search
REKLAMA
Zestawienie

Aktorzy ZMARNOWANI w filmach i serialach STAR WARS

Im bliżej czasów współczesnych, tym takich aktorów więcej.

Odys Korczyński

2 marca 2023

REKLAMA

W pierwszych trzech częściach takiego zjawiska nie było lub było ono marginalne. Może też dlatego, że wtedy podchodzono generalnie do castingów nieco inaczej niż od lat 90. aż do dzisiaj. Teraz w kolejnych produkcjach z uniwersum Star Wars producenci starają się wykorzystać jak najwięcej znanych aktorów, dając im niejednokrotnie role w praktyce małe i niewiele znaczące, chociaż niekiedy z ogromnym potencjałem. Są to zabiegi typowo wizerunkowe, jednak nieraz szkodliwe dla karier wielkich aktorów w stylu np. Benicio del Toro. Poniżej 10 przykładów artystów, którzy pojawili się w uniwersum George’a Lucasa, lecz postaci przez nich zagrane nie zostały wykorzystane w filmach tak, żeby było ich na ekranie więcej. I postaci, i aktorzy je odtwarzający powinni mieć głębszy wpływ na historię walki z Imperium.

Pedro Pascal jako Mandalorianin

Jakiś czas temu nawet sugerowano na podstawie wypowiedzi samego Pedro Pascala, że wszedł on w coś w rodzaju konfliktu lub ostrzejszej wymiany zdań z producentami Mandalorianina w kwestii zbyt rzadkiego pokazywania twarzy. Pascal oczywiście sugerował, że powinien częściej się pojawiać bez hełmu, bo teraz to właściwie zagrać go może jakikolwiek dubler, a widz i tak nie zauważy różnicy. Konflikt Pascala z twórcami serialu oczywiście był bardziej nadinterpretacją mediów, jednak coś w tym jest, że tak znany teraz aktor (sukces The Last of Us) powinien ukazywać się odbiorcom częściej. Rozumiem koncepcję postaci. Nie da się tu uniknąć hełmu, inaczej Mandalorianin straci swój charakter, który wpisał się w popkulturę. Takie podejście jednak separuje aktora od widzów i marnuje talent Pascala. To nie ulega wątpliwości. Sytuacja jest więc z pozoru bez wyjścia.

Benicio del Toro jako DJ

Wspominałem o nim na początku tekstu, bo w tym zestawieniu, jak mało który aktor, jest on zmarnowany generalnie w swojej karierze, która zapowiadała się tak dobrze po 21 gramów, a jednak zwolniła – nie licząc dosłownie kilku ról wartych uwagi od tamtego czasu, czyli 2003 roku. DJ w Ostatnim Jedi pojawia się, owszem, w kilku lokacjach, i nie jest to aż tak krótki epizod, jakim obdarzono np. Sawa Gerrerę, lecz zadziwiająco odarto DJ-a z wszelkich emocji. Jest postacią najpierw stojącą po jasnej stronie mocy, a następnie po ciemnej, lecz tej konwersji wcale nie widać. Jest płaski, jakby w czasie realizacji zdjęć uświadomił sobie, że to jednak nie jego miejsce. Być może tak było, a del Toro o wiele lepiej radzi sobie na planach mocnych filmów sensacyjnych, a nie szeroko pojętej fantastyki mniej lub bardziej nienaukowej. Co do zaś samej postaci DJ-a, może warto by było coś więcej powiedzieć o jego życiu, a nie traktować jak jakiegoś kolejnego bossa na następnym poziomie do pokonania z ładnym wystrojem lokacji, jak w grze komputerowej.

Thandiwe Newton jako Val

Świetne role we Wszystkich starych nożach u boku Chrisa Pine’a, w Westworld, w Gwiazdorze z Johnem Bon Jovim. Stać ją na bardzo wiele. Potrafi wziąć na siebie ciężar fabuły, zrównoważyć głównego bohatera, pomóc mu wejść w relację z widzem, na co w Hanie Solo z pewnością było stać postać Val, partnerki w złodziejskim fachu Tobiasa Becketta. A tak pojawiła się na chwilę, szybko dramatycznie zginęła i tyle. Nie pozostał po niej żaden ślad – chociażby ideowy – w fabule, chociaż Beckett zdawał się traktować ją jako kogoś więcej niż partnerkę w zespole i czasem nawet ją wspominał. Z powodzeniem rola Val mogła zostać rozszerzona może nawet na tyle, żeby zastąpić zmarnowaną postać Qi’ry.

Emilia Clarke jako Qi’ra

Nie ukrywam mojego wielkiego sentymentu do Emilii Clarke głównie ze względu na jej rolę Dany w Grze o tron, w Hanie Solo się jednak nie postarała, a może bardziej nie postarali się scenarzyści, żeby tchnąć w postać Qi’ry więcej życia, energii, akcji, wszystkiego tego, co by sprawiło, że stałaby się kobietą, za którą warto wpadać w te wszystkie romantyczne afekty i walczyć. A tak jest nieco papierową postacią dumnie zadzierającą głowę przez większość fabuły, a widz się zastanawia, co tak naprawdę w niej jest ciekawego, że Han Solo potrafi dla niej poświęcić „prawie” wszystko. Może jakaś szansa dla Qi’ry byłaby w kolejnej odsłonie przygód Hana, kiedy jeszcze był młody, a ona przeszłaby na ciemną stronę mocy?

Samuel L. Jackson jako Mace Windu

Samuel L. Jackson w momencie decydowania się na rolę w częściach od 1 do 3 Gwiezdnych wojen był już postacią ikoniczną ze względu na rolę w Pulp Fiction. Powinien się więc zastanowić, czy ten typ kreacji do niego pasuje, a widzowie nie przeżyją zawodu charakterem Mace’a Windu – zachowawczego, statycznego Jedi, członka ślepej na wszystko dookoła papierowej rady, który na dodatek ginie dość marnie. Żeby chociaż twórcy SW wprowadzili do tej postaci jakiś surrealizm, krnąbrność, coś, co sprowokowałoby widza do namysłu, kim jest, co myśli, może coś jednak więcej widzi, a nie zdaje się na szablonowy osąd reszty ślepców z kadry kierowniczej zakonu Jedi. Nic takiego nie nastąpiło, a Samuel L. Jackson jako Mace Windu jest nijaki, niezajmujący i szybko się o nim zapomina.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA