HORROROWE PODSUMOWANIE 2018, czyli miniony rok w KINIE GROZY
Verónica Paco Plazy, współtwórcy filmów z serii [Rec], to prawdopodobnie najlepszy film grozy, jaki pojawił się na Netfliksie w tym roku, tylko nieznacznie słabszy od Nawiedzonego domu na wzgórzu. Oparta na autentycznych wydarzeniach historia rozgrywa się na początku lat 90. i dotyczy tytułowej dziewczyny, która po zabawie tabliczką Ouija wierzy, że została naznaczona przez demoniczną siłę i ta zagraża jej rodzinie. Największym sukcesem filmu jest wykreowanie posępnej, fatalistycznej atmosfery – choć główna bohaterka przez cały czas podejmuje próby zażegnania potencjalnego niebezpieczeństwa, walka wydaje się daremna, a wynik z góry przesądzony. Najstraszniejsze jest właśnie to poczucie coraz szybciej zbliżającej się śmierci, zwłaszcza w przypadku osoby mającej dopiero wejść w dorosłość. Znakomita Sandra Escacena w roli tytułowej plus dawno niewidziana Ana Torrent (Nakarmić kruki, Teza) jako jej matka. Inny film z imieniem bohaterki w tytule – Romina – jest za to jedną z najgorszych pozycji, jakie obecnie można znaleźć w internetowej wypożyczalni. Opowieść o wypadzie nad jezioro grupki przyjaciół to amatorski wręcz horror z gatunku rape and revenge, choć w tym przypadku gwałt jest dyskusyjny, a zemsta nie wiadomo za co. Początek jest jeszcze obiecujący, zwłaszcza, gdy pojawia się nazwa Crystal Lake; szybko jednak okazuje się, że twórcy nie chcą bawić się w nawiązania do Piątku trzynastego. A szkoda – nawet najgorszy film z cyklu o Jasonie jest ciekawszy niż ten meksykański bzdet.
Florence Pugh robi coraz większą karierę, ale Uciszyć zło raczej jej w niczym nie pomoże. Netfliksowa produkcja zaczyna się jak każdy film o nawiedzonym domu – na początku przyjeżdżają rzekomi eksperci, aby wypędzić złe duchy, a całość kończy się niczym slasher, a nawet torture porn. Doceniam inwencję, jak również prolog, na którym podskoczyłem ze strachu – dowód, że reżyser Olaf De Fleur zna się na rzeczy. Przez długi czas fabuła niczym nie zaskakuje, ale też nie zawodzi. Dopiero gdy nadchodzi twist, film błyskawicznie pikuje w dół i już się nie podnosi. Odradzam również Family Blood, horror o wampirze, który zabija i wskrzesza matki samotnie wychowujące dzieci, aby bawić się z nimi w dom. Szkoda dobrych aktorów (Vinessa Shaw, James Ransone), zwłaszcza że film w dużej mierze opiera się na nich – reżyserowi i scenarzystom marzył się pewnie dramat w kostiumie kina wampirzego, ale wypruty z jakichkolwiek emocji, a w finale i inteligencji, obraz poraża brakiem zrozumienia dla gatunku oraz własnych postaci.
O Apostole Garetha Evansa pisałem w recenzji – nadal podtrzymuję zdanie, że ten dobry film byłby jeszcze lepszy, gdyby głównym bohaterem uczynić lidera tajemniczej sekty, a nie mrukliwego mściciela, który szuka swojej siostry. Żałuję, że Powstrzymać mrok, nowy dreszczowiec Jeremy’ego Saulniera nie udał się tak, jak poprzednie filmy reżysera (Blue Ruin, Green Room). Być może nie powinien on kręcić nie swoich tekstów, gdyż po pewnym czasie scenariusz Macona Blaira na podstawie książki Williama Giraldiego pozostawia widza obojętnym na rozgrywające się na ekranie wydarzenia. Masa ludzi ginie, nie bardzo jednak wiadomo po co. Problemy miałem również z Anihilacją Alexa Garlanda, choć przyznam, że jest to fascynujące i szalenie efektowne kino fantastyczne z wieloma czysto horrorowymi momentami. Te w większości działają znakomicie, zwłaszcza genialna scena z niedźwiedziem, którego czaszka jest częściowo widoczna, choć największy szok przychodzi, gdy zwierzę wydaje dziwnie ludzki głos. Ale także i w tym przypadku nie bardzo wiedziałem, a co gorsza nie bardzo interesowało mnie, jaki jest cel Garlanda i dokąd zmierza Natalie Portman ze swoim karabinem. Nawet jak już tam doszła, wciąż nie wiedziałem.
Hiszpański Errementari: kowal i diabeł czerpie z baskijskiej legendy, a opowiada historię małej dziewczynki, która woli spędzić wieczność w piekle, szukając matki-samobójczyni, niż być obiektem ciągłych drwin i krytyki ze strony rówieśników, dorosłych, a nawet księdza. W centrum są niby tytułowi kowal i diabeł, odwieczni wrogowie, lecz obaj służą historii dziecka (i niemu samemu), zbyt małego, aby zrozumiało ambiwalentny charakter religii. Mądra baśń w reżyserii Paula Urkijo Alijo, wyprodukowana zaś przez samego Álexa de la Iglesię.
Cam Daniela Goldhabera sprawia wrażenie odrzuconego odcinka Czarnego lustra, ukazując niebezpieczeństwa handlowania swoim wizerunkiem w sieci. Główna bohaterka daje swym widzom to, czego tylko zapragną, poddając się ich erotycznym fiksacjom, ale wyłącznie przed internetową kamerką. Co jednak zrobi, gdy odkryje, że ma sobowtóra, który bardzo szybko zabiera jej fanów, wiarygodność i tożsamość? Temat, wręcz idealny dla serialu Charliego Brookera, tutaj jest mało wiarygodnym, acz wciąż zmuszającym do refleksji thrillerem, grozę utożsamiającym z utratą kontroli nad swym wirtualnym życiem, dla wielu ważniejszym od „realu”.
Na koniec roku Netflix wypuścił Nie otwieraj oczu, zgrabny zlepek pomysłów ze Zdarzenia, World War Z i Mgły. Za kamerą Susanne Bier, której zadziwiająco dobrze wychodzą momenty pełne autentycznego horroru, kiedy ludzie tracą własną świadomość i popełniają samobójstwo. Dunka nadal jednak ma słabość do ckliwych scen i bohaterów – ci krzyczą do siebie wszystko to, co leży im na sercu. Na szczęście aktorzy ratują częściowo sytuację, zwłaszcza John Malkovich i Trevante Rhodes, ten pierwszy cierpkim tonem, ten drugi charyzmą amanta. Na pierwszym planie Sandra Bullock, bardzo dobra w swej roli, ale w finale poddająca się melodramatyzmowi Bier. Film ma swoje problemy – przede wszystkim jest za długi i przegadany – ale intensywność ataków oraz sprawdzona wizja końca świata działają na widza pobudzająco.
PODSUMOWANIE
Podobne wpisy
I tak kończy się 2018 rok. Dobry dla horroru? Nie tak jak poprzedni. Cieszy, że polskie kino grozy szuka własnego języka, cieszy, że Krasinski to polskie nazwisko. Szkoda, że Aster zatrzymał się w pół drogi do wielkości, bo uważam, że Dziedzictwo miało ku temu potencjał. Brakowało mi jednak filmu, który – tak jak zeszłoroczne Mięso – wprawiłby mnie w osłupienie, zachwycił, przeraził i zniesmaczył, a po seansie dał mi więcej do myślenia niż w trakcie. Ciche miejsce pozostaje moim ulubionym horrorem 2018 roku, ale z innych powodów niż powyższe. Na drugim miejscu niemiecki Luz – wciąż bez polskiej dystrybucji i chyba jeszcze długo bez niej. Na trzecim – niech będzie, że Climax, choć to się może zmienić po drugim seansie nowej Suspirii. Z kinowych premier nie widziałem dwóch filmów: The Hollow Child i 13 kamer, które wyszło zaledwie kilka dni temu. Nie wydaje mi się, aby warszawskie kina je pokazywały, ale postaram się je nadrobić przy nadarzającej się okazji. I tyle.