Dlaczego SHREK wciąż łączy POKOLENIA niezależnie od WIEKU?
Minęło 20 lat od premiery pierwszej i najbardziej kultowej części Shreka. Mało która z bajek z tamtych czasów tworzonych za pomocą animacji 3D jest tak do dzisiaj doceniana. Być może za kolejne 20 lat w końcu przegra wizualnie ze współczesnymi jej filmami na tyle, że dobra treść przestanie się liczyć, ale jeszcze nie teraz. Trzyma się dobrze w przeciwieństwie do np. Toy Story, lecz sześć lat różnicy wtedy zdawało się technologiczną przepaścią. Fabuła Shreka również wydaje się odporniejsza na czas i zmiany pokoleniowe, a przede wszystkim bardziej metaforyczna, przez co łatwiej ją symbolicznie przetłumaczyć zgodnie z oczekiwaniami dzieci w wieku od mniej więcej czterech do nastu lat i oczywiście dorosłych, niezależnie od bliskości wieku emerytalnego. Co więc dokładnie zdecydowało o sukcesie Shreka?
Wtedy, 20 lat temu, na tego typu bajki patrzyło się zupełnie inaczej niż obecnie. Animacja 3D wciąż była nowością, a każdy kolejny tytuł realizowany w tej technice był porównywany do poprzedniego, czy aby nie jest lepszy lub gorszy graficznie. Dzisiaj nie czuć już tej walki między animacjami. Na różnice między nimi, które wciąż istnieją, również zwraca się mniejszą uwagę. Przyzwyczailiśmy się do tego typu filmów, a co za tym idzie – nie robią one na nas już takiego wrażenia, jak kiedyś. Poza tym większość publikowanych tytułów to średniaki odcinające kupony od niegdysiejszych kamieni milowych w gatunku. A to kolejny dowód na to, że Shrek udał się nie tylko jako świetna technicznie animacja, ale i historia, która trwa w nas, widzach, do dzisiaj.
Łatwiej jest więc niektórych twórcom, jeśli nie mają własnych pomysłów, wykorzystać te zabiegi, które się kiedyś sprawdziły. To w sumie normalne. Pytanie tylko, jak bardzo odtwórczo się postępuje. Nikt nikomu nie broni się inspirować, ale bezrozumne kopiowanie doprowadza tylko do spadku ogólnej jakości bajek w świecie animacji 3D, gdzie podobnie jak w filmie fabularnym często stawia się jedynie na wygląd, a zapomina o treści. Shrek jest tym typem produkcji, która kunsztownie podeszła do prezentacji świata i bohaterów zarówno pod względem ich charakterów, jak i wizualnej jakości. W naszej polskiej rzeczywistości medialnej do sukcesu Shreka przyczynili się dodatkowo świetni rodzimi aktorzy, niekoniecznie dubbingowi, przez co zaczęliśmy postrzegać bajkowe postaci jako w pewnym sensie obdarzone cechami ludzi, którzy użyczyli im głosów.
Dubbing
Oczywiście zabieg powiązania psychologii animka z charakterem aktora dającego mu głos został perfekcyjnie wykorzystany przez twórców Shreka i stał się podstawą do pracy nad wersjami dubbingowymi w każdym innym języku niż oryginalny angielski. Polakom pozostało tylko (a może i aż) zadanie dobrania do postaci naszych artystów, co udało się znakomicie. Kto wie, czy nie lepiej niż w pierwowzorze. W wersji oryginalnej Shreka zagrał Mike Myers, Osła Eddie Murphy, Fionę Cameron Diaz, a Farquaada John Lithgow. W polskiej byli to odpowiednio: Zbigniew Zamachowski, Jerzy Stuhr, Agnieszka Kunikowska i Adam Ferency. Zbigniew Zamachowski po mistrzowsku oddał przeciwieństwo fizyczne między aktorem a postacią przez niego odgrywaną, zupełnie jak Myers, Jerzy Stuhr za to nadał Osłowi swoją charakterystyczną komediową fajtłapowatość, a przy tym czepliwość, Adam Ferency zaś sprawił, że Farquaad stał się naprawdę czarnym charakterem. Największym problemem okazała się rola Fiony, bo nie stała za nią żadna aktorska osobowość, którą byśmy znali z wyglądu. Agnieszka Kunikowska jest aktorką wyłącznie dubbingową. Fani serii gier komputerowych Wiedźmin z pewnością znają ją z roli Triss Merigold, niemniej Kunikowska w takim towarzystwie naprawdę musiała dać z siebie wszystko. I poradziła sobie. Mimo wszystko trochę szkoda, że nie udało się znaleźć nikogo pokroju Stuhra, żeby dał głos Fionie. Wszystkim tym artystom udało się jednak stworzyć niepowtarzalny klimat w polskiej wersji Shreka, co w połączeniu ze znakomitym polskim tłumaczeniem dialogów zapewniło bajce kultowy status.
Dialogi
I tak dochodzimy do zdefiniowania klucza do sukcesu Shreka w naszym kraju – z jednej strony doskonała relacja aktorów z dubbingowanymi postaciami, a z drugiej tłumaczenie uwzględniające naszą kulturową grę językową, czyli metaznaczenia. To drugie dostaliśmy dzięki tłumaczowi Bartoszowi Wierzbięcie i reżyserce dubbingu Joannie Wizmur, postaciom jakże nieznanym, a z drugiej strony nieodzownym i ważnym dla odbioru polskich wersji bajek. Bez nich nie byłoby np. w Shreku wtrętu o Żwirku i Muchomorku, Osioł nie nawiązałby do wykonywanej niegdyś przez Jerzego Stuhra piosenki „Śpiewać każdy może”, a poza tym nie byłoby również trawestacji ważnego zdania z Seksmisji: „Ciemność, widzę ciemność”. Osioł jest nie tylko dowcipnym bohaterem z bajki, ale i kamieniem milowym w dziejach polskiego dubbingu. Jerzy Stuhr udowodnił, że da się przejść do historii, wykorzystując jedynie głos, i to w kinie skierowanym głównie do młodszego widza. Wydatnie pomógł mu rzecz jasna Zbigniew Zamachowski, ale to Osioł pociągnął polski dubbing niczym wół roboczy. Zaczęto przede wszystkim dostrzegać, że zatrudnienie gwiazd do podkładania głosów pomaga animacji osiągnąć sukces.
Dzieci nieraz kojarzą aktorów wyłącznie z głosu, a jeśli na dodatek kwestie są dobrze przetłumaczone i zawierają sporo treści charakterystycznych wyłącznie dla danej kultury narodowej, to sukces animacja ma gwarantowany. Nawet jeśli młodsze pokolenie nie rozumie jakichś treści, starsze im je wytłumaczy. Tak się rodzi łączność między rodzicami, dziećmi i dziadkami, wykorzystująca dzieło artystyczne do przekazywania kultury. Shrek zawdzięcza swoją kultowość właśnie owemu zrealizowanemu z zaangażowaniem i sercem połączeniu dobrego tłumaczenia z kreacjami aktorskimi, które znacznie wcześniej już wypracowały swój legendarny wizerunek w świecie filmu fabularnego.
Ujmując sprawę bardziej formalnie, Shrek zrewolucjonizował polski dubbing dzięki stosowanej przez Joannę Wizmur zasadzie nazywanej „dubbingiem bez dodatkowej kreski”. Polegała ona na rezygnacji z dogmatycznego przestrzegania przez aktorów warsztatu w mówieniu, artykulacji i poprawności językowej podczas wypowiadania kwestii. Mieli nie grać jak w teatrze, a zachowywać się naturalnie, ponieważ już wystarczającą sztuczność wprowadzono do świata przedstawionego za pomocą samej animacji czy też kreski rysownika. Dubbing przestał być teatrem, stał się przyjazny słuchaczowi, zarówno temu młodszemu, jak i starszemu. Zasadę tę idealnie realizował przy Shreku Bartosz Wierzbięta, uwalniając dialogi, zapewniając im niezobowiązujący dowcip, wprowadzając elementy mowy potocznej, a nawet gwary i błędów językowych. Dubbing nareszcie przestał być jedynie narzędziem stosowanym tylko po to, żeby ułatwić odbiór filmu dzieciom, które nie nadążają z czytaniem napisów. Stał się sztuką samą w sobie.