Filmy, które IDEALNIE oddają ducha LAT 90.
Dla nas – Polaków urodzonych na przełomie lat 70. i 80. lata 90. oznaczają coś zupełnie innego niż dla obywateli USA czy Europy Zachodniej. Uczyliśmy się z filmów, czym są te upragnione lata wolności i szaleństwa, podczas gdy u nas widzieliśmy zaledwie jej zapowiedzi, przepełnione jeszcze biedą i spekulacjami, jak w poprzednim dziesięcioleciu. Tę rzeczywistość filmową właśnie pokochaliśmy i z biegiem lat, gdzieś pod koniec wieku dopiero tak naprawdę zobaczyliśmy ją w pełni. Teraz, w latach 20. XXI wieku, cofnięcie się pamięcią do przeszłości wywołuje niemały sentyment, a poniżej wspomniane filmy pomagają przypomnieć sobie, jak podniecające było być nastolatkiem w tamtych, szalonych czasach przemian za dopiero co opadłą żelazną kurtyną.
„Masz wiadomość” (1998), reż. Nora Ephron
Abstrahując od tego, że to dobry film o miłości, w przeciwieństwie do większości np. polskich, współcześnie kręconych komedii romantycznych, Masz wiadomość jest obrazem sentymentalnym informatycznie. Pierwsze, jeszcze niewprawne graficznie interfejsy programów do komunikacji internetowej, pierwsze komputery osobiste, i ten przemożny lęk, że nowe technologie wyprą książki. Już wtedy był obecny w ludziach. Dzisiaj tym bardziej obawiamy się, że książki znikną, jednak ten moment się trochę przeciąga w porównaniu z gdybaniem komputerowych sceptyków przywiązanych do klepania tekstów na maszynach do pisania.
„Kosmiczny mecz” (1996), reż. Joe Pytka
Pośród mnóstwa nawiązań do kultury lat 90. w tym filmie najważniejsze dla młodego widza pamiętającego tamte czasy jest jedno – NBA i Michael Jordan. Niekwestionowana gwiazda sportu będącego symbolem wyzwolenia fascynowała całe rzesze widzów w latach 90. Odnoszę się tu przede wszystkim do Polski, bo tekst ten pisany jest w bardzo specyficznym, węższym rozumieniu ducha lat 90. niż ktoś z Europy Zachodniej mógłby zrozumieć. NBA to dla polskiej młodzieży symbol normalności. Dla mnie również więc, abstrahując od wszelkich ideowych dyskusji, jakie toczyły się na temat filmu i pokazywania wdzięków Loli, koszykówka jest najważniejszym atrybutem oddającym doskonale ducha lat 90.
„Dzień Niepodległości” (1996), reż. Roland Emmerich
Dwa lata przed premierą Dnia Niepodległości Emmerich wypuścił jeszcze jeden w pewnym sensie katastroficzny film – Gwiezdne wrota. Produkcję znakomitą i do dzisiaj zachowującą świeżość, zwłaszcza na tle współczesnego kina przygodowego typu Uncharted. Gwiezdne Wrota były wprawką przed Dniem Niepodległości, który już w pełni rozwinął tematykę katastroficzną i zapewnił temu gatunkowi dobry start właśnie w latach 90. A poza tym z sentymentem dzisiaj patrzy się na niegdysiejsze telefony komórkowe i marzenie wielu w Polsce, wyglądającego jak kawałek cegły, PowerBooka 5300.
„Dzień Świstaka” (1993), reż. Harold Ramis
Nigdy bym nie porównał tego odczucia lat 90. z filmu Ramisa z tym, które osobiście mam, żyjąc w Polsce, bądź co bądź miejskiej, a nie wiejskiej, jednak Polsce, czyli kraju postkomunistycznym. Chodzi bardziej o ten karkołomny pomysł, który namówił widzów – w tym tych młodszych – do głębszego namysłu nad czasem oraz doskonaleniem siebie, kiedy ma się nieraz tylko jeden dzień na podjęcie decyzji i zadbanie o całą swoją przyszłość. Oczywiście ta refleksja jest przeciwieństwem tego, co dzieje się w filmie, ale właśnie o to chodzi. Za sprawą komedii nakręconej w charakterystycznym stylu dla lat 90. pokolenie widzów dorastających w świecie kaset VHS mogło doświadczyć tego humoru i tajemnicy w najlepszych stylu, jaki dzisiaj w filmie komediowym trafia się z rzadka. Duch lat 90. w Dniu Świstaka bazuje raczej na subiektywnym doświadczeniu widza, który oglądał ten film w konkretnym momencie swojego życia, jak ja, a film ten dzięki temu został z nim właściwie na zawsze.
„Odlotowcy” (1994), reż. Michael Lehmann
Nagrać kasetę demo w domowych warunkach było nie lada wyzwaniem. Nieraz musiał wystarczyć zwykły jamnik z podłym mikrofonem. Próbowałem na takim, ale na szczęście miałem dostęp do szkolnego radiowęzła z nieco lepszym sprzętem. Rozumiem jednak desperację chłopaków z Odlotowców. Otworzyła się dla nich jakaś szansa i za wszelką cenę chcieli ją wykorzystać, a poza tym swoim zachowaniem, mówieniem, wyglądem i stosunkiem do świata idealnie przypominają zajawionych na punkcie ostrzejszej muzyki nastolatków z mojego liceum, w tym mnie. Duch lat 90. unosi się więc radośnie nad tą produkcją.