search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

Filmy MIECZA i SANDAŁÓW. O niezwykłej magii włoskiego kina PEPLUM

Mariusz Czernic

23 maja 2020

REKLAMA

Dawniej na terenie Italii toczyło się wiele spektakularnych bitew i dla widzów przeniesienie się w tamte czasy to wyjątkowa atrakcja. Przed drugą wojną światową wielkim sukcesem był Scypion Afrykański (1937, reż. Carmine Gallone), gdzie centralnym punktem fabuły była ostateczna klęska Kartaginy, a co za tym idzie – przedstawienie potęgi kraju nad Tybrem, zdolnego do podbicia Afryki Północnej. Dzieło zostało nakręcone na zlecenie ówczesnego premiera Włoch Benita Mussoliniego i wyróżnione Pucharem Mussoliniego na festiwalu w Wenecji. 22 lata później zdecydowano się oddać hołd przeciwnikowi Rzymu, Hannibalowi, który dowodząc kartagińską armią, zadał Imperium ciężkie straty podczas drugiej wojny punickiej. Do zrealizowania filmu o Hannibalu zaangażowano Edgara G. Ulmera. Był on mistrzem kina klasy B, twórcą takich klasyków jak Czarny kot (1934) i Bezdroże (1945), który zazwyczaj nie dostawał budżetów większych niż 125 tysięcy dolarów. A jednak koszt Hannibala (1959) wyniósł 2,5 miliona. To wprawdzie i tak znacznie mniej niż przyznawano w Hollywood (Ben Hur z tego samego roku kosztował 15 milionów), ale nie można filmu nazwać tanim.

Przeprawa przez Alpy czy na przykład bitwa pod Kannami wyglądają na ekranie całkiem nieźle i wydane nań pieniądze nie zostały zmarnowane. Gorzej z prezentacją samego bohatera, który został spłycony nieprzekonującym wątkiem miłosnym i drętwym aktorstwem Victora Mature’a, kojarzonego z hollywoodzkimi filmami o starożytności (Samson i Dalila, Szata, Demetriusz i gladiatorzy, Egipcjanin Sinuhe). Wiele scen z dużym potencjałem dramaturgicznym nie spełnia swojego zadania, bo odhaczono je skrótowo i banalnie. Nie najgorzej wypadł wątek konfliktu pomiędzy senatorami. Gorąca atmosfera w senacie wynikała stąd, że na tak nieprzewidywalnego dowódcę jak Hannibal trudno było znaleźć właściwą strategię walki. To doprowadzało do częstej zmiany dowódców. Główny rywal kartagińskiego wodza, konsul Fabiusz Maksimus (Gabriele Ferzetti), dowodził rzymską armią taktyką, która nie zyskała akceptacji w senacie. Prowadził walkę podjazdową, unikając otwartego starcia. Czas uciekał, a koszty rosły, więc wzrastał też niepokój o los państwa.

"Kolos z Rodos" (1961)
<em>Kolos z Rodos<em> 1961

Sergio Leone, który miał duży udział przy realizacji Ostatnich dni Pompei (1959), na swój oficjalny reżyserski debiut wybrał opowieść osnutą wokół jednego z siedmiu cudów starożytności, Kolosa Rodyjskiego. Wykonany z brązu gigantyczny posąg, niczym współczesna Statua Wolności, umiejscowiony był u bram miasta, stanowiąc symbol potęgi i zwycięstwa. Został zniszczony na skutek trzęsienia ziemi i podobnie jak w Ostatnich dniach Pompei mamy zakończenie w stylu katastroficznym z masą efektów praktycznych, głównie sztucznych dekoracji, makiet i miniaturowych modeli. Kolos z Rodos (1961) Sergia Leone powstał w plenerach Hiszpanii, a także nad Zatoką Biskajską i rzymskim studiu Cinecittà. Opowiada o ateńskim bohaterze imieniem Dariusz (Rory Calhoun), który zmęczony wojną z Persami postanowił odpocząć na wyspie Rodos. Trafia jednak na niespokojny czas, gdy grupa buntowników zawiera sojusz z Fenicjanami, by obalić tyrana rządzącego wyspą.

Co ciekawe, ojcem Sergia Leone był pionier włoskiego kina Vincenzo Leone, znany jako Roberto Roberti, który już w epoce kina niemego tworzył westerny i pepla – wśród nich Teodorę (1914) z matką Sergia w roli bizantyjskiej cesarzowej. Kolos z Rodos to ćwiczenie stylistyczne zasługujące na czwórkę w skali szkolnej i mogło być wówczas oceniane nawet wyżej od docenionego dopiero po latach stylowego westernu Za garść dolarów (1964). Film nie od razu wciąga w swoją intrygę, bo odtwórca głównej roli wydaje się niezbyt charyzmatyczny, a fabuła nie jest do końca zrozumiała. I wiedząc, że trwa to dwie godziny, można zbyt wcześnie się poddać. Im bliżej finału, tym bardziej historia nabiera tempa, a niektóre sceny imponują pomysłowością i wykonaniem. Na wyróżnienie zasługuje szczególnie fragment, w którym Dariusz oraz jego przeciwnicy wychodzą z ucha Kolosa i toczą walkę na jego ramieniu.

Steve Reeves, Renato Baldini i Ivo Garrani w filmie "Syn Spartakusa" (1962)
Steve Reeves Renato Baldini i Ivo Garrani w filmie <em>Syn Spartakusa<em> 1962

Wiele inspiracji dostarcza również starożytny Egipt. Fernando Cerchio pomiędzy Córką Kleopatry (1960) a włoską adaptacją Ogniem i mieczem (1962) zrealizował opowieść o żonie faraona Amenofisa IV, który zasłynął kontrowersyjną reformą polegającą na wywyższeniu boga słońca, Atona. Mowa o Nefertiti, królowej Nilu (1961) z Jeanne Crain w tytułowej roli, Amedeo Nazzarim w roli faraona i Vincentem Price’em wcielającym się w najwyższego kapłana. W filmie wystąpił także Edmund Purdom, którego można już było zobaczyć w tym samym „uniwersum” w reżyserowanym przez Michaela Curtiza dramacie Egipcjanin Sinuhe (1954). W filmie o Królowej Nilu Purdom zagrał rzeźbiarza, który wykonał z wapienia popiersie Nefertiti. Dzieło przetrwało do dziś i znajduje się w Muzeum Egipskim w Berlinie dzięki odkryciu archeologicznemu z 1912 roku, dokonanemu przez zespół niemieckiego egiptologa Ludwiga Borcharda.

Jeanne Crain (którą Zygmunt Kałużyński uważał za wybitną aktorkę) w filmie o Królowej Nilu wcieliła się w postać Tenet, egipskiej kapłanki, pozbawionej prawa decydowania o własnym losie. Kobieta – pragnąca żyć tak, jak kierują nią uczucia – zostaje rzucona w wir wielkiej polityki. Poślubia faraona, zmienia imię i chociaż zachowuje dawną wrażliwość, to nowe obowiązki, jakie stawia przed nią los, muszą ostatecznie zwyciężyć nad porywami serca. Miłośnicy scen bitewnych zostają zaspokojeni finałową potyczką pomiędzy wyznawcami dawnej religijnej doktryny a zwolennikami reformy Amenofisa. Piękne jest ostatnie ujęcie filmu – najazd kamery na popiersie królewskiej małżonki, tak jakby twórcy (w tym świetny operator Massimo Dallamano) chcieli powiedzieć, że tylko sztuka przetrwa wiecznie i wszystko inne jest nieistotne. Jeanne Crain jako ówczesny kanon piękna prezentuje się wyśmienicie. Miło też zobaczyć Vincenta Price’a w starożytnym kostiumie i w roli, w której mógł zaprezentować mroczniejszą osobowość.

Linda Cristal w filmie "Legiony Kleopatry" (1959)
Linda Cristal w filmie <em>Legiony Kleopatry<em> 1959

Wspomnę jeszcze o Legionach Kleopatry (1959, reż Vittorio Cottafavi), bo postać tytułowej władczyni dla wielu widzów to pierwsze skojarzenie z dawnym Egiptem. We wspomnianym obrazie główną rolę zagrała Linda Cristal. Królowa Egiptu jest tu nie tylko dumną władczynią, ale też tancerką, która incognito opuszcza pałac, by poznać „prawdziwe życie”. Akcja filmu rozgrywa się już po bitwie pod Akcjum, w ostatnim roku panowania królowej. Produkcja zaskakuje brutalnością, są w niej przeraźliwe krzyki kobiet, narzędzie tortur w stylu dziewicy norymberskiej (ale z kamienia, nie z żelaza), przecięcie twarzy mieczem i krwawienie z oka. Amerykańska wytwórnia 20th Century Fox wykupiła prawa do filmu za milion dolarów po to, aby zablokować premierę w USA. W ten sposób hollywoodzcy przedsiębiorcy chcieli zwiększyć szansę powodzenia własnego filmu, Kleopatra (1963, reż. Joseph L. Mankiewicz) z Elizabeth Taylor w roli tytułowej. Niewiele to pomogło, bo mimo iż dzieło Mankiewicza jest bardziej dopracowane technicznie i mądrzejsze ze względu na treść przekazu, okazało się jedną z największych klap finansowych w Hollywood. Chociaż Cottafavi zmarnował okazję na przedstawienie bitwy pod Akcjum, to i tak jego film jest bardziej dynamiczny, widać w nim więcej życia. I pewnie na długo zapamiętam fragment, w którym Kleopatra pędzi rydwanem zaprzężonym w dziesięć koni!

„Jaka jest tajemnica uśmiechu Sfinksa? (…) On się śmieje z ludzi, którzy są tylko ziarenkami piasku wyniesionymi przez los”. Ten fragment dialogu nie pochodzi z żadnego z omówionych wyżej filmów o egipskich władczyniach, lecz z nakręconego w Egipcie Syna Spartakusa (1962) w reżyserii Sergia Corbucciego. Wypowiada go Juliusz Cezar (Ivo Garrani) stojąc na tle Sfinksa. Akcja rozgrywa się 20 lat po śmierci Spartakusa, w końcowej fazie pierwszego triumwiratu (około 53 roku p.n.e.). Głównym bohaterem jest centurion imieniem Randus (Steve Reeves), który dowiaduje się, że jest synem słynnego przywódcy buntowników. Postanawia kontynuować dzieło ojca, walcząc z rzymską niesprawiedliwością w obronie tych, których skazano na niewolę. Scenarzyści (w tym brat reżysera Bruno Corbucci) wykorzystali nie tylko legendę Spartakusa, ale też Zorro. Protagonista ma dwie tożsamości – dla Rzymian jest doskonałym żołnierzem, szanowanym przez Cezara, a dla prostego ludu jest zamaskowanym obrońcą uciśnionych, którym niesprawiedliwie założono kajdany. Przy okazji może też dokonać zemsty na zabójcy ojca, Marku Krassusie, jednym z najbogatszych polityków swoich czasów.

Zaskakująco udany to film ze świetnie poprowadzoną fabułą. Pomysłowo i sensownie przekształcono historyczne wydarzenia w ekscytującą opowieść awanturniczą. Świetne zdjęcia Enza Barboniego w egipskich plenerach wśród prawdziwego piasku pustyni, majestatycznych piramid i tajemniczego Sfinksa. Wątek miłosny jest nienachalny, a nawet pomaga uwiarygodnić przemianę bohatera – ze służbisty w buntownika. Sergio Corbucci, później znany z mistrzowskich spaghetti westernów (Django, 1966; Człowiek zwany Ciszą, 1968), sprawdził się jako reżyser pepli (to jego drugi film w tym stylu). Zrealizował znakomite sekwencje masowe i sceny akcji, takie jak nocny atak licyjskich żołnierzy na wioskę buntowników. Dowodzony przez syna Spartakusa oddział broni się atakując ogniem i siarką, niczym gniew boży uderzający w ludzką niegodziwość.

Mariusz Czernic

Mariusz Czernic

Z wykształcenia inżynier po Politechnice Lubelskiej. Założyciel bloga Panorama Kina (panorama-kina.blogspot.com), gdzie stara się popularyzować stare, zapomniane kino. Miłośnik czarnych kryminałów, westernów, dramatów historycznych i samurajskich, gotyckich horrorów oraz włoskiego i francuskiego kina gatunkowego. Od 2016 „poławiacz filmowych pereł” dla film.org.pl. Współpracuje z ekipą TBTS (theblogthatscreamed.pl) i Savage Sinema (savagesinema.pl). Dawniej pisał dla magazynów internetowych Magivanga (magivanga.com) i Kinomisja (pulpzine.pl). Współtworzył fundamenty pod Westernową Bazę Danych (westerny.herokuapp.com). Współautor książek „1000 filmów, które tworzą historię kina” (2020) i „Europejskie kino gatunków 4” (2023).

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA