Filmy MIECZA i SANDAŁÓW. O niezwykłej magii włoskiego kina PEPLUM
„Jest tylko jeden bóg – bóg wojny”, czyli wątki mityczne i biblijne
Jednym z najważniejszych symboli czasów starożytnych są poematy Homera Iliada i Odyseja, które w dużej mierze zainspirowane zostały mitologią, a nie prawdziwymi wydarzeniami. Zbiór greckich mitów to niezwykle inspirująca lektura dla osób w każdym wieku, sporo w nim ciekawych zależności między ludźmi, okrucieństwa, magii i kontrowersyjnych zdarzeń. Te fantastyczne historie doskonale odzwierciedlają czasy, w których powstały, pełne mściwych ludzi, okrutnych władców, niesprawiedliwości społecznej i oślepiającej religii, pozwalającej usprawiedliwiać całe zło obecnością bogów.
Podobne wpisy
Niezłą adaptacją Odysei Homera jest Ulisses (1954, reż. Mario Camerini), gdzie w rolę mitycznego bohatera wojny trojańskiej – Greka, który wymyślił podstęp z koniem trojańskim – wcielił się hollywoodzki gwiazdor Kirk Douglas. Po długiej wojnie Ulisses nie może wrócić do ojczyzny, Królestwa Itaki, i czekającej nań żony, Penelopy. Przez klątwę Kasandry i gniew Posejdona czeka go wyczerpująca przeprawa, która zarówno dla niego, jak i małżonki okaże się próbą charakteru. Przygody są niekiedy realistyczne (sztorm, zapasy w stylu wolnym), a niekiedy całkowicie baśniowe (spotkanie z Cyklopem, czarownicą czy nimfami wodnymi). W przeciwieństwie do filmów biblijnych, w których równowaga i spokój mogą być przywrócone tylko dzięki przebaczeniu, tutaj zemsta musi się dokonać. W tym świecie miłosierdzie jest złą filozofią i Ulisses z pomocą bogini Ateny (a jakże!) wymierza sprawiedliwość, przelewając dużo krwi. Współczesny widz, żyjący w zupełnie innej rzeczywistości, otrzymuje materiał do rozważań. Czy chciałbyś/chciałabyś żyć w związku z partnerem, którego gniew objawia się w tak brutalny sposób?
Odyseja w wydaniu włoskich filmowców (w tym producentów Carla Pontiego i Dina De Laurentiisa) otrzymała atrakcyjną stronę plastyczną. Zatrudniono nawet pioniera efektów specjalnych Eugena Schüfftana, współtwórcę sukcesu Metropolis (1927) Fritza Langa. Nad scenariuszem głowiło się aż siedmiu autorów: czterech Włochów, dwaj amerykańscy pisarze Ben Hecht i Irwin Shaw oraz znawca kultury antycznej, prof. Hugh Gray, który później pracował nad adaptacją Iliady (Helena Trojańska, 1956, reż. Robert Wise). Zaangażowanie do produkcji Kirka Douglasa było genialnym posunięciem – to kolejna świetna kreacja tego wybitnego aktora. Na drugim planie pojawia się Anthony Quinn, który zaraz później sam otrzymał szansę zagrania tytułowego bohatera z czasów starożytnych – wodza Hunów w filmie Attyla (1954, reż. Pietro Francisci). Nie twierdzę, że film Cameriniego jest lepszy od telewizyjnych Odysei – reżyserowanych kolejno przez Franca Rossiego (1968) i Andrieja Konczałowskiego (1997). Miały one tę przewagę, że można było w nich zmieścić więcej przygód. Ale one nie pasują do niniejszego artykułu.
Skoro pogadaliśmy o Odysei, warto zastanowić się nad Iliadą. Większość adaptacji skupia się na przyczynach wojny, stawiając w centrum postać pięknej Heleny. Często pomija się przy tym całą mitologię wokół konfliktu, by postacie biorące udział w wojnie przypominały ludzi z krwi i kości, a nie bezwolne figury przestawiane przez bogów. Nieco inaczej do tematu podszedł Marino Girolami (ojciec Enza Castellariego, znakomitego reżysera westernów i filmów akcji). Zrealizowany przez niego Gniew Achillesa (1962) kładzie nacisk na konflikt tytułowego Greka (Gordon Mitchell) z naczelnym wodzem Agamemnonem, a następnie z bohaterem trojańskim Hektorem, pomijając całkowicie początek konfliktu, czyli wątek Heleny. Nie brakuje znakomitych scen z pola bitwy, ale do głosu dochodzą również bogowie, w szczególności Apollo. Co ciekawe, wątki mityczne – na przykład wyrocznie – pozwoliły logicznie nakreślić psychologię bohaterów (nie tylko tytułowego, lecz także Hektora). Gniew Achillesa jest dobrze umotywowany – tu nie chodzi tylko o dumę i zemstę, ale też zwątpienie w sens działania. Bo skoro wszystko jest przesądzone i nie można zmienić przeznaczenia, to czy powinno się karać człowieka, którego postępowaniem kieruje boska ręka?
Po zapoznaniu się z greckimi mitami warto sięgnąć po mitologię rzymską. Znacie legendę o powstaniu Rzymu? Jeśli nie, to filmowi twórcy przychodzą z pomocą. W epoce Internetu taka pomoc już nie jest niezbędna, ale co innego o tym przeczytać, a co innego zobaczyć oczami wyobraźni filmowców. Romulus i Remus (1961) Sergia Corbucciego opowiada o dwóch braciach bliźniakach wrzuconych przez matkę na wody Tybru, następnie uratowanych przez wilczycę i wychowanych przez pasterza Faustulusa. Bracia, choć dorastający na tej samej ziemi i w tej samej kulturze, różnią się od siebie charakterem, co w końcu doprowadza do pojedynku między nimi… Historia dowodzi, że sprawne działanie może zapewnić tylko jeden inteligentny wódz, dwóch oznacza już konflikt. Na przykład w bitwie pod Kannami Hannibal wygrał dzięki temu, że dwóch dowódców Paulus i Warron mieli różne strategie walki. Również współcześnie stosuje się „taktykę jednego szefa”, dlatego w charakterze reżysera zatrudnia się najczęściej jedną osobę, choć scenarzystów może być wielu. W związku z powyższym Romulus i Remus nie mogą dzielić władzy. Jeśli państwo ma przetrwać wieki, to musi mieć jednego charyzmatycznego przywódcę, zdolnego porwać za sobą tłumy.
W tytułowych rolach wystąpili dwaj herosi kina peplum, Steve Reeves (1,85 m) i Gordon Scott (1,91 m), a towarzyszą im Virna Lisi jako porwana przez Romulusa jasnowłosa księżniczka z plemienia Sabinów i stanowiąca jej wizualne i duchowe przeciwieństwo ciemnowłosa Ornella Vanoni uosabiająca wojowniczą naturę kobiet (nawiasem mówiąc, Vanoni jest nie tylko zdolną aktorką, głównie teatralną, ale przede wszystkim popularną piosenkarką). Scenariusz powstał wspólnymi siłami sześciu autorów, w tym także Sergia Leone i Duccia Tessariego, których najlepsze lata kariery miały dopiero nadejść. Oczywiście pewnych naiwności i mankamentów nie udało się uniknąć, ale są one usprawiedliwione fantastyczną z założenia historią. Ważniejsze od logiki okazują się konflikty międzyludzkie wynikające z różnic charakterów. Nie brakuje ciekawych pomysłów na inscenizację scen akcji, czego przykładem jest sekwencja wyścigu konnego z ognistymi przeszkodami. W tej i wielu innych scenach swój warsztat operatorski szlifował Enzo Barboni (w następnych latach stał się ulubionym reżyserem duetu Terence Hill i Bud Spencer).