Sztuczne światy – TROLLE

Przyznam szczerze, że kiedy po raz pierwszy usłyszałem o planach nakręcenia animacji Trolle, miałem mieszane uczucia. Wydawało mi się, że to jeden z tych filmów, który będzie tylko pretekstem do sprzedaży rozmaitych figurek, maskotek i innych zabawek wzorowanych na bohaterach. Kiedyś były one bardzo popularne – ci, którzy wtedy się nimi bawili, dziś mają własne dzieci. Myślałem: kasa, kasa, kasa. Dodając do tego skoczną pioseneczkę w wykonaniu Justina Timberlake’a, która została opublikowana na kilka miesięcy przed premierą filmu w ramach intensywnej kampanii reklamowej, rozpatrywałem Trolle jako czysty biznes. Nadzieje na udany seans miałem nikłe. Okazało się jednak, że bardzo się myliłem.
Familijno-psychodeliczny – taki właśnie jest ten film. Trolle małe dzieci mogą na początku przestraszyć, ale potem mamy już do czynienia z jazdą bez trzymanki pełną śpiewu, tańca, kolorów i… brokatu (brokatu jest może i najwięcej – to bardzo ważny element tej historii). Uwielbiam produkcje, które są kontrolowanie kiczowate, i właśnie taka jest ta. Bohaterowie animacji Dreamworks są przepełnieni radością życia (oprócz jednego, ale o tym później), kochają skoczne pioseneczki, przytulaski, buziaczki, misiaczki, wycinanki z brokatem (a jakże!) i inne takie. To taki idealny świat, w którym impreza trwa wiecznie. Oglądając go, można zwymiotować tęczą. Nasze trolle pewnie też zresztą rzygają na kolorowo (z brokatem!) – tego niby nie wiemy, ale to, że zamiast kupy wydalają z siebie polukrowane muffiny, to już potwierdzone info.
Chciałbym zaznaczyć, że to nie jest słodko-pierdząca rzeczywistość z filmów o Barbie. Twórcy podeszli do tematu z ironią, humor jest tu cięty – kolorowa, śliczniusia ważka zostaje zjedzona przez równie kolorowego stworka (a ten przez jeszcze jednego, a ten przez chmarę mniejszych stworków), a gdy jeden z trolli prosi o gitarę, by coś zagrać (w domyśle: hiperpozytywnego), zamiast uderzyć w struny, wyrzuca ją do ogniska. I tak dalej, i tym podobne. Ja podczas seansu śmiałem się wielokrotnie, i to całym sobą. Zarówno żarty słowne, jak i sytuacyjne są tu na poziomie wykraczającym poza to, co zazwyczaj oglądamy w filmach dla dzieci. Postarano się też, jeśli chodzi o postaci drugo- i trzecioplanowe. Komizm zapewniają właściwie wszyscy, w takiej czy innej formie, w mniejszym lub większym natężeniu. Moją faworytką jest Bergenka Brydzia alias Lady Brokat i Blask – nie można się w niej nie zakochać.
Podobne wpisy
Ale o co chodzi? Trolle od zawsze muszą strzec się przed Bergenami – wielkimi, nieszczęśliwymi kreaturami, które wierzą w to, że radość może dać im jedynie zjedzenie trolla. 20 lat temu kolorowym stworkom udało się uciec z ich krainy i księżniczka Poppy chce urządzić z tej okazji wielkie świętowanie. Choć Mruk, zrzędliwy, dmuchający na zimne samotnik, przestrzega, że taka impreza może zwabić do nich Bergenów, Poppy po prostu nie potrafi się przejmować – dla niej liczy się tu i teraz, nastawiona jest zawsze pozytywnie, a piosenki w jej głowie zagłuszają wszelkie obawy. Niestety, okazuje się, że Mruk miał rację. Wiele trolli zostaje porwanych. Wszyscy wiedzą, że niedługo zostaną one zjedzone, dlatego Poppy decyduje się na misję ratunkową. Towarzyszy jej Mruk, który szybko tego pożałuje… Wolałby zostać porwany, niż spędzać tyle czasu z nadaktywną, rozsypującą brokat na prawo i lewo księżniczką.
To naprawdę przepiękna wizualnie produkcja. Ona po prostu mieni się kolorami, a trolle wyglądają tak, że chciałoby się dotknąć ich włosów przez ekran. Tym, co wyróżnia film na tle innych animacji, jest jednak ścieżka dźwiękowa. I nie chodzi tu tylko o nominowane do Oscara Can’t Stop the Feeling. W Trollach mamy całe mnóstwo świetnych piosenek, z których większość to dobrze znane przeboje w nowych (naprawdę udanych!) aranżacjach. Usłyszymy na przykład Hello Lionela Richiego, I’m Coming Out Diany Ross, September grupy Earth, Wind & Fire oraz The Sound of Silence duetu Simon & Garfunkel. Najlepsza jest zaś scena z wykorzystaniem True Colors Cyndi Lauper – o ile przez większość seansu na mojej twarzy widniał szeroki uśmiech, o tyle w tym momencie ze wzruszenia zrobiła mi się w gardle gula. Co ważne, po polsku utwór ten wybrzmiał chyba jeszcze lepiej niż w oryginale.
Być może niektórych z was odrzuci ta psychodeliczna w swej tęczowości wizja. Ale warto dać Trollom szansę. Film nadaje się w równej mierze dla dorosłych i dla dzieci. Ci najmłodsi widzowie będą zachwyceni postaciami i prostą, wciągającą (acz niegłupią) historią. Starsi będą mieć zaś wielką frajdę z wyłapywania muzycznych smaczków i ironicznego humoru. Wiem, że Trolle to produkcja, do której będę wracać.