search
REKLAMA
Zestawienie

Filmy MCU, które najlepiej nadają się do WIELOKROTNEGO OGLĄDANIA

MCU to nierówny świat. Niektórzy kinomani się nim zachwycają bezkrytycznie, niektórzy również bezkrytycznie ganią.

Odys Korczyński

8 sierpnia 2023

REKLAMA

MCU to nierówny świat. Niektórzy kinomani się nim zachwycają bezkrytycznie, niektórzy również bezkrytycznie ganią, stawiając się w roli tych mądrzejszych, dojrzalszych. Widzom można to w jakimś sensie łatwiej wybaczyć, ale doświadczonym twórcom filmowym, świadomym zakamarków ludzkiego gustu filmowego, już nie. Prawda jednak leży sobie gdzieś pośrodku. MCU jest światem dla każdego, rozrywkowym, niezobowiązującym, a miejscami naprawdę poważnym. Jest to również świat zarabiający na siebie, biznesowy, robiący show, co również nas w większości przypadków cieszy i powinno być postrzegane jako zupełnie „NORMALNE” lub lepiej napisać, racjonalne. W uniwersum MCU są lepsze i gorsze produkcje, ale temat tego zestawienia wymyka się takiemu prostemu podziałowi. Zadziwiające jest to, że nawet te gorsze tytuły niekiedy nadają się do wielokrotnego oglądania, ale w specyficznej formie. Są nam już znane, więc nie musimy poświęcać im pełnej uwagi, zatem z powodzeniem mogą być tłem, a my możemy wracać do nich w momentach najciekawszych. Dzięki temu odkrywa się produkcję coraz głębiej i głębiej, chociaż wciąż pozostaje ona gorsza niż te inne, uznane za najlepsze. Tak jest w ramach MCU np. ze Strażnikami Galaktyki czy Thorem: Miłością i gromem w stosunku do nieopierzonej w porównaniu do nich historii przedstawionej w Spider-Manie: Daleko od domu.

„Thor: Miłość i grom”, 2022, reż. Taika Waititi

Każdy seans jest lepszy od poprzedniego, i nie tylko do pisania, gadania ze znajomymi czy gotowania, ale do samotnego oglądania, kiedy rodzinka jest daleko i ma się akurat męski, samotny wieczór. Thor: Miłość i grom to jak do tej pory najlepszy film w MCU. Powodów, dla których tak jest, można wymienić przynajmniej 10, jak w trafiającym w sedno tekście mojej redakcyjnej koleżanki Natalii Hluzow. Jest jednak z tą wersją Thora niemały problem. MCU nie potrzebuje takiego Thora, co widać, im więcej czasu upływa od premiery filmu Taiki Waititiego. Thor w tej stylistyce blokuje MCU, a i ono w dotychczasowej formie blokuje Thora, traktując go jak klauna w zespole Avengers. Jeśli tylko Chris Hemsworth będzie czuł w sobie na tyle odwagi, może zaryzykuje. I chociaż po jego wypowiedzi tego nie widać, a tak naprawdę wypowiada się on w zupełnie przeciwnym tonie, to Thor zasługuje na swój niezależny świat.

„Strażnicy Galaktyki”, 2014, reż. James Gunn

Jest prawidłowość w odbiorze pierwszych części jakichkolwiek serii filmowych, niezależnie od gatunku. Zostają one w pamięci na długo, jeśli są zrobione bardzo dobrze albo bardzo źle. Średniaki nie mają szans. Wszystkie części Strażników Galaktyki są warte uwagi, ale tylko ta pierwsza z kultowym tańcem Star Lorda, gdzie poznajemy wszystkich bohaterów, najbardziej pasuje do bycia wielokrotnym seansem. Film to idealnie zbalansowany, rozrywkowy, niepatetyczny, smakowity estetycznie, choć ze słabym antagonistą. Można to jednak Strażnikom wybaczyć, bo każda z pozytywnych postaci ma niesamowitą osobowość.

„Strażnicy Galaktyki: Coraz bliżej święta”, 2022, reż. James Gunn

Bez końca można oglądać kogo – Kevina Bacona. Realizacja takiego krótkiego tytułu w ramach MCU musi bazować na mocnym zaskoczeniu u widza. Obawiałem się więc, że James Gunn zrobi to zbyt szablonowo, a tu nie zabrakło odpowiedniej dawki surrealizmu. Głównymi bohaterami są Mantis i Drax, którzy wpadają na szalony pomysł uszczęśliwienia Petera Quilla za pomocą osobliwego prezentu – chcą mu podarować człowieka. Okazuje się, że jest to postać we wszechświecie legendarna. Tylko ani Drax, ani Mantis nie zdają sobie sprawy z tego, że ów Kevin Bacon to aktor, a odgrywani przez niego „wielcy bohaterowie” nigdy nie istnieli. W sumie powinni także wiedzieć, że Bacon grał wyjątkowo przebrzydłe ludzkie monstra. Z tego zaskoczenia Draxa i Mantis wynikają szalone przygody, które docenią widzowie nawykli do luźnej atmosfery w filmach. Trzeba mieć dystans do tego typu historii, bo są one synkretyczne. Z przymrużeniem oka często również traktują. Generalnie co jakiś czas trzeba sobie przypomnieć Kevina Bacona w MCU, jak sprawnie wnosi on do produkcji niesamowitą świeżość. No i śpiewa.

„Avengers: Wojna bez granic”, 2018, reż. Anthony Russo, Joe Russo

Wojna bez granic i oglądanie bez granic. Marvelowi udało się nakręcić film, który da się oglądać właściwie bez przerwy. To, co przede wszystkim przyciąga, to kolekcjonowanie przez Thanosa kamieni nieskończoności. Zbieranie okazów zawsze wciąga, a w produkcji jest to skonstruowane tak, żeby przykuć uwagę widza. Każdy kolejny kamień prezentowany jest w działaniu. Fabuła Wojny bez granic jest podzielona na kilka mniejszych historii spajających się wielkim finałem. Taki dość schematyczny układ się sprawdza, przyzwyczaja umysł, daje mu otoczenie w pełni przez niego rozumiane, bez niespodzianek, a jeśli na dodatek jest to wszystko ubrane w znakomite efekty wizualne, chce się ten spektakl regularnie podziwiać, mimo że się go doskonale pamięta. No i może nie aż tak otwarcie, ale kibicuje się Thanosowi.

„Avengers: Koniec gry”, 2019, reż. Anthony Russo, Joe Russo

W Końcu gry Thanos już nie jawi się nam jako bohater wyposażony w taki rodzaj ciemnej strony, którą można podziwiać. Staje się zwykłym antagonistą, któremu wstyd kibicować. Zbieranie kamieni jednak pozostało i podobnie wciąga. O każdy z nich trzeba stoczyć walkę w różnych wymiarach czasowych, a dodatkowo Marvel zaproponował ciekawą wizję świata po Thanosie, szkoda jednak, że skupioną tylko na ziemskim świecie. Koniec można sobie odpuścić, bo jest wyjątkowo sztampowy. Początek jednak i rozwinięcie swobodnie można doświadczać wielokrotnie.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz reklamowym. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA