Filmy SUPERBOHATERSKIE, których NIE ZNASZ, a powinieneś
Super-bohaterowie (1999)
Zrobiło się dość poważnie, więc teraz odrobina absurdu, głupkowatości i kontrowersji. Super-bohaterowie Kinka Ushera to komedia, która doskonale rozumie superbohaterski podgatunek i wie, jak z niego zadrwić. Jest przecież luźno inspirowana serią komiksów Boba Burdena pod nazwą Flaming Carrot. Żeby zrozumieć żart reżysera, wystarczy spojrzeć na opis jego filmu. W Champion City jest bezpiecznie jak nigdy dotąd. Lokalny heros Kapitan Wspaniały (Greg Kinnear) zaprowadził w mieście absolutny porządek, zamykając w szpitalu psychiatrycznym swojego arcywroga Casanovę Frankensteina (Geoffrey Rush). Sponsorzy Wspaniałego odwracają się od niego, ponieważ jego bezczynność nie przynosi im zysków. Wymyślono więc, że Casanova opuści zakład i znów uczyni superbohatera potrzebnym miastu. Niestety plan wymyka się spod kontroli, gdy czarny charakter porywa herosa. W takiej sytuacji do akcji wkraczają superbohaterowie-amatorzy, których moce są bardzo umowne. Nie chciałbym zdradzać wszystkim zaciekawionym powyższym opisem dalszej części filmu, dlatego nadmienię wyłącznie, że najlepsze w Super-bohaterach są dialogi, podobno w znakomitej większości improwizowane. Zapewniam, że dzięki swojej absurdalności na długi czas pozostaną w pamięci widza. Ponadto produkcja Ushera zadaje interesujące pytania w kwestii tego, kim jest superbohater, czy w kupie siła, a także czy rzeczywiście jest nam potrzebny człowiek w śmiesznym kostiumie, abyśmy czuli się spokojniej, dokonując delikatnej dekonstrukcji konwencji kina superbohaterskiego, zanim to jeszcze było w ogóle modne.
Super-bohaterowie to jednak przede wszystkim pastiszowe kino akcji ze świetnymi aktorami (Ben Stiller, William H. Macy, Hank Azaria), które swoje problemy w box offisie zawdzięcza tragicznemu Batmanowi i Robinowi (1997). Widownia po filmie Joela Schumachera straciła najprawdopodobniej jakąkolwiek ochotę na kolejne historie o superbohaterach, co odbiło się na oglądalności produkcji Ushera. Wszystko zmieniło się dopiero rok później, za sprawą X-Men Bryana Singera. Tylko, że w 2000 roku właściwie wszyscy o Mystery Men już zdążyli zapomnieć.
Defendor (2009)
Jeśli Super-bohaterowie są jawnym pastiszem omawianego podgatunku, to Defendor Petera Stebbingsa wydaje się być czymś znacznie więcej. Kanadyjsko-amerykańska produkcja to niezależny twór, który opowiada o tym, jaki wpływ ma na ludzi współczesna kultura popularna. To przecież dzięki wszędobylskiemu kultowi superbohatera główny bohater filmu, Arthur Poppington (świetny Woody Harrelson), zapomina o swojej ułomności oraz izolującym go ostracyzmie społecznym, kiedy tylko przemienia się w samozwańczego herosa – Defendora. Zresztą nie tylko on. My również nie widzimy w nim już opóźnionego w rozwoju mężczyzny, ale bohatera, który czyni świat lepszym. Kibicujemy mu, zapominając o tym, jak bardzo on potrzebuje nas w prawdziwym życiu. Arthur, zamiast przypominać Petera Parkera lub Clarka Centa, podobny jest więc bardziej do Don Kichota, co czyni z niego postać w gruncie rzeczy tragiczną. Defendor umiejętnie balansuje pomiędzy komedią a dramatem. To kino zabawne, ale również szczere i dogłębnie poruszające.
Super (2010)
Choć na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że film Super Jamesa Gunna jest bardzo zbliżony do melancholijnego Defendora, to szybko okazuje się, iż w obu produkcjach nie chodzi o to samo. Gunn w sposób zwariowany, brutalny i niegrzeczny stara się wyłącznie dokonać dekonstrukcji konwencji kina superbohaterskiego. Przy okazji mówi też, że jeśli przemienisz się w herosa, to rozwiążesz problemy z kobietami, które zresztą ewidentnie nie są tobie pisane. Nie mam zamiaru dopisywać do tworu Gunna jakiejkolwiek ideologii, bo uważam, że to przesada. Polecam ten film, ponieważ jest w moim mniemaniu stosunkowo nieznany, ale zapewnia ogromną frajdę i dużą dawkę czarnego jak smoła humoru. Gwarantuje również jedną z najlepszych ról Ellen Page w karierze. Czegoś takiego w jej wykonaniu się nie spodziewacie.