search
REKLAMA
Ranking

KINO W FILMACH, czyli FILMY W KINIE

Jacek Lubiński

28 kwietnia 2017

REKLAMA

Epidemia (Outbreak, 1995)

I przykład, po którym może się odechcieć chadzania do multipleksów. Oto jeden z techników, który wcześniej przypadkowo zbił próbkę ze śmiertelnym wirusem Motaba, nieświadomy zagrożenia, wybiera się z dziewczyną do kina na seans No i co, doktorku? z Barbrą Streisand. Wirus mutuje i dzięki swojemu nosicielowi, który radośnie kaszle i prycha na lewo i prawo, zaczyna rozprzestrzeniać się niczym grypa, przetrzebiając pół miasteczka Cedar Creek.

Femme Fatale (2002)

Brian De Palma połączył przyjemne z pożytecznym, kręcąc swój mało ambitny kryminał w trakcie festiwalu w Cannes w 2001 roku, wydatnie korzystając ze wszystkich przywilejów. Nie odtworzył jednak, jak początkowo planował, premiery Mulholland Drive Davida Lyncha – zamiast tego słynna sekwencja kradzieży diamentowego stroju, połączona z seksualnymi igraszkami dwóch kobiet, ma miejsce w trakcie uroczystego seansu Wschód – Zachód Régisa Wargniera, z udziałem samego reżysera i jego gwiazd. Ostatecznie zostaje on przerwany, kiedy złodzieje wyłączają prąd w całym budynku. Ekipa mogła sobie na to pozwolić, gdyż był to film dwa lata starszy i tym samym nie startował faktycznie w konkursie o Palmę, tę Złotą.

Gangster Squad: Pogromcy mafii (Gangster Squad, 2013)

Ta scena mogła przejść do historii kina. Tymczasem przeszła jedynie do historii – z powodu wycięcia jej na krótko przed premierą filmu. Wszystko przez autentyczne wydarzenia, które wstrząsnęły Ameryką w lecie 2012 roku – w kinie w miejscowości Aurora uzbrojony mężczyzna zabił w trakcie seansu Mroczny rycerz powstaje tuzin osób i ranił wielokrotnie więcej przypadkowych widzów.

Analogicznie miała przedstawiać się scena w gangsterskim dramacie Rubena Fleischera – z tą różnicą, że rozgrywała się podczas projekcji Rzeki Czerwonej w słynnym kinie Grauman’s Chinese Theatre, w Los Angeles A.D. 1949. Strzelając na oślep zza ekranu, czterech drabów miało efektownie przebić się przez białą płachtę, usiłując zabić jednego z głównych bohaterów. Fragmenty tej sceny można było podziwiać w pierwszym zwiastunie filmu – po incydencie w Aurorze także wycofanym z obiegu.

Gremliny 1 i 2 (Gremlins, 1984/Gremlins 2: The New Batch, 1990)

I coś mniej posępnego w wymowie. W obu częściach hitu Joe Dantego zaglądamy na kinową salę. W pierwszej części jest to naturalnym następstwem opanowania przez krwiożercze stwory całego miasteczka – po stratowaniu wszystkich innych budynków Gremliny tłumnie stawiają się na seansie disneyowskiej Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków, której seans sprawia im wyraźną radochę.

W sequelu kino stanowi natomiast niespodziewany, zabawny przerywnik. Po tym, jak tytułowe potworki niszczą taśmę ze swoim własnym filmem, o pomoc poproszony zostaje wrestler Hulk Hogan, który relaksuje się, oglądając Volleyball Holiday – czarno-białą produkcję sprzed lat o zabarwieniu erotycznym. Wkurzony, nakazuje Gremlinom wznowić główny film. Co ciekawe, na potrzeby rynku wideo stworzono wariację tej rozbrajającej scenki, w której spalony film zastąpiono efektem zepsutego odtwarzacza, a zamiast Hogana na ekranie pojawiają się zmodyfikowane fragmenty filmów z Johnem Waynem i Królikiem Bugsem (patrz filmik poniżej).

A skoro już przy twórczości Dantego jesteśmy, to nie sposób nie wspomnieć także o niezbyt popularnym w Polsce Przedstawieniu (Matinee; 1993). Tytuł oryginalny pochodzi z francuskiego i w amerykańskiej kulturze oznacza dosłownie popołudniową projekcję, często będącą główną atrakcją dnia.

I rzeczywiście, lwia część akcji odbywa się w trakcie seansu horroru Mrówkoczłek! (Mant!) – fikcyjnego dziełka klasy B, który jest jednocześnie interaktywnym eksperymentem z publicznością (wymykającym się nieco spod kontroli) oraz swoistym hołdem dla starych hitów gatunku, takich jak Tarantula, One!, Mucha z 1958 roku, Zabójcza modliszka czy Beginning of the End (1957). Fragmentarycznie wykorzystano także klipy z kultowej Bestii z głębokości 20.000 sążni, natomiast całość to naprawdę kapitalna zabawa kinem jako takim.

Krzyk 2 (Scream 2, 1997)
i
Oszukać przeznaczenie 4 (The Final Destination, 2009)

O tym, że kino może dla niektórych okazać się grobem, przekonywał już jeden z wcześniej przytoczonych przykładów. W tych dwóch seriach grozy budynek kina sprowadzono jednak bezpośrednio do zobrazowania konkretnych zabójstw.

W prologu tego pierwszego, bohaterowie wybierają się do kina Rialto na seans Ciosu (Stab)fikcyjnego slashera, który powstał na bazie wydarzeń z części pierwszej. Atmosfera jest tu naprawdę przerażająca, gdyż co drugi widz ma na sobie charakterystyczną maskę mordercy i biega z gumowym nożem w ręku. Jak nietrudno przewidzieć, kończy się to oczywistą, krwawą tragedią. Jest to zresztą naturalne następstwo oryginału, w którym duży nacisk położono na deski teatru, gdzie również dochodziło do iście dantejskich scen. W kolejnych odsłonach cyklu przeniesiono się z kolei już bezpośrednio na plan, za kulisy dziesiątej muzy.

Przeznaczenia nie udało się oszukać również w tej drugiej produkcji, która idzie z duchem czasu i zabiera nas na moment na projekcję 3D. Rzecz jasna zdobycze techniki wychodzą jednej z bohaterek dosłownie bokiem – Janet ginie w niezbyt przyjemnych okolicznościach, przebita stalowym prętem, który bynajmniej nie był jeszcze jednym wylatującym z ekranu trikiem. W tej sytuacji znamiennym okazuje się już tytuł filmu, na jaki się wybrała – Długi pocałunek na dobranoc

Leon zawodowiec (Léon, 1994)

Były już wampiry, potwory i zabójcze wirusy, to czemu i nie płatni mordercy? Jak udowadnia film Luca Bessona, przynajmniej niektórzy z nich lubią czasem wybrać się incognito na seanse w środku tygodnia. A cóż jest lepszego w przerwie pomiędzy zabijaniem od pełnych życia i uśmiechów musicali? To ulubiony repertuar Leona, który z iście dziecięcą fascynacją ogląda hity z Genem Kellym – Deszczowa piosenka i Zawsze jest piękna pogoda – niejako dziwiąc się przy tym, że nikt oprócz niego na (w większości i tak pustej) sali nie objawia podobnego entuzjazmu.

Miasteczko South Park (South Park: Bigger, Longer & Uncut, 1999)

W pełnometrażowej kontynuacji tej obrazoburczej serii animowanej budynek kina stanowi dla czterech nieletnich bohaterów o dużych oczkach główny cel ich młodego życia i jednocześnie późniejsze źródło problemów wszelakich. To tam znajduje się prawdziwy Święty Graal, czyli przeznaczone jedynie dla widzów dorosłych Dupy ognia (Asses of Fire) od kanadyjskich zgrywusów Terrance’a i Phillipa. Gdy podstępem udaje się im go w końcu obejrzeć, ich psychika ulega gwałtownej przemianie, w rezultacie czego pod (względnie) spokojnym miasteczkiem dosłownie otwierają się bramy piekieł.

Noc komety (Night of the Comet, 1984)

Główna bohaterka filmu pracuje (no, przynajmniej udaje, że pracuje) w lokalnym kinie o nazwie El Rey, w którym, tak jak i w całej okolicy, panuje iście świąteczna atmosfera z okazji nadlatującej tytułowej komety. W sali leci specjalnie przygotowany nocny maraton, jednak nie mamy okazji zobaczyć, co dokładnie grają, bo nasza heroina zaszywa się w projektorni wraz ze swoim chłopakiem. Nad ranem okazuje się, że solidna, stalowo-betonowa konstrukcja dosłownie ocaliła jej życie. Rzadki to przykład tak mocno pozytywnego, iście zbawiennego wizerunku tego miejsca dla mas.

Odlot (Up, 2009)

Kinu sporo zawdzięcza również Carl Fredricksen, wszak to w nim po raz pierwszy poznaje smak prawdziwej przygody – podczas oglądania fikcyjnych kronik filmowych o wielkim podróżniku i odkrywcy Charlesie F. Muntzu. Mały Carl z pochwały godną konsekwencją śledzi wyczyny swojego mistrza, marząc o tym, by w przyszłości móc uczestniczyć w podobnych perypetiach. W prostej linii seanse te prowadzą go do najwspanialszej przygody życia – miłości.

Opętanie (Stir of Echoes, 1999)

Dość osobliwym miejscem w tym horrorze kino staje się dla Kevina Bacona. Tam bowiem trafia, będąc zahipnotyzowanym na imprezie – do starego, ogromnego, pomalowanego na czarno budynku (w rzeczywistości wykorzystany przez ekipę chicagowski moloch o nazwie Rialto mieni się kolorami), gdzie na bielutkim ekranie ukazują mu się wielkie litery tworzące słowo SEN. A to z kolei staje się zaczątkiem jego niepokojących wizji. Aby je rozwikłać, wraca ponownie na przerażająco pustą salę, której atmosfera z czasem jedynie gęstnieje, robiąc się niezwykle sugestywna…

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.moto7.net/ https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor