search
REKLAMA
Zestawienie

Filmy SUPERBOHATERSKIE, których NIE ZNASZ, a powinieneś

Przemysław Mudlaff

15 maja 2020

REKLAMA

Batman, Superman, Iron Man, Spider-Man, Wonder Woman to oczywiście tylko niektórzy i niektóre z najpopularniejszych dziś superbohaterów i superbohaterek. Filmy, które przedstawiają ich przygody, dokonania i perypetie, są obecnie synonimem kasowego sukcesu. Chociaż kino superbohaterskie ma się doskonale (szczególnie w XXI wieku), to istnieją w tym podgatunku również produkcje niesłusznie przez widownię pominięte. Kinematografia przepełniona jest więc zapomnianymi superbohaterami, których origin story, a także dalszy los nikogo nie obchodzi i w rezultacie pozostaje nieznany. Odetchnijmy więc na chwilę od wszystkich popularnych superistot od Marvela oraz DC i dajmy szansę tym, które żyją w ich cieniu. Zapewniam, że się nie zawiedziecie.

Człowiek ciemności (1990)

darkman

Zanim Sam Raimi zrealizował swoje największe marzenie, jakim podobno było nakręcenie filmu o klasycznym amerykańskim superbohaterze – Spider-Manie, stworzył dla kina postać Darkmana. Człowiek ciemności stanowił jednak dla twórcy kultowego Martwego zła (1981) tylko swego rodzaju pocieszenie po nieudanych próbach uzyskania praw do adaptacji przygód Batmana lub Cienia. Darkman nie był postacią zaczerpniętą z żadnego z komiksów, ale superbohaterem stworzonym przez Raimiego od zera. Jest to o tyle interesujące, że niewiele produkcji omawianego podgatunku może poszczycić się tak wyraźną wizualną komiksową atmosferą, z jaką mamy do czynienia w produkcji z 1990 roku. Człowiek ciemności wyraźnie wyprzedził swoje czasy. Film jest szaloną, przesiąkniętą akcją makabreską, a więc wszystkim tym, co stanowiło ówczesny znak firmowy Sama Raimiego. Ogromną frajdę podczas oglądania Darkmana sprawiają także aktorzy. Na uwagę zasługuje przede wszystkim Liam Neeson w roli Peytona Westlake’a oraz jeden z najlepszych czarnych charakterów w historii kina superbohaterskiego, czyli Larry Drake jako Robert Durant. Chociaż produkcja w latach 90. XX wieku niewątpliwie osiągnęła kasowy sukces, to Człowiek ciemności jakimś trafem został dziś zapomniany. A szkoda, bo to film, który nadal dobrze się ogląda i który na pewno wywarł niemały wpływ na popularne kino superbohaterskie naszych czasów.

Człowiek rakieta (1991)

Człowiek rakieta to drugi po Darkmanie zapomniany film superbohaterski wczesnych lat 90. XX wieku. W odróżnieniu od hollywoodzkiego debiutu Raimiego w przypadku produkcji Joego Johnstona jestem jednak w stanie zrozumieć, na czym polega problem jej niedocenienia. Człowiek rakieta mimo swojego niekwestionowanego wdzięku nie jest bowiem kinem superbohaterskim, do jakiego zdążyliśmy się przez lata przyzwyczaić. Omawianym podgatunkiem rządzą bowiem cynizm i niejednoznaczność. Tymczasem Johnston zaproponował nam jedynie naszkicowanego oraz trochę nijakiego protagonistę i film, który zamiast czerpać inspirację z kina przygodowego lat 30. i 40., stara się takim właśnie być. Osobiście nie uważam tego za błąd, ponieważ bardzo lubię Człowieka rakietę, ale doskonale zdaję sobie sprawę z faktu, że nie tego wymaga się od produkcji superbohaterskich. Jeśli jednak kiedykolwiek – najlepiej do niedzielnego obiadu – zapragniecie filmu przyjemnego, nostalgicznego, pełnego szalonej akcji i ciekawych efektów specjalnych bez wykorzystania CGI, włączcie sobie The Rocketeer. W takich okolicznościach na pewno sprawdzi się doskonale.

Cień (1994)

Cień jest dla amerykańskiej popkultury postacią wręcz mityczną. Stworzył go w latach 30. XX wieku Walter B. Gibson. Cień pierwotnie pojawił się na kartkach tanich „pulp magazines”. Ogromna popularność publikacji dotyczących tego superbohatera spowodowała, że zaczął pojawiać się wkrótce właściwie wszędzie. Powstawały o nim seriale, słuchowiska i komiksy. Całe to szaleństwo trwało mniej więcej do końca lat 60. Temat Cienia powrócił pod koniec XX wieku, czyli w czasach chwilowego renesansu kina superbohaterskiego, które spowodował Batman (1989) Tima Burtona. Co ciekawe, to właśnie postać Cienia zainspirowała twórców Batmana. Co zatem poszło nie tak? Dlaczego Cień Russella Mulcahy’ego okazał się porażką artystyczną oraz finansową i jest dziś filmem raczej mało znanym? Problemów było kilka, a jeden z nich nazywał się Simba. Produkcja twórcy Nieśmiertelnego (1986) przegrała bowiem wyścig o widza z megahitem pod tytułem Król Lew. Ponadto wszystkie ówczesne filmy o superbohaterach porównywano do wspomnianego Batmana, a z wytworem Burtonowskiej wyobraźni doprawdy trudno mierzyć się jakiemukolwiek dziełu również dziś. Skupmy się jednak na pozytywach, bo tych w przypadku Cienia można wymienić dość sporo. Po pierwsze film Russella Mulcahy’ego jest spektakularny pod względem wizualnym. Świadczy o tym przede wszystkim jego elegancki design i stylowe kostiumy bohaterów. Po drugie Cień został zilustrowany przepiękną muzyką Jerry’ego Goldsmitha. Po trzecie wreszcie produkcja ta może poszczycić się świetną i dobrze dobraną obsadą z Alekiem Baldwinem w tytułowej roli na czele. Cień to zatem naprawdę udany film, który zdecydowanie warto znać.

Przemysław Mudlaff

Przemysław Mudlaff

Od P do R do Z do E do M do O. Przemo, przyjaciele! Pasjonat kina wszelkiego gatunku i typu. Miłośnik jego rozgryzania i dekodowania. Ceni sobie w kinie prawdę oraz szczerość intencji jego twórców. Uwielbia zostać przez film emocjonalnie skopany, sponiewierany, ale też uszczęśliwiony i rozbawiony. Łowca filmowych ciekawostek, nawiązań i powiązań. Fan twórczości PTA, von Triera, Kieślowskiego, Lantimosa i Villeneuve'a. Najbardziej lubi rozmawiać o kinie przy piwku, a piwko musi być zimne i gęste, jak wiecie co.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA