Klasyczne HORRORY, które do dziś PRZERAŻAJĄ
Jeszcze nim zacząłem się zastanawiać nad filmami do polecenia w tym zestawieniu wszystkim tym, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę przed ekranem ze strachem, przyszło mi do głowy, że na pewno nie będzie wśród propozycji horroru science fiction. Prawie się udało. Zrobiłem wyjątek dla legendarnego Obcego Ridleya Scotta, gdyż reżyser wykorzystał w nim mnóstwo klasycznych zabiegów dla filmów grozy. Żeby więc doświadczyć odpowiedniego strachu na ekranie, a jednocześnie poznać historię gatunku, trzeba tę produkcję obejrzeć. Poniżej 10 klasyków, które albo wrażliwców utwardzą i zachęcą do eksplorowania gatunku, albo na stałe odstraszą, żeby do śmierci oglądali komedie o wampirach bez zębów.
„Omen”, 1976, reż. Richard Donner
Wiele o tym filmie już napisano. Sam to zrobiłem w tekście o tajemniczych wydarzeniach, które towarzyszyły realizacji wielu filmów grozy, a Omen był właśnie jednym z nich, podobnie jak Duch. To stary film, który nie straszy nie krwią, epatuje przemocą, a wykorzystuje kulturowy lęk u widza. Zestawia także symbole, których połączenia nie jesteśmy w stanie zaakceptować. Dziecko przecież nie może być złe. Dziecko nie może patrzeć na innych bohaterów, a zwłaszcza na widza, jak morderca. Pojęcie „opętania” tkwi w nas jak rak. Cierpią przez nie tysiące ludzi, a Omen zręcznie ten lęk wykorzystuje.
„Suspiria”, 1977, reż. Dario Argento
Wybrałem jednak starszą wersję, gdyż lepiej byłoby zacząć poznawać tę historię i stylistykę od wersji lżejszej i mniej dosłownej. Koniec i tak będzie odstraszający i surrealistyczny. To oczywiście nie oznacza, że Suspiria w wersji z 2018 roku nie jest warta uwagi. Jest inna, godna swoich czasów i nieco lepiej zagrana aktorsko. Różni się również znacząco wykorzystaniem efektów specjalnych, tyle że trafia już do zupełnie innego rodzaju widza, potrzebującego o wiele mocniej i dosłowniej widzieć i doświadczać przemocy na ekranie. Suspiria w wydaniu Dario Argento spokojniej prowadzi odbiorcę, co nie oznacza, że mniej strasznie.
„The Blair Witch Project”, 1999, reż. Daniel Myrick, Eduardo Sánchez
A wszystko przez formę wizualną i sposób narracji. Przed tym filmem widzowie w Polsce czegoś takiego nie widzieli, a seans naprawdę potrafił zastraszyć psychikę, nawet jeśli wiedziało się, że to fikcja. A może nie – gdzieś tam z tyłu głowy pobrzmiewała wątpliwość, od której nie można się było uwolnić. A potem, przynajmniej w moim przypadku, nastał czas gry. Grafika była dość podła. Plansze statyczne, nie przesuwały się nawet wraz z poruszającą się postacią, ale klimat okazał się ponadczasowy, straszny, a zarazem wciągający. Nie wiadomo przecież, co czeka za kolejnym drzewem. Może potwór, może wiedźma, a może sam Pan Ciemności. The Blair Witch Project niewątpliwie wciąż będzie straszył, zwłaszcza tym młodszych widzów.
„Obcy – 8. pasażer Nostromo”, 1979, reż. Ridley Scott
H.R. Giger stworzył nie tyle postać Ksenomorfa oraz jego świat przedstawiony, ile sposób myślenia o nim jako o radykalnej odmienności, na której buduje się strach. Ridley Scott i Dan O’Bannon rozwinęli tę mroczną sztukę, nadając jej ruch, przyoblekając w cechy klasycznego horroru oraz przyprawiając najprzeróżniejszymi intertekstualnymi znacznikami. Odkrywać je może każdy widz, ale być może nie na początkowym etapie zapoznawania się z horrorem jako gatunkiem. Pierwszy seans to będzie zapewne doświadczanie akcji filmu na poziomie bardzo pierwotnym, aż za którymś razem scena z Ashem nabierze właśnie tego erotycznego znaczenia.
„Sierociniec”, 2007, reż. J.A. Bayona
Jak na klasyka, to młoda produkcja, jednak znakomicie zaplanowana pod względem suspensu. Wykorzystanie dzieci ma ogromne znaczenie. Są niewinne, ale jednak z łatwością przyczepia się do nich element zła. Mało tego, widzowie w określony sposób reagują na słowo „sierota”. Zwykle się litują. Odzywa się w nich pierwotna chęć pomocy w zaopiekowaniu się dzieckiem, a tu okazuje się, że czasem taka reakcja jest właśnie słabością. Podobnie jak w stosunku do sierot, którym chcemy nieraz kompulsywnie pomagać, równie mocno, chociaż negatywnie reagujemy na maski, zwłaszcza te sugerujące jakiś rozpad, degenerację. I znów Sierociniec wykorzystuje ten lęk, jak i wiele innych symbolicznych dla horroru sytuacji, od których uciekamy w realnym życiu.