Suspiria (1977)
Tekstem o Suspirii Dario Argento otwieramy nowy cykl, pod wielce wymownym tytułem Od szeptu w krzyk. Rzecz o horrorach, tych ambitnych i trashowych, starych i nieco nowszych, słynnych i kompletnie nieznanych bądź zapomnianych. Kino grozy jest wiecznie żywe, wciąż ewoluujące, a jednocześnie pamiętające o swoim dziedzictwie. Nie dziwi zatem stała popularność tego gatunku, którego twórcom zależy przede wszystkim na solidnym wystraszeniu widzów. To jedno kryterium wystarczy, aby dany tytuł był uważany za sukces lub niepowodzenie.
Istnieją horrory bardziej subtelne, nastawione na wywołanie u oglądających niepokoju, dziwnego stanu ducha, który utrzymuje się jeszcze na długo po seansie. Albo takie, które nie przynależą do tego gatunku, a przerażają nas do szpiku kości. Również i dla tych filmów znajdzie się miejsce na łamach tego cyklu. Oczywiście jeśli starczy nam odwagi.
Jeszcze zanim Suspiria (w Polsce znana również jako Odgłosy) na dobre się rozpocznie, reżyser Dario Argento atakuje zmysły widza. Głośne bębny i smyczki będące podkładem do napisów początkowych szybko ustępują miejsca pozytywkowej melodii, która zamienia się w coś bardziej drapieżnego i złowróżbnego. Gdzieniegdzie przedziera się głos wokalisty zespołu Goblin z jednym jedynie słowem – witch (wiedźma). Słyszany jest również narrator opowiadający o przylocie młodej Amerykanki, Suzy Bannion, do Fryburga, w celu nauki w słynnej szkole baletowej.
I rzeczywiście, pierwszy obraz, jaki dane jest nam zobaczyć, to opuszczająca nocą lotnisko wielkooka i sympatycznie wyglądająca młoda kobieta. Ale już ta otwierająca scena budzi niepokój. Kamera filmuje idącą ku wyjściu bohaterkę, w tle wychwytując dźwięki lotniska, lecz gdy zmienia punkt widzenia, obserwując drogę jej oczami, znów pojawia się słyszana podczas napisów dziecięca muzyczka. Cięcie na Suzy i melodia znika, zastąpiona odgłosami z hali przylotów. Kolejna zmiana perspektywy i kolejny raz towarzyszy nam podejrzanie niewinna kompozycja. Czy dziewczyna również ją słyszy? Jest tak, jakby bohaterka została ostrzeżona już na starcie przed niebezpieczeństwami czyhającymi na nią w dziwnej szkole.
W nakręconym w 1977 roku filmie Argento po raz pierwszy porusza się po terytorium fantastyki, łącząc elementy horroru, baśni, a nawet włoskiej odmiany thrillera zwanej giallo, z której do tej pory słynął. Jego debiutancka, cudacznie zatytułowana tzw. zwierzęca trylogia, złożona z Ptaka o kryształowym upierzeniu (1970), Kota o dziewięciu ogonach oraz Czterech much na szarym aksamicie (dwa ostatnie z 1971), stanowi mariaż filmu detektywistycznego ze scenami dosyć brutalnej przemocy (zwłaszcza wobec kobiet) oraz perwersyjną zabawą wynikającą z narracyjnych niespodzianek. Ważniejszy od treści jest sposób, w jaki reżyser tworzy pełne napięcia sekwencje, w czym wydatnie pomaga muzyka Ennio Morricone oraz techniczna biegłość Argento zakrywająca często scenariuszowe nielogiczności. Tych ostatnich uniknął w dużej mierze w Głębokiej czerwieni (1975), swoim najlepszym giallo, w którym już do perfekcji opanował swój reżyserski warsztat. Nic więc dziwnego, że po tym filmie postanowił odpocząć od swojego ulubionego gatunku i nakręcić coś innego.
Scenariusz do Suspirii Argento napisał wraz ze swoją ówczesną partnerką, aktorką Darią Nicolodi, a inspirowany był zarówno opowieścią jej babci o szkole, w której praktykowano czarną magię, jak i dziełem XIX-wiecznego eseisty Thomasa De Quinceya, Suspiria de Profundis. Tym razem jednak historia jest pretekstem dla reżysera do stworzenia nie tylko scen, które mają widzów wystraszyć bądź zszokować. Fantastyczna fabuła daje mu również okazję do odrealnienia całego świata, stworzenia wizji rodem z sennego koszmaru. Skąpane w czerwonym świetle twarze bohaterek, barokowo wystrojone wnętrza pomieszczeń, rażące jaskrawe kolory ścian w szkole – to wszystko uderza widza swoją sztucznością oraz faktem, że dla Suzy wydaje się to całkowicie normalne. Nie słyszymy z jej ust słów zachwytu, oznak jakiegokolwiek zaskoczenia, że oto znalazła się w, wydawać by się mogło, baśniowym świecie. I ta niema akceptacja może dziwić. Tymczasem nie powinna.
Suspiria jest filmem, w którym, mniej lub bardziej, rządzi logika snu. Argento woli mnożyć niesamowitości, niż tłumaczyć ich pochodzenie.
Jedna z bohaterek próbuje przeskoczyć pomieszczenie pełne drutu kolczastego, choć początkowo go nie widzi, podobnie jak widz. Gdy jednak wpada w niego, oczywistym jest, że nie mogła go nie zauważyć. Ktoś poczyta to za błąd logiczny, lecz dla reżysera liczy się przede wszystkim zaskoczenie spowodowane nagłym znalezieniem się dziewczyny w śmiertelnej pułapce.
Zagadka, jaka pojawia się w trakcie filmu, zostaje rozwiązana dzięki liczeniu kroków, co na swój sposób wydaje się pomysłem sensownym, jednocześnie niejako oderwanym od rzeczywistości, przywodzącym na myśl bajkowe metody. Przypominają się okruszki, po których można znaleźć wyjście. Nawet jedyny moment, która odstaje od całej reszty, gdyż tłumaczy pochodzenie złego, budzi podskórny niepokój – operator Luciano Tovoli w pewnym momencie koncentruje się nie na rozmawiających bohaterach, ale ich nieostrych odbiciach na szybach szklanego budynku, zaś filmowana z dołu głowa profesora demonologii na tle wypełniającego kadr błękitnego nieba utwierdza widza w przekonaniu o ukrytym sensie tej sceny. Kompozycyjnie i kolorystycznie bliżej jej do następnego filmu, jaki Argento i Tovoli zrealizują wspólnie czyli Tenebre (1982); tutaj natomiast sprawia wrażenie zbyt wyróżniającej się, aby miała nic nie znaczyć.
To samo tyczy się postaci, często mierżących swoim zachowaniem lub wyglądem – studentki dogryzają sobie i pokazują języki jak małe dziewczynki (scenariusz był zresztą pisany z myślą o dużo młodszych aktorkach), surowa i wyjątkowo postawna panna Tanner sprawia wrażenie furiatki trzymającej na wodzy swoje emocje, zaś siostrzeniec kierującej szkołą madame Blanc ubrany jest w strój kompletnie nie pasujący do epoki. Towarzyszy on głównie starszej kucharce, tworząc z nią dziwny duet. Do tego dochodzi angielski dubbing (większość aktorów to Włosi), często rażący przesadnym akcentowaniem niektórych wyrazów. Widz utożsamia się z Suzy nie tylko dlatego, że jest ona nominalną bohaterką, ale przez swoją zwyczajność i fakt, że grająca ją Amerykanka Jessica Harper mówi własnym głosem.
W Suspirii jest jednak więcej rzeczy, które mogą razić, a nawet odrzucać.
Muzyka w wielu scenach jest zdecydowanie zbyt głośna, krew przesadnie jaskrawa, a sensu, tak konkretnych epizodów, jak i całości, raczej nie należy się doszukiwać. Innymi słowy, znajdą się tacy, których film Argento nie przestraszy, a wręcz przytłoczy mnogością pomysłów i efektem szoku, jaki ma on wywołać. Ale o to właśnie włoskiemu reżyserowi chodzi. Chce on widza zadręczyć feerią barw i dźwięków, efektami gore oraz nieoczekiwanymi wybuchami przemocy. Jednocześnie zauroczyć obrazami, nawet takimi, po których włosy jeży się na ciele. Mamy się poczuć nie tylko, jak Suzy, bezbronni i w pułapce, lecz także jak niewidzialny szaleniec, którego tożsamość pozostaje zagadką. U twórcy Głębokiej czerwieni punkt widzenia mordercy staje się często równie ważny, co ofiary, a może nawet ważniejszy.
Kultowy horror fantastyczny Dario Argento doczekał rozwinięcia wątków w postaci dwóch kontynuacji, razem tworząc tzw. trylogię Trzech Matek. O ile jednak Inferno (1980) jest jeszcze udanym, choć stylistycznie odmiennym od oryginału filmem, tak powstała 30 lat później Matka łez (2007) stanowi już smutny dowód twórczej niemocy reżysera. Coraz częściej słyszy się za to o planowanym remake’u Suspirii – kilka lat temu za projekt ten miał odpowiadać David Gordon Green, obecnie zaś pomysłodawcą powrotu do opanowanej przez złe moce szkoły baletowej jest inny włoski twórca, Luca Guadagnino.
Bez względu na to, czy nowy film powstanie czy nie, dzieło Argento nadal będzie oddziaływać na widzów swą szaleńczą energią, wizualnością i unikalnością. Trudno bowiem znaleźć drugi obraz, który choćby po części był stylem i klimatem podobny do Suspirii.
korekta: Kornelia Farynowska