LUC BESSON – NIEDOCENIONE filmy reżysera
Wziąłem pod uwagę wyłącznie produkcje, które Luc Besson reżyserował. Wśród filmów, gdzie był tylko scenarzystą, również by się kilka tytułów znalazło, ale nie tym razem. Przykłady reżyserii są ciekawsze, a same filmy o wiele bardziej znane, przynajmniej te niedocenione. Luc Besson zdążył już zapracować na miano reżysera kultowego, nie tylko we Francji. Czy jednak wykorzystał tę sławę, zwłaszcza po Piątym elemencie, Leonie zawodowcu i Wielkim błękicie? Zgadzam się, że zebrane tutaj jego filmy są niedocenione, lecz brak im genialności tych trzech, o których nikomu nie przyjdzie do głowy powiedzieć, że są niedocenione. Każdy reżyser ma swój szczyt. Może Besson już go zdobył? Wielkiej szansy na Bessonowskie uniwersum upatrywałem w Valerianie, lecz się niestety nie udało. Może nakręcenie Valeriana 2 da pierwszej części nowe życie, która paradoksalnie z biegiem lat i w porównaniu z innymi kręconymi filmami science fiction nabiera bezpretensjonalnej jakości. Besson to zdolny reżyser, więc na razie siedem strzałów niedocenienia mu wystarczy.
„Anna”, 2019, rotten 33%, FW: 4,5 od krytyków
Krytycy, oceniając ten film, nie wiedzieć czemu, nie mogli odkleić swojego myślenia od Nikity i przez pryzmat tego filmu ocenili Annę, dorabiając do produkcji niesamowicie skomplikowaną ideologię. Przeczytałem więc, że Anna to nieudany manifest feministyczny, zmarnowana szansa na thriller szpiegowski, niewydarzone kino eksploatacji, a nawet mokry sen szowinistów, którzy chcieli z kobiety zrobić swoją sadomaso zabawkę, w sensie, że Besson jest szowinistą. Pokazał to zresztą podobno w Leonie zawodowcu. To odniesienie do Nikity jest jednak najbardziej mylące, gdyż nie pozwala na uwolnienie się reżysera od swojej legendy, którą mocno już nadgryzł ząb czasu. Anna to przygoda akcji, i tak bym ją traktował – przymykając nieraz oko na scenariuszowe głupotki, a już na pewno ideologiczne wstawki.
„Valerian i miasto tysiąca planet”, 2017, rotten 47%, FW: 4,3 od krytyków
Po seansie w kinie został mi w pamięci najbardziej występ Rihanny. Byłem zawiedziony rozwiązaniami scenariuszowymi, olśniony zaś warstwą wizualną. Generalnie film dostał ode mnie gdzieś koło 5–5,5, ale potem obejrzałem go ponownie i jeszcze kilka razy. O dziwo, zyskał po latach, a to przez porównywanie go do innych w tym czasie opublikowanych na filmowym rynku filmów fantastycznych. Valerian się trzyma i z nadzieją wyczekuję nakręcenia sequela, który, na co mam wielką nadzieję, da serii nowe życie i polepszy oceny pierwszej części. Ocena w okolicach 4 jest z pewnością zbyt niska, chociażby ze względu na bogactwo światów przedstawionych. Scenariusz w takich historiach schodzi gdzieś na drugi plan, a my zbyt często, zamiast się bawić jak dzieci, oczekujemy po takich filmach namysłów filozoficznych o głębokości Rowu Mariańskiego.
„Lady”, 2011, rotten 36%, FW: 3.0 od krytyków
Oceny są zaskakująco niskie. Nie tego się chyba po Bessonie krytycy spodziewali, uznając, że nie jest w stanie, nie umie, nie pasuje, nie powinien itp., kręcić historii obyczajowo-psychologicznych. Besson musi kręcić kolorowe filmy akcji. Czyżby krytycy zapomnieli już o Wielkim błękicie? Lady trochę mi ten Bessonowski hit przypomina, jeśli chodzi o niespieszną narrację. Z pewnością nie jest to film dla wszystkich, w trudny sposób ukazujący emocje i polityczne uwarunkowania, ale ocena w okolicach 3 jest wyjątkowo krzywdząca. A tak na marginesie, jestem ciekawy, jakie by były opinie, gdyby Lady miała premierę kilka lat później, a co najważniejsze, po premierze Wszystko wszędzie naraz oraz nagrodzeniu Michelle Yeoh Oscarem?
„Artur i Minimki 3. Dwa światy”, 2010, rotten 20%, FW: 4,5 od krytyków
Historia skończyła się na Ziemi, w świecie całkowicie realnym. Tak musiała, chociaż mam świadomość, że takie przeniesienia bywają trudne. Wyobraźcie sobie, co by się stało z legendą Shreka, gdyby go nagle umieścić w Nowym Jorku? Mit pewnie by upadł. Historia Artura tak kultowa nigdy się nie stała, więc warto dać jej szansę i docenić sugestywnego Maltazara. Głos Lou Reeda jest wielki. Freddie Highmore współpracuje z Seleną Gomez na poziomie dla mnie zadziwiającym, że tak ci aktorzy w ogóle potrafili się zgrać. Jest czasem kiczowato, ale weźmy poprawkę jednak na to, że to nie jest poważny dramat psychologiczny, a dzieci – z tego, co wiem – bawią się przy tym filmie dobrze. To są najlepsi krytycy.
„Artur i zemsta Maltazara”, 2009, rotten 0%, FW: 4,5 od krytyków
Można powiedzieć, jak źle oceniający film krytycy, że akurat ta część bajki jest łącznikiem między Arturem i Minimkami a Dwoma światami, tyle że w tym sensie negatywnym. Łącznikiem, gdyż da się ją skompresować do 15–20 minut. Nie zamierzam się kłócić, bo faktycznie scenariusz Luc Besson, przecież zdolny pisarz, trochę odwalił, niemniej zachowało się w tej części to, co najważniejsze – klimat i suspens, które prowadzą widza do części bardzo udanej jak na wszystkie 3. części bajek, czyli do Dwóch światów. Ocena 4,5 wynika z tego skupienia się na ocenie fabuły w relacji do pierwowzoru, ale warto pamiętać o wielu tych dobrych cechach – np. poprawionej animacji, zgrabnym połączeniu filmu aktorskiego z animacją, co się rzadko naprawdę w kinie zdarza, oraz świetnej roli Freddiego Highmore’a.
„Artur i Minimki”, 2006, rotten 22%, FW: 5,3 od krytyków
Produkcja zasługuje na ocenę co najmniej 7, ale nie 5 i zgniłka na Rotten Tomatoes. Jest to jedna z najciekawiej w XXI wieku zrealizowanych bajek dla dzieci i rodziców. Historia w niej opowiedziana jest przede wszystkim nowa, jeszcze niezużyta kolejnymi wersjami. Zarzut, że film jest zbyt brutalny dla dzieci, również wydaje się nietrafiony, gdyż taki chwalony przez wszystkich Shrek niesie ze sobą o wiele więcej nawiązań do bardzo dorosłych symboli kulturowych, a nikt go za to nie krytykuje. Zgadzam się, że animacja mogłaby być lepsza, ale to na szczęście poprawiono w kolejnych częściach. Te jednak zostały gorzej ocenione. Najwyraźniej świat minimków się nie przyjął. Co z tego jednak. Akurat w tej materii widzowie mają nieco odmienne zdanie od krytyków, bo spoglądają na Artura chyba mniej formalnie.
„Atlantis”, 1991, rotten bez oceny, FW: bez oceny
Wielki błękit to koniec lat 80. Atlantis – początek lat 90., więc nie tak daleko od siebie. To dokumentalna kontynuacja życiowej podróży Bessona, o której marzył, że będzie ją sam pod wodą realizował. Życie jednak ułożyło dla niego inny scenariusz. Aż dziwny i powodujący smutek jest ten brak ocen Atlantis, co świadczy o zupełnym braku zainteresowania tego typu produkcjami, nawet wśród fanów Wielkiego błękitu. Może to przez specyficzną narrację z prowadzącą muzyką Érica Serry. Skupienie się na podwodnym świecie poprzez obraz, a nie przyrodniczy opis. Może ta forma nie przypadła widzom do gustu? Atlantis jest filmem tyleż niedocenionym, co całkowicie zapomnianym. Stanowi wartościowy suplement do Wielkiego błękitu. Z Atlantis łatwiej jest nam zrozumieć decyzje Jacquesa, który wyobraził sobie podwodny świat jako swój, co jest zupełnie wbrew rozsądkowi. I mam nadzieję, że Luc Besson jeszcze wróci do tej tematyki.