Joubert w Trzech dniach Kondora z Robertem Redfordem
Od lat 60. Max von Sydow był w rodzimej Szwecji niekwestionowaną gwiazdą, a jego występy stawały się coraz bardziej wyjątkowe jako kolejne mocne akcenty lokalnego mistrza, ale począwszy od 1965 roku aktor wyrabiał sobie również osobno renomę jako aktor międzynarodowy. Jego „przejście” do kina anglojęzycznego dokonało się w pewnej mierze na fali rosnącej popularności kina Bergmana, z którym von Sydow był mocno na przełomie lat 50. i 60. identyfikowany, jednak charakterystyka kariery Szweda w USA jest wyraźnie odmienna od trajektorii zawodowej w ojczyźnie, sformatowanej przez modernistyczne dramaty, a później epickie sagi.
Jak już wspomniałem debiut anglojęzyczny von Sydowa miał miejsce w 1965 roku i była to rola nie byle jaka – Szwed zagrał bowiem samego Jezusa Chrystusa w Opowieści wszech czasów. Ten występ otworzył mu szeroko wrota do pełnej sukcesów i interesujących propozycji kariery międzynarodowej. W kolejnych latach wcielał się m.in. w dramatyczną postać misjonarza Abnera Hale’a w Hawajach George’a Roya Hilla, pamiętnego ojca Merrina w kultowym Egzorcyście, G.
Jouberta w Trzech dniach Kondora, Cesarza Minga w kampowym Flashu Gordonie, niemieckiego oficera von Steinera w Ucieczce do zwycięstwa, króla Osrica w Conanie Barbarzyńcy, Kynesa w Diunie Davida Lyncha czy arcyłotra Blofelda w niekanonicznym Bondzie Nigdy nie mów nigdy. W tej wyliczance widać wszechstronne wybory podejmowane przez von Sydowa, który pomimo szacownego, bergmanowskiego rodowodu nie wahał się grać w popowych ekranizacjach komiksów czy widowiskach fantasy. I należy przyznać, że w każdym z tych wcieleń, niezależnie od tego, czy grał posępnych duchownych, zimnych łotrów, dramatycznych protagonistów czy przerysowanych złoczyńców, von Sydow wypadał znakomicie. Każdorazowo wpasowywał się ze swoją niemal beznamiętną, ale jakby ironiczną twarzą w klimat opowieści – tak, jak wpasowywał się w autorskie światy Bergmana i Troella.
Pozycja von Sydowa w Hollywood i okolicach stanowi ciekawy przypadek. Z jednej strony, jako imigrant, bardziej niż na pierwszych planach (choć i takie role otrzymywał) pojawiał się w znanych produkcjach jako charakterystyczny aktor drugiego planu, bardzo często obsadzany w kreacjach operujących twardym akcentem obcokrajowców (chociażby jako SS-man czy tajemniczy zagraniczny zabójca). Z drugiej strony jednak, wyraziste występy u boku takich gwiazd jak Robert Redford, Sylvester Stallone czy Arnold Schwarzenegger, wsparte mniej licznymi, ale mocnymi występami w rolach głównych, zbudowały pozycję Szweda wykraczającą poza specyficzną twarz obecną to tu, to tam (casus np.
jego rodaka, Stellana Skarsgårda). Von Sydow stał się silną aktorską marką, może nie przodującą w corocznych rankingach płac i branżowych nagród, ale wnoszącą stałą jakość w kolejne mniej lub bardziej znamienite produkcje.
Cichy wirtuoz

Max von Sydow w filmie Strasznie głośno, niesamowicie blisko
Po wyrazistym otwarciu w latach 60. i ugruntowaniu pozycji w kolejnej dekadzie i początku lat 80. Max von Sydow, marka zarówno kina europejskiego, jak i hollywoodzkiego, wystąpił w takich obrazach jak Między piekłem a niebem, Raport mniejszości, Motyl i skafander, Dynastia Tudorów, Robin Hood Ridleya Scotta, Wyspa tajemnic czy Przebudzenie mocy.
O każdej z tych ról napisać można coś dobrego i wskazać na ich miejsce w ogólnym, znamienitym dorobku von Sydowa jako ikony światowego kina. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na dwie „międzynarodowe” role Szweda, które zestawione z opisanymi wyżej występami z Siódmej pieczęci i Godziny wilka dopełniają obrazu jego aktorskiej tożsamości – rolom w Hannah i jej siostrach oraz Strasznie głośno, niesamowicie blisko.
W jednym z najlepszych filmów Woody’ego Allena von Sydow gra neurotycznego artystę, męża Lee – jednej z tytułowych sióstr. Jego występ pokazuje, jak dużo w filmach Allena zależy od aktorów i jak Szwed potrafi wyczuć swoją postać. Choć twórca Manhattanu ma bez wątpienia talent do pisania ciekawych postaci, w rękach mniej umiejętnego aktora rola naburmuszonego malarza, dystansującego się od dużo młodszej żony, czym doprowadza do jej ucieczki w romans i rozpadu związku, mogła być zlepkiem stereotypów i fabularnym wypełniaczem. Jednak von Sydow, korzystając bez wątpienia ze swoich doświadczeń w budowaniu portretów psychicznie udręczonych jednostek u Bergmana, postać Frederika wykreował w bezbłędny sposób, łącząc jego dramatyzm, opresyjność wobec Lee oraz wewnętrzne cierpienie.
Szwed ucieleśnił w ten sposób figurę umęczonego i męczącego artysty, nadając jej cielesną formę. Jego zachowania są naturalne, wiarygodne, a równocześnie nie tracą swojego dramatycznego wymiaru. Dzięki temu stosunkowo niewielka rola zapada na długo w pamięć i wyróżnia się nawet na tle doskonałego w tym filmie zespołu aktorskiego.
Z kolei film Stephena Daldry’ego, w którym von Sydow wciela się w zagadkową postać dziadka głównego bohatera, zmagającego się z traumą chłopca osieroconego przez ojca 11 września, to przypadek, kiedy Szwed swoim występem podnosi wartość filmu i wyróżnia się w przeciętnej historii. Przesadnie sentymentalny i pozbawiony polotu Strasznie głośno… bez milczącej roli von Sydowa byłby znacznie słabszy. Sama postać, w którą wciela się Szwed, nie jest szczególnie inspirująca, jednak ogrywający swoją starczą fizys von Sydow wydobył z niej bez słowa emocjonalną moc i przede wszystkim hipnotyzującą nieoczywistość, generującą napięcie i przyciągającą do ekranu.
Zademonstrowana tak siła opiera się na fizycznym reprezentowaniu przez smutnego aktora egzystencjalnego ciężaru, wyrazistym skupianiu w sobie napięć i oddawaniu ich za pomocą oszczędnej, niemalże ascetycznej mimiki. Von Sydow bezbłędnie czuje kamerę, doskonale dobierając intensywność środków ekspresji. Nie pozwala sobie na popadanie w przesadę, ale równocześnie utrzymuje frapującą intensywność swojej obecności na ekranie. Strasznie głośno, niesamowicie blisko to chyba najdobitniejszy przykład na to, jak von Sydow potrafi ze stosunkowo ubogiego materiału i przeciętnie napisanej historii stworzyć małe arcydzieło aktorskie. Nieprzypadkowo za ten właśnie występ otrzymał swoją drugą nominację do Oscara.
Ikona aktorstwa, ikona kina

Von Sydow jako ojciec Merrin w Egzorcyście.
Teza, że aktorski warsztat Maxa von Sydowa ukształtował się w znacznej mierze pod okiem Ingmara Bergmana, wydaje się co najmniej zasadna. Pod okiem twórcy Siódmej pieczęci aktor stworzył szereg wybitnych kreacji, dając się poznać jako artysta zdolny za pomocą oszczędnych środków, nierzadko samymi jedynie oczami, oddać spektrum głębokich emocji i metafizycznych przeżyć. Dość wspomnieć tu pamiętne dialogi prowadzone przez rycerza Blocka ze Śmiercią w Siódmej pieczęci (szczególnie tę w konfesjonale) czy scenę przyjęcia z upiorami w Godzinie wilka.
Zademonstrowana w szwedzkich arcydziełach technika surowej ekspresji była też tym, co nadawało charakter rolom von Sydowa za oceanem. Wyraźnie metodę von Sydowa widać również w pamiętnej, pełnej dramatyzmu i smutku scenie rozstania z Hannah i jej sióstr, w którym zestawienie chłodu Szweda z energią Barbary Hershey dało tak zapadający w pamięć efekt. Całkiem niedawno fani Gry o tron mogli posmakować próbki specyficznej, niesamowicie efektywnej gry von Sydowa, gdy wcielał się on w Trójoką Wronę, nauczyciela Brana Starka. Choć w popularnym serialu wiekowy aktor grał zaledwie poboczną rolę, to jego charakterystyczna, jakby ciągle wykrzywiona mimowolnym grymasem twarz idealnie wpasowała się w obecną w opowieści ambiwalencję.
Max von Sydow nigdy nie ubierał na ekranie masek, zamiast tego zawsze wtłaczając tożsamość i charakter swojej postaci we własną fizyczność, we własną twarz. Co znamienne, właśnie von Sydow otrzymał główną rolę w tak zatytułowanym filmie Bergmana, poświęconym aktorstwu i artystycznej mimikrze. Faktycznie, sztukę tę opanował on w niebywały sposób. Dzięki połączeniu wyrazistości i umiejętności subtelnych przemian, pozwalających na kreowanie różnorodnych postaci za pośrednictwem niezmiennie intensywnej aktorskiej obecności, Szwed stał się ikoną kina i jednym z najwybitniejszych aktorów, jakich mieliśmy okazje oglądać na kinowych i telewizyjnych ekranach.
Jego kariera nie jest być może spektakularna, jednak pełna znakomitych kreacji, dodatkowo zarysowujących całą panoramę kina powojennego. Jest on bez wątpienia jednym z najznakomitszych Szwedów w historii filmu, a przy tym swego rodzaju wzorcem aktorstwa kinowego – wyczulonego na wrażliwość kamery, specyfikę kreowanego za jej pomocą świata i autorskie kierunki poszczególnych twórców. Jest także przykładem na możliwość łączenia głęboko artystycznej aktywności z popularnością i bardziej przystępnymi występami. Spójny wizerunek von Sydowa łączy obydwa nurty kina i wskazuje na uniwersalne wyznaczniki jego jakości.
