DOM, albo trzy mroczne animacje stop-motion od Netfliksa
W filmach animowanych wykonanych za pomocą techniki stop-motion zawsze tkwiło coś magicznego. Grupa ludzi siedzi wokół drobnych, ręcznie wykonanych figurek, które korzystają z malutkich, ręcznie wykonanych przedmiotów znajdujących się w dużym, ręcznie wykonanym pomieszczeniu; a to wszystko rejestrowane jest mozolnie przez stojącą obok, górującą nad całością kamerę – w epoce wszechobecnego CGI pomysł na realizację filmu tak chałupniczym sposobem, wymagającym gargantuicznych nakładów czasu i pracy, wydaje się po prostu absurdalny. A jednak gdy ogląda się animacje stworzone za pomocą tej specyficznej techniki, trudno nie odnieść wrażenia, że rzeczywiście patrzy się na przedmioty, które zostały powołane do życia. W sposób, a jakże, magiczny.
To wrażenie jest w przypadku Domu, trzyczęściowej animowanej antologii zrealizowanej pod egidą Netfliksa, dodatkowo potęgowane. Przede wszystkim za sprawą tego, że w każdej z nowel kluczową rolę odgrywają właśnie przedmioty, (pozornie) martwe obiekty – z tytułowym domem na czele. Najmocniej ten aspekt antologii wybrzmiewa w pierwszym segmencie, zrealizowanym przez dwójkę belgijskich animatorów – Emmę De Swaef i Marca Jamesa Roelsa. W opowiedzianej przez nich (a napisanej przez Endę Walsh, odpowiedzialną za scenariusz do każdej z nowel) rozgrywającej się parę wieków temu historii pierwsze skrzypce odgrywa Mabel (dubbingowana przez Mię Goth), która po wymuszonej przeprowadzce odkrywa, że w nowym domu dzieją się, eufemistycznie mówiąc, dość niepokojące rzeczy: co noc zmienia się jego struktura, stale znajdujący się na terenie posesji robotnicy nie odzywają się do nikogo ani słowem, a reprezentujący projektanta budynku, wszechmocnego Architekta, Thomas lamentuje nad swoim losem, kiedy tylko jest przekonany, że nikt go nie widzi. Czuć w tej serii nieprzyjemnych mikrowydarzeń wyraźną inspirację prozą Franza Kafki – pisarza, który jak nikt potrafił sprawić, że rzeczy najbardziej trywialne przybierały nagle rozmiary niemożliwych do pokonania, autentycznie przerażających problemów. Jednym z nich był w Ameryce nocny spacer po gigantycznej wiejskiej posiadłości, która w percepcji głównego bohatera, tak jak budynek z pierwszej noweli Domu, zdawała się nieustannie zmieniać kształt, uniemożliwiając mu bezpieczny powrót do własnej sypialni.
Swego rodzaju azylem staje się dla młodej Mabel piwnica, w której przechowywane są przedmioty będące niegdyś wyposażeniem jej poprzedniego miejsca zamieszkania. Bohaterka udaje się tam nocami, znajdując wewnętrzny spokój w spaniu na starym, wysłużonym łóżku czy bawieniu się swoim ulubionym domkiem dla lalek, stanowiącym wizualną metaforę tego, co dzieje się z jej rodziną. W segmencie Da Swaefa i Roelsa takie pogodne momenty należą jednak do rzadkości. Niepodzielnie rządzi w nim nieustannie podsycana atmosfera niepokoju, ustanowiona już przez model postaci, którym posługują się animatorzy – niby ludzki, ale jednak nie do końca; z malutkimi, ledwie dostrzegalnymi oczkami i wysoko osadzonym czołem, pozostawiającym na twarzach zdecydowanie zbyt wiele wolnej przestrzeni. Nowela kończy się w sposób tragiczny, a zarazem logiczny, możliwy do przewidzenia od samego początku – niczym mroczna, utkana z koszmarów baśń albo jedna z opowieści Dickensa, w której kilka finałowych stron napisał, puśćmy wodze fantazji, H.P. Lovecraft.
Drugi segment rozgrywa się już w czasach współczesnych, a głównym bohaterem jest humanoidalny szczur, zajmujący się (choć to może zbyt duże słowo) handlem nieruchomościami. Okazuje się, że protagonista wszedł jakimś sposobem w posiadanie domu z poprzedniej noweli – teraz próbuje go odsprzedać z zyskiem, układając już w głowie plan wyjazdu, który sprezentuje sobie za zarobione pieniądze. Odnawia całość na własną rękę – tak, aby nie przepłacać na wynajmowaniu fachowców. Walczy z plagą nieustępliwych, acz muzycznie uzdolnionych robaków, które zapowiadają o wiele gorszy problem: ekscentryczną parę, która nie będzie chciała wynieść się z budynku już po zakończeniu oficjalnej prezentacji. Powtarzane przez nich jak mantra zdanie: „Jesteśmy ekstremalnie zainteresowani tym domem”, powoli zaczyna doprowadzać głównego bohatera do szaleństwa.
Za drugą nowelę odpowiedzialna jest Niki Lindroth von Bahr – szwedzka animatorka, która od lat rozwija swoją oryginalną stylistykę właśnie w ramach animacji stop-motion. Tworzeni przez nią bohaterowie to zawsze humanoidalne zwierzęta, ubrane w misternie uszyte materiałowe stroje. Problemy, z którymi mierzą się postacie, często stanowią odbicie bolączek współczesnego świata – od niesatysfakcjonującej, zamienionej w brawurowy numer musicalowy pracy zaczynając (Brzemię), a na dramatycznej próbie sprzedania nierentownej nieruchomości kończąc (Dom). Filmy von Bahr wykazują ponadto zaskakująco wiele punktów wspólnych z kinem Roya Anderssona. Bohaterowie filmów autora Pieśni z drugiego piętra wyglądają i zachowują się bardziej jak przemieszczane niewidzialną ręką figurki niż ludzie z krwi i kości, a poważne kwestie społeczne zderzone zostają w projektach Szweda z absurdalnym, iście skandynawskim humorem; efektem takiego zderzenia jest za każdym razem najwyższych lotów groteska. Podobnie wygląda to w przypadku animacji von Bahr, również tej wchodzącej w skład Domu. Żywioł groteski uruchomiony zostaje tu przede wszystkim za sprawą dwójki ekstremalnie dziwnych, jednocześnie zabawnych i budzących trwogę gości, którzy przełamują dotychczasowe status quo, krok po kroku przeistaczając się w gospodarzy tytułowego budynku – główny bohater, czegokolwiek by nie próbował, zmuszony zostaje do zaakceptowania ich wizji i przemodelowania całego swojego życia, co podkreślone zostaje w symbolicznym, wyjątkowo mrocznym epilogu.
Ostatnia nowela, zrealizowana przez Palomę Baezę, rozgrywa się w bliżej nieokreślonej przyszłości, a jej bohaterami znów są humanoidalne zwierzęta – tym razem nie szczury, lecz znacznie bardziej sympatyczne koty. Protagonistką jest Rosa, która trudni się wynajmem pokojów w zanurzonym pod wodą świecie. Marzy jej się odnowienie budynku (dobrze nam wszystkim znanego z poprzednich nowel), ale nie ma do sfinalizowania swojego celu ani potrzebnych umiejętności, ani środków pieniężnych – dwójka obecnych lokatorów nie kwapi się bowiem do uiszczania czynszu, zamiast tego ofiarowując bohaterce kamyki bądź ryby. Sytuacja zmienia się, gdy dom Rosy odwiedza charyzmatyczny przewodnik duchowy, który, wbrew początkowym animozjom, postanawia jej pomóc. Ostatnia nowela ma zdecydowanie najbardziej optymistyczny wydźwięk ze wszystkich (podkreślają to już letnie, przyjemne dla oka barwy, stojące w opozycji do mrocznej kolorystyki poprzednich dwóch segmentów) – jest w gruncie rzeczy opowieścią o odzyskiwaniu kontroli nad własnym życiem, dorastaniu do pozostawienia przeszłości za sobą. Wykorzystane przez Baezę kukiełki wyglądają ponadto najbardziej przyjaźnie, a najmniej niepokojąco – przywołują wizualne skojarzenia z modelami tworzonymi na potrzeby urokliwych animacji Wesa Andersona (Fantastyczny Pan Lis, Wyspa psów). Co warte odnotowania, finałowy segment jest również jedynym z całej trójki, w którym można dostrzec wyraźne ślady wykorzystania animacji komputerowej – zwłaszcza gdy przyjrzymy się bliżej zatopionej w morskich odmętach przestrzeni, otaczającej główne miejsce akcji. Fundamentem wciąż pozostaje tu jednak technika stop-motion, za pomocą której animowano ruchy wszystkich bohaterów.
Wszystkie trzy nowele Domu, niczym kolejne piętra okazałej budowli, utrzymane są na naprawdę wysokim poziomie – zwłaszcza realizacyjnym. Tworzą spójną, a zarazem bardzo różnorodną antologię, prezentując całe spektrum problemów związanych z tytułową konstrukcją. W każdym z segmentów bohaterowie próbują ją na różny sposób okiełznać: uczynić miejscem przyjaznym do życia, sprzedać z zyskiem, przywrócić do stanu z czasów świetności. Każdy z protagonistów ponosi na swojej drodze porażkę – zwycięzcą można by ogłosić jedynie Rosę z ostatniej noweli, choć cele musiały w tym przypadku ulec istotnemu przeistoczeniu.
Tak jak stworzeni przez nich bohaterowie, tak i odpowiedzialni za Dom animatorzy zmagali się na planie filmowym z mnóstwem problemów, ściśle powiązanych z tym, jak wymagającą i czasochłonną techniką zdecydowali się posługiwać. W ich wypadku miano zwycięzcy należy się jednak wszystkim – i każdemu z osobna.