search
REKLAMA
Zestawienie

ARCYDZIEŁA, KTÓRYCH NIE BYŁO. Najlepsze niepowstałe filmy

Jacek Lubiński

27 października 2018

REKLAMA

Night Skies

Szczęki w sosie fantastyczno-naukowym od Stevena Spielberga? Czemu by nie! A to właśnie planował znany reżyser tuż po sukcesie pozytywnie nastrajających Bliskich spotkań trzeciego stopnia, których wytwórnia domagała się sequela – chciał zrobić to samo, tylko w zdecydowanie negatywnej poetyce. Wolał nakręcić horror, w którym kosmici nie będą jedynie odpowiednikami Teletubisiów w niebiańskich rydwanach, lecz realnym zagrożeniem; istotami, które nie cackają się z ziemskimi redneckami. Bo to właśnie na farmie gdzieś w środkowych Stanach Zjednoczonych miała toczyć się akcja – jak sam tytuł wskazuje, głównie nocą, gdy do głosu dochodzą nasze najgorsze koszmary. Ot, taki pseudoreboot wspomnianych Bliskich spotkań… – których pierwotny tytuł brzmiał Watch the Skies – oraz prekursor Znaków M. Nighta Shyamalana. Brzmi wybornie – zwłaszcza że całość oparta była na ponoć autentycznych zdarzeniach z Kentucky lat 50., Rick Baker miał stworzyć wizerunki kosmitów, a za kamerą Spielberg postawić chciał Tobe’a Hoopera, czyli reżysera słynnej Teksańskiej masakry piłą mechaniczną. Zatem w czym mamy problem?

Cóż, artysta bywa czasem równie zmienny jak kobieta. W trakcie zdjęć do Poszukiwaczy zaginionej Arki Spielberg raz jeszcze wziął całość pod rozwagę i, nie bacząc na to, że na wstępne prace wydano już ponad milion zielonych, ostatecznie stwierdził, iż rezygnuje z wcześniej obranej drogi. Po ostrym starciu z Bakerem i kilkoma innymi zatrudnionymi osobami, zdecydował się spuścić z tonu filmu, przeradzając go w słodziutką historyjkę o… E.T.. Część z odrzuconych pomysłów wykorzystano potem przy mocno problematycznej produkcji Poltergeista, również z udziałem Hoopera. A sam pomysł zainspirował między innymi takie tytuły jak Gremliny i Critters. Nie ma więc tego złego, co by na dobre nie wyszło – zwłaszcza Spielbergowi, który na E.T. zarobił krocie i skradł nim serca kolejnych pokoleń widzów, co z pewnością nie udałoby mu się z Night Skies. Ciekawe zresztą, że po sukcesie E.T. miał dokładnie te same, mroczne plany na sequel tegoż, finalnie również porzucone. Pozostaje jedynie pytanie, czy swoimi decyzjami twórca uratował ludzkość od kiczowatych wpadek czy też pozbawił ją swej odważniejszej wizji obcych?

Pompeje

Film historyczny w starym dobrym stylu. Na początku obecnego wieku Roman Polański chciał na podstawie powieści Roberta Harrisa z 2003 roku nakręcić pełnoprawne widowisko, które mogłoby zamknąć usta przeciwnikom jego Piratów, którzy swego czasu zatonęli w box offisie. Harris sam napisał scenariusz, który był rzekomo zainspirowany Chinatown. W rolach dwójki głównych bohaterów – Attiliusa i Corelii – którzy walczyć muszą nie tylko z erupcją słynnego wulkanu, lecz także ze spiskiem na szczeblu politycznym i własnymi uczuciami: Orlando Bloom i Scarlett Johansson. Budżet wahać miał się pomiędzy 100–150 milionami dolarów, co czyniłoby z Pompejów nie tylko najdroższy film Polańskiego, ale też i w ogóle nakręcony w Europie (zdjęcia planowano we Włoszech oraz w Hiszpanii, z wykorzystaniem autentycznych lokacji). Do tego reżyser dostał podobno całkowitą wolność twórczą. To brzmiało tak pięknie, że gdy twórcy odwiedzili w 2007 roku festiwal w Cannes, bez problemu sprzedali Pompeje dystrybutorom z ponad 35 krajów. Co więc mogło pójść nie tak?

Abstrahując od scenariusza, z którego Polański cały czas nie był w pełni zadowolony, prace nad produkcją wstrzymał przede wszystkim strajk gildii aktorów amerykańskich. Przeciągał się on na tyle długo, że wkrótce doszły do tego jeszcze problemy ze wspomnianymi lokacjami oraz, finalnie, konflikt terminarza Polańskiego, który w bliskich planach miał już realizację innego dzieła Harrisa – Autora widmo. Widząc, że Pompeje są bliskie naturalnej autodestrukcji, wycofał się z projektu, co z kolei sprawiło, że wszystko trzeba było na moment zamknąć, a historię przepisać. Producenci zwrócili się do Ridleya Scotta, ale i on szybko zniknął. Nie wypalił też pomysł z zamianą filmu na miniserię telewizyjną dla Sony. Ponieważ jednak zainwestowane pieniądze musiały się jakoś zwrócić, w 2014 roku doszło do premiery Pompejów, lecz… jako kompletnie innego bytu, który wyszedł już spod ręki twórcy Mortal Kombat i scenarzystów Batmana Forever. Efekt był daleki od zachwytu, a przede wszystkim w niczym nie przypominał materiału wyjściowego (stąd też próżno szukać w nim nazwiska Harrisa). Obecnie – zważywszy na wiek Polańskiego, jego niepożądaną w USA osobę oraz wciąż rosnące koszty produkcji – potencjalny powrót do korzeni jest praktycznie niemożliwy.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA