Najlepsze filmy SF opowiadające o podróżach w czasie
Fizycy już całkiem śmiało myślą o podróżach w przyszłość, czyli przyspieszaniu upływu czasu dla wszystkich oprócz podróżującego, dla którego czas wyraźnie zwolni. Znacznie gorzej jest z cofaniem się w przeszłość. Może to i lepiej, że na naszym etapie rozwoju cywilizacji, a w szczególności odpowiedzialności za swoje czyny, nie mamy takiej możliwości, bo czy naprawilibyśmy rzeczywistość, czy jeszcze bardziej byśmy ją zdemolowali? Owszem, podróże w czasie to wdzięczny temat dla kina science fiction, ale najczęściej wykorzystywany jako element szerszej fabuły. Tak naprawdę niewiele jest produkcji fantastycznonaukowych, w których motyw ten byłby trzonem historii, a jeszcze mniej produkcji dobrych czy też zadowalających pod względem treści i formy.
Trylogia Powrót do przyszłości (1984–1990), reż. Robert Zemeckis
Podobne wpisy
A już na pewno w światowej kinematografii nie było tak kultowego i znanego filmu o podróżowaniu w czasie jak Powrót do przyszłości. Nie stałby się taki, gdyby nie eskapizm Zemeckisa plus umiejętności producenckie tria Spielberg, Kennedy i Marschall oraz, rzecz jasna, charyzma Michaela J. Foxa i Christophera Lloyda. Podróż w czasie zaś okazała się głównym tematem, jakże urzekająco odpowiadającym na naszą potrzebę budowania idealnego świata. Mając do dyspozycji wehikuł czasu, można odmienić teraźniejszość i przyszłość, modyfikując przeszłość. Tylko nikt nie wie, na czym tak naprawdę polega zaburzenie kontinuum czasoprzestrzennego, bo nikt jeszcze nie naprawił przeszłości. Wyobraźmy sobie, jeśli to w ogóle możliwe, jakaż energia byłaby do tego potrzebna i co mogłoby być jej źródłem. Na pewno nie walizka z plutonem albo odpadki ze śmietnika u sąsiada. Niemniej pomarzyć jak Zemeckis można, gdyż zbudował on całkiem logiczną wizję podróży w czasie, nawet pod względem niebezpieczeństwa naruszenia kontinuum.
Seria Terminator (1984–2019), reż. m.in. James Cameron
Przyznam się, że dopóki nie zacząłem wybierać filmów o podróżach w czasie, nigdy nie patrzyłem na żadną produkcję z serii Terminator pod tym kątem. Myślę, że to mój wielki błąd. Zaszufladkowałem Terminatory jako kino akcji z elementami science fiction, podczas gdy są one znakomitym przykładem rozważań na temat tego, co się stanie, gdy zaczniemy ingerować w przebieg zarówno przeszłości, jak i przyszłości. Wszystko zaczęło się od buntu sztucznej inteligencji o nazwie SkyNet. Dowództwo nad niedobitkami ludzkości objął niejaki John Connor, który poprowadził ludzi do zwycięstwa. Maszynom jednak udało się osiągnąć ten poziom technologiczny, że wysłały w przeszłość Terminatora, który miał zabić matkę Johna, aby ten się nigdy nie narodził. I się zaczęło, czego dowodem są dalsze części serii prezentujące coraz to kolejne wersje przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Jaki z tego wniosek? Ano taki, że jeśli zaingerujemy w czas, stan początkowy z momentu ingerencji zniknie. Wytworzy się pętla skończonej linii czasu z wersjami, które w nieskończoność będą się wymazywać i kreować na nowo. Nie opanujemy tego…
Seksmisja (1984), reż. Juliusz Machulski
Bardzo się cieszę, że pośród filmów science fiction o podróżach w czasie, które w ramach gatunku nie są tak popularne jak na przykład tematyka transhumanistyczna, zagościła polska produkcja. Wielokrotnie o niej pisałem lub do niej się odnosiłem, zachwycając się jej ponadczasowością, ale i tęskniąc za jakąś jej uwspółcześnioną i bardziej doinwestowaną wersją. U Machulskiego podróż w czasie odbywa się nieco bardziej konwencjonalnie, gdyż bohaterowie przenoszą się w czasie, zatrzymując jego upływ dla siebie dzięki hibernacji. Budzą się jednak w przyszłości, gdy już nikt (prawie) z ich krewnych nie żyje. Okazuje się, że rzeczywistość jest kolejną mistyfikacją. Podróż w przyszłość okazuje się więc wycieczką w krainę ułudy, stworzoną wyłącznie w celach kontroli. Czy nie do tego ludzie chcieliby wykorzystać władzę nad czasem?