ANIMACJE, które DOPROWADZĄ CIĘ DO ŁEZ. Nie oglądać bez chusteczek!
Wiele jest filmów, które prawdziwie wzruszają. Prawdziwą sztuką jest jednak stworzyć animację, która doprowadzi do płaczu. Rzadko zaś to, co rysunkowe, tak odległe znanym nam rzeczom potrafi wzbudzić taką empatię, że zalewamy się łzami. Jest jednak wiele rozbrajających filmów animowanych, których nie sposób oglądać bez chusteczek pod ręką. Oto kilka z nich.
Uwaga na spoilery!
Mój brat niedźwiedź
W tym filmie wiele jest momentów, które łamią serca. Już na samym początku musimy przeżywać śmierć jednego z braci głównego bohatera. I już wiadomo, że to będzie tego rodzaju film. Film, który zostawia widza z emocjonalną traumą. Mój brat niedźwiedź jest o przyjaźni, harmonii natury, ale także – o zemście. Główny bohater Kenai za sprawą magii oraz duchów zostaje zaklęty w ciele niedźwiedzia. Musi zapanować nad gniewem oraz nauczyć się szacunku do otaczającej go natury. Z trudem próbując odnaleźć się w nowej skórze, Kenai poznaje małego niedźwiadka Kodę. Rozkwitająca powoli braterska przyjaźń między bohaterami to jedna z najpiękniejszych przemian w historii animacji Disneya. Choć ich relacja zostanie wystawiona na ciężką próbę. Kolejna scena, w której łzy cisną się do oczu, to ta opatrzona piosenką, w której spełniają się najczarniejsze przypuszczenia widza. Kenai opowiada pewną historię Kodzie. Jak mówi – trochę o człowieku, trochę o niedźwiedziu, ale przede wszystkim o potworze. Moment, w którym zdezorientowany Koda z niedowierzaniem w oczach próbuje uświadomić sobie, że jego matka już nigdy nie wróci, doprowadza do natychmiastowego płaczu. Ale to wciąż nie koniec. Jak to często bywa, to finał wyciska łzy do ostatniej kropli. Aż samo wspomnienie sprawia, że moja skóra pokrywa się ciarkami. Kenai przechodzi ponowną transformację w człowieka. Jednoczy się ze swoimi braćmi – Sitką, Denahim. Jednak zza skały wyłania się niewielka głowa przestraszonego Kody. Widzi swojego przyjaciela pierwszy raz w jego prawdziwym wcieleniu. Kenai podejmuje trudną, ale słuszną decyzję – postanawia pozostać w niedźwiedziej skórze, by zaopiekować się swoim młodszym bratem Kodą. Zostaje to ukazane w sposób niezwykle patetyczny, nad złocistą zorzą na szczycie góry. Żywi ostatecznie żegnają się z umarłymi, którzy odchodzą do świata duchów. Ale to nieważne, ponieważ łzy i tak przesłaniają obraz. Finał to piękna metafora pogodzenia się z losem i naturą oraz triumf przyjaźni.
Odlot
Odlot to, jak na Pixara przystało, bardzo wzruszająca bajka. Jest w niej sporo humoru, dużo akcji, niezwykła przygoda gdzieś w nieznanej krainie, ale są też chwile, w których łzy cisną się do oczu. Jest to między innymi końcowa scena, w której Carl Fredricksen daje swoją najważniejszą odznakę zrobioną z agrafki i kapsla Russellowi, po czym siedzą beztrosko na schodkach i liczą samochody. Jednak wszyscy wiedzą, która scena z filmu zasługuje tu na najwyższe uhonorowanie. Jest to, rzecz jasna, scena wspomnień miłości pana Fredricksena oraz jego żony, Eli. Scena retrospekcji trwa zaledwie 4 minuty. Tyle wystarczy, aby widz zalał się łzami. To migawki ze wspólnego życia bohaterów. Widzom rzucają się w oczy przede wszystkim różnice charakterów, ale także bezinteresowna miłość, która ich łączy. Nie ma tu dialogów, wystarczy muzyka, która dyktuje nastroje. Bo oprócz beztroskich i wesołych scen dekorowania domu następują sceny małżeńskich kryzysów, na przykład scena ze szpitala, która mówi sama za siebie. Nic nie jest tu powiedziane wprost, jednak widz dobrze wie, co jest na rzeczy. Wspólne starzenie pokazywane tu jest jako momenty silnej miłości, do momentu, aż widzimy Elę ledwo co wdrapującą się na ich wspólne piknikowe wzgórze. Ten obraz zapowiada bolesne rozstanie dwójki małżonków. Po ukochanej zostaje już tylko album z ich wspólnymi przygodami. Album, którego ostatni wpis brzmi: „Dziękuję za wspólnie przeżyte przygody. Teraz idź szukać nowych”. Nie tylko mężczyzna, ale i dom nie potrafią zapomnieć o zmarłej ukochanej. O jej nieobecności przypomina pusty fotel oraz wiele pamiątek po kobiecie, których pan Fredricksen nie odważył się nigdy wyrzucić. I to właśnie chwyta za serce najbardziej – tragiczna historia wielkiej i pięknej miłości. Fakt, że czyjaś nieobecność może zmienić wszystko.
Grobowiec świetlików
Film, który zapewne wszystkim fanom animacji i nie tylko przyszedł do głowy jako pierwszy. Obok Grobowca świetlików Isao Takahaty nie łatwo przejść obojętnie. A fakt, że wywodzi się on ze studia Ghibli, nie powinien usypiać niczyjej czujności. Film został stworzony na podstawie opowieści Akiyukiego Nosaki, japońskiego pisarza, który spisywał swoje wspomnienia z czasów II wojny światowej. To surowy dramat antywojenny, który oddaje głos być może najbardziej poszkodowanym jej ofiarom – dzieciom. Grobowiec świetlików to film, podczas którego odczuwa się przede wszystkim bezsilność oraz smutek. Głównymi bohaterami jest rodzeństwo – nastoletni Seita i jego kilkuletnia siostra Setsuko. Trwa II wojna światowa. Po zbombardowaniu miasta Kobe rodzeństwo pozostaje bez opieki. Zamieszkują w niewielkim bunkrze niedaleko miasta. Tworzą prowizoryczny dom, podkradają jedzenie z pobliskich domostw, żywią się nadzieją na powrót ojca z frontu. Grozę wojennego dramatu potrafią przepędzić jedynie świetliki, których obecność pozwala zapomnieć o rzeczywistości. Jednak nawet ogromna braterska miłość, olbrzymia determinacja i poświęcenie, heroiczna opiekuńczość i nadludzka silna wola dzieci nie są w stanie postawić się śmierci oraz klęsce wojny. I choć wiadomo już na samym początku filmu, jaki koniec czeka głównych bohaterów, nie sposób nie uronić choć łzy w ostatnich minutach trwania animacji.