Filmy z ostatniej dekady, które wkrótce staną się KULTOWYMI KLASYKAMI
Gdyby ktoś zapytał mnie o definicję filmu kultowego lub kultowego klasyka, moja odpowiedź brzmiałaby: Rocky Horror Picture Show. Dlaczego? Słynny musical Jima Sharmana jest podobno pokazywany w amerykańskich kinach bez przerwy od prawie 50 lat, a w seansach najczęściej biorą udział przebrani za ulubione postacie z filmu widzowie, którzy znają na pamięć słowa każdej wykonywanej na ekranie piosenki. Rocky Horror Picture Show jest więc dla mnie kwintesencją zjawiska, jakim bez wątpienia jest kino kultowe. Zjawiska, które właściwie nie sposób jednoznacznie zdefiniować i które z biegiem lat każdy rozumie trochę inaczej.
Dla mnie na przykład na miano kultowego klasyka mogą zasługiwać wysokobudżetowe filmy niedocenione w kasie albo te szeroko rozumiane jako niezależne, wokół których powstała stale poszerzająca się lojalna baza (psycho)fanów. Poza powyższym film kultowy powinien charakteryzować się jakiegoś rodzaju ekscentryzmem, oryginalnością lub wyjątkowym, indywidualnym stylem. Słowem – czymś, co w jakiś sposób odznacza go w morzu nijakości, a nawet poprawności. Kino kultowe podług mnie może więc być z różnych powodów transgresyjne, ale nigdy nie powinno wykraczać poza granicę dobrego smaku. Jednocześnie zaznaczę, że choć rozumiem „kultowość” filmów tak złych, że aż dobrych, to nie jestem ich fanem (patrz przykład Kotów [2019], które z pewnością zyskają w przyszłości status kultowego klasyka). Kończąc ten nieco przydługi wstęp, pragnę poinformować, że poniższa lista zawiera tytuły, które na podstawie powyższych rozważań mają wszelkie predyspozycje, aby w niedalekiej lub też dalszej przyszłości zostać filmami kultowymi lub kultowymi klasykami. W zestawieniu pominąłem powstałe w minionej dekadzie produkcje już cieszące się interesującym mnie statusem. Mam tu na myśli takie obrazy, jak np. Good Time (2017) braci Safdie, Upgrade (2018) Leigha Whannella, czy Palm Springs (2020) Maxa Barbakowa.
Zabijaka (2011)
Moja wiedza na temat hokeja nie jest zbyt rozległa. Co prawda zdarzyło mi się być na kilku meczach rodzimej pierwszej ligi, więc z grubsza rozumiem zasady tej dyscypliny sportowej, ale nie sądziłem, że słynne hokejowe bójki są jednym z elementów taktyki. Sprawę tę wyjaśnił mi swego czasu film Zabijaka Michaela Dowse’a, którego głównym bohaterem jest Doug Glatt (Sean William Scott). Doug to hokejowy enforcer albo, jak określa to oryginalny tytuł produkcji, goon, czyli zawodnik znajdujący się w drużynie po to, aby brać udział w bijatykach ze zbyt dobrze grającymi przeciwnikami lub żeby chronić kolegów mniej skorych do bitki. Glatt poza lodowiskiem to z kolei prostolinijny, stroniący od awantur facet, którego głównym życiowym celem zdaje się odnalezienie swojego miejsca w świecie. Dzięki sprawnej reżyserii, inteligentnemu skryptowi, świetnie zrealizowanym scenom bijatyk oraz przyzwoitej grze aktorskiej kojarzonego głównie z rolą głupkowatego Stiflera z serii American Pie Seana Williama Scotta Zabijaka to bardzo dobry, podnoszący na duchu komediodramat. To film, który choć dość prymitywnie przedstawia hokej jako dyscyplinę sportową, z pewnością znajdzie tysiące oddanych fanów, którzy w okładających się po twarzach goonach mogą ujrzeć Bruce’a Lee i Chucka Norrisa. Dla mnie bowiem Zabijaka to właściwie słodko-gorzki film karate na lodzie.
Blue Ruin (2013)
Blue Ruin powstał między innymi dzięki crowdfundingowi, czyli społecznościowemu finansowaniu. Według brytyjskiego magazynu „Screen International” budżet produkcji Jeremy’ego Saulniera pomimo niekwestionowanej hojności darczyńców wyniósł zaledwie 420 tysiące dolarów. Piszę o tym, ponieważ Blue Ruin to najlepszy dowód na to, że utalentowani i odpowiednio zmotywowani filmowcy nie potrzebują milionów, aby realizować wyjątkowo udane kino akcji / thrillery. Dzieło Saulniera z 2013 roku odznacza się bowiem mądrym, realistycznym scenariuszem, doskonałym montażem, pięknym operowaniem światłem oraz cieniem i wreszcie świetnym aktorstwem. Wszystkie te idealnie współgrające ze sobą elementy przemieniły się w trzymający w napięciu, wciągający, nietuzinkowy thriller, którego nie powstydziliby się zrealizować np. Coenowie. Blue Ruin jednocześnie podąża za schematami i ich unika. Grana przez Macona Blaira postać mściciela – Dwighta ma tyle wspólnego z zabijaniem, co ja z drogimi samochodami (czyli nic). W związku z powyższym każda wyrządzona przez niego niezaplanowana zbrodnia napędza spiralę przemocy, z której coraz trudniej jest się jemu wydostać. Druga produkcja Saulniera jawi się zatem jako intrygująca medytacja na temat zemsty. Ogląda się ją z zapartym tchem i mimo całej niechlujności działań Dwighta pobudza ona apetyt na kolejne seanse.
Tylko Bóg wybacza (2013)
Tylko Bóg wybacza to połączenie surrealistycznych wizji Davida Lyncha, rozmyślań Martina Scorsesego o moralności, perwersji rodem z filmów Dario Argento i filozofii Wschodu. Nicolas Winding Refn serwuje niezwykle klimatyczne kino zemsty napakowane symboliką i ultraprzemocą. Tylko Bóg wybacza podzielił publiczność. Największymi przeciwnikami tego filmu zdają się fani Drive, czyli wcześniejszej zabawy Refna z kinem akcji, zwolennikami zaś miłośnicy onirycznych, stylowych odjazdów. Film Duńczyka z 2013 roku to rodzaj dziwnego, hipnotyzującego doświadczenia. Choć trudno wraca się do tego obrazu, to z pewnością kusi, aby na nowo go odkrywać. Nawet jeśli ponowny seans grozi bólem głowy.
Gość (2014)
Gość został ewidentnie zrodzony na fali tęsknoty za czasami, kiedy królowały filmy z wręcz banalnym scenariuszem, charakteryzujące się w dodatku stylistyczną przesadą. Widać, że reżyser Adam Wingard oraz autor skryptu Simon Barrett właśnie na takim kinie się wychowywali. Nie oznacza to bynajmniej, że twórcy odgrzali kotleta. Poszli przecież dalej, bo ich dzieło skręca w różne gatunkowe alejki, bawi się z publicznością, trzyma w niepewności i napięciu. Gość tym samym może jawić się jednak jako twór zbyt dziwny dla współczesnego widza, niezaznajomionego z kinem lat 80. Być może stąd tak małe zainteresowanie i stosunkowo niskie noty dzieła Wingarda. A szkoda, bo warto dać mu szansę. Wyborna gra aktorska Dana Stevensa, efektowne sceny akcji i kreująca odpowiedni nastrój muzyka gwarantują bowiem dreszczyk emocji u odbiorcy. Idealny tytuł do wielokrotnego odtwarzania.
Głosy (2014)
Głosy to przygnębiająca opowieść o samotności i obłędzie zrealizowana przez większość czasu trwania w pastelowych kolorach. Dziwne? Niekoniecznie, ponieważ reżyserką tego obrazu jest Marjane Satrapi, która przecież w fenomenalny sposób posługuje się czarnym humorem. Anglojęzyczny debiut Iranki to brawurowy miks gatunkowy. Czarna komedia, horror, surrealistyczne fantazje łączą się w Głosach, aby stworzyć historię Jerry’ego (Ryan Reynolds), chorego na umyśle człowieka, którego wyobraźnia pozwala mu żyć w szczęściu. Jednocześnie jego radość to śmiertelne zagrożenie dla wszystkich ludzi mających z nim do czynienia. Inteligentne i dziwne to kino, które z pewnością posiada wszelkie predyspozycje, aby zyskać kultowy status.
Haker (2015)
Chociaż daleko Hakerowi do najlepszych osiągnięć Michaela Manna, to wciąż jest to dzieło, które zdradza jego wyrazisty styl. Haker jest więc zupełnie innym kinem akcji od tego, co dziś się pod tym pojęciem rozumie. Powiedziałbym, że jest to obraz elegancki i zrealizowany od początku do końca tak, jak chciał tego jego twórca. Być może nie wszystko wybrzmiewa tu dostatecznie głośno, a Chris Hemsworth średnio pasuje do tytułowej roli, ale jakże to wszystko cudownie wygląda. Mann jest mistrzem medytacyjnego kina akcji i kropka!
Zaproszenie (2015)
Dajcie teraz zaprosić się na kolację u Eden (Tammy Blanchard), ponieważ znajdziecie tu wszystko, czego oczekujecie od filmu z wiszącą w powietrzu gęstą atmosferą grozy. Szkoda cokolwiek więcej pisać o fabule tego kameralnego dzieła. To jednak zdecydowanie jeden z najbardziej niepokojących filmów, jakie kiedykolwiek widziałem, bo bardziej od tego, co się akurat na ekranie dzieje, bałem się tego, co się zaraz wydarzy. Ostre dialogi, wspaniałe aktorstwo (przede wszystkim Logana Marshalla-Greena) i wylewające się z ekranu napięcie to główne atuty tego skromnego, ale wyjątkowego dzieła.