search
REKLAMA
Wywiad

Miłość, wolność i poczucie bezpieczeństwa. Rozmowa z Kamilą Taraburą, twórczynią „Rzeczy niezbędnych”

Rozmawiamy o dotychczasowej twórczości młodej reżyserki oraz pomyśle na jej kolejny film.

Filip Pęziński

22 listopada 2024

REKLAMA

Kamila Tarabura to polska reżyserka i scenarzystka. Absolwentka Warszawskiej Szkoły Filmowej oraz Szkoły Wajdy. Jej debiut Chodźmy w noc zdobył nagrodę dla najlepszego aktorskiego filmu krótkometrażowego na Warszawskim Festiwalu Filmowym, sześcioodcinkowy serial Absolutni debiutanci nominację do Paszportów „Polityki”, a pełnometrażowe Rzeczy niezbędne Szafirowe Lwy dla najlepszego filmu w konkursie „Perspektywy” na Gdyńskim Festiwalu Filmowym. Doświadczenie zdobywała także pod okiem doświadczonych twórczyń. Asystowała m.in. Claire Denis przy High Life oraz współpracowała z Agnieszką Holland przy wielokrotnie nagradzanej Zielonej Granicy.

 


Chodźmy w noc, Absolutni debiutanci, Rzeczy niezbędne, a nawet Zielona granica to opowieści o kobietach i opowiedziane z perspektywy kobiet. Czy jest to świadomy wybór, którego chcesz konsekwentnie trzymać się w swojej twórczości?

Myślę, że to intuicyjny wybór. Kobieca perspektywa jest mi po prostu bliska i takie tematy pochłonęły mnie na początku mojej kariery. Natomiast film, nad którym teraz pracuję, jest o bohaterze męskim, więc nie chciałabym się zamykać. Bardziej może chodzi o jakiś rys psychologiczny tych postaci. Wszyscy są outsiderami, zastanawiają się, jakie jest ich miejsce w świecie. To tu szukałabym jakiegoś wspólnego mianownika.

Poza tym, że twoja twórczość skupia się na kobietach, to opowiada o tematach trudnych, wręcz niewygodnych: depresji, spektrum autyzmu, pedofilii, łamaniu praw człowieka. Czy masz poczucie, że to ważne, aby konfrontować z nimi widza?

Tak, chociaż też uważam, że daleko im do kina interwencyjnego czy badającego po prostu jakiś problem sam w sobie. Zawsze staram się, żeby moje produkcje były wielowarstwowe. Żeby jednak było w nich jakieś światło. Przykładowo Lena z Absolutnych debiutantów jest w spektrum autyzmu, ale to nie jest serial o autyzmie. Tylko to jest jedna z jej wielu cech tożsamości. Myślę, że Rzeczy niezbędne też mają dużo światła i tak naprawdę są o tym, kim jesteśmy, jak w życiu sobie radzimy z traumą. To historia o tu i teraz. O życiu tych dorosłych kobiet. Nie analiza traumatycznego zdarzenia.

Myślę, że to, co wniosłaś Rzeczami niezbędnymi, to uświadomienie, iż ofiara przemocy seksualnej nie musi spełniać naszych oczekiwań. Filmowa Roksana nie jest postacią, której łatwo współczuć czy nawet łatwo uwierzyć. Nie obawiałaś się, że widzowie odbiją się od tego portretu?

Liczyłam się z tym, ale właśnie taki był też zamierzony cel, żeby sprawdzić, na ile polscy widzowie są otwarci na to, żeby akceptować różne zachowania ofiar, i czy są w stanie zaakceptować czyjąś krzywdę, jeżeli ta osoba ich irytuje, jeżeli może się wydawać, że sama sobie przeczy. Wydaje mi się, że gdzieś tam jesteśmy zakorzenieni w romantyzowaniu ofiar. W takim myśleniu, że one muszą być krystaliczne, nieskazitelne i tylko wtedy należy im się uznanie krzywdy. A ofiary są ludźmi.

Walczę z takim właśnie podważaniem czyjejś wiarygodności, dlatego że osoba zachowuje się inaczej, niż byśmy tego oczekiwali. Jako kobiety jesteśmy z tym bardzo często konfrontowane w przeróżnych sytuacjach życiowych. Padają pytania, czy przypadkiem kobieta sama nie prowokowała jakiejś sytuacji.

I rzeczywiście odbiór Roksany jest bardzo różny. Są widzowie, którzy jasno widzą w niej ofiarę. Są też tacy, którym trudno Roksanie uwierzyć. To prowokuje do dyskusji, co jest świetne. Widzowi zostawiam decyzję, komu zaufa.

Inspiracją do powstania filmu był reportaż Mokradełko Katarzyny Surmiak-Domańskiej, ale w filmie zabrakło niektórych jego elementów. Na przykład motywu ojca głównej bohaterki, który wykorzystywał seksualnie też jej córkę, swoją wnuczkę. Czułaś, że byłoby to dla widza zbyt przytłaczające?

Dla mnie zetknięcie się z tym reportażem było fascynujące, ale po pewnym czasie postanowiłam odejść od niego przy tworzeniu scenariusza. Nie chciałam przenosić nic na ekran jeden do jednego.

Dodatkową inspiracją stała się dla mnie rozmowa z francuską reżyserką Claire Denis, z którą spotkałam się, kiedy kręciła film High Life w Polsce. Byłam wtedy na etapie pisania scenariusza i powiedziałam jej o swoim pomyśle. Denis opowiedziała mi wtedy historię kobiety z dobrze sytuowanej rodziny, która poświęciła dobro swojego dziecka, ponieważ bardziej ceniła związek z mężem i życie, które prowadziła. Zaintrygowało mnie to, jak takie sytuacje mogą mieć miejsce w pozornie idealnych warunkach, i chciałam opowiedzieć o tym w moim filmie. W przeciwieństwie do książki, w której ojciec Halszki często przekraczał granice pod wpływem alkoholu. Chodziło mi o pokazanie sytuacji, których jeszcze bardziej nie rozumiemy, które są niewidoczne na pierwszy rzut oka, bo społeczeństwo często nie chce dostrzegać pewnych tematów.

Niedawno na grupie mieszkańców mojego osiedla przeczytałam, że przyjechała policja, bo ktoś był podejrzewany o posiadanie materiałów pedofilskich. Zaskoczyła mnie reakcja osoby, która z oburzeniem napisała: „Czego jeszcze można się spodziewać na tak prestiżowym osiedlu?”. Jakby prestiż miejsca miał chronić przed takimi wydarzeniami. Chciałam pokazać, że to, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami, może dotyczyć każdego środowiska, niezależnie od statusu.

Mimo że świadomie odchodziłaś od Mokradełka, to wciąż nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że Dagmara Domińczyk i Katarzyna Warnke po prostu IDEALNIE względem książki pasują do powierzonych im ról. Mogłabyś powiedzieć coś więcej o procesie castingu?

Kasia Warnke bardzo wcześnie pojawiła się w projekcie, bo współpracowałam z nią jeszcze, gdy uczęszczałam do Szkoły Wajdy. Widziałam ją w pewnych rolach teatralnych i zawsze mi imponowało, jakie spektrum emocji jest w stanie pomieścić w obrębie jednej sceny. Wtedy też opowiedziałam jej o moim pomyśle na Rzeczy niezbędne i ostatecznie wspólnie napisałyśmy scenariusz do tego filmu.

Podczas pisania wymyśliłyśmy postać Ady, amerykańskiej dziennikarki polskiego pochodzenia. I nie zabrzmi to zbyt oryginalne, ale oglądałam wtedy Sukcesję i postać Karoliny z tego serialu, którą grała właśnie Dagmara, wydała mi się bliska Adzie – konkretna, opanowana, twarda. Jednak kiedy poleciałam z Kasią do Nowego Jorku, aby spotkać się z Dagmarą, powiedziała nam, że nie chce znów odgrywać swojej postaci z Sukcesji. Dagmara otworzyła nas na inne, dalsze od stereotypów spojrzenie na reporterkę wojenną. Nie osobę agresywną, ale przeciwnie pracującą delikatnością, ciepłem i umiejętnością słuchania.

Trzecim niezwykle ważnym castingiem było obsadzenie roli matki. Wybierałam między trzema wybitnymi aktorkami. Każda sprawdziłaby się tutaj doskonale, ale ostatecznie zdecydowałam się na Małgorzatę Hajewską-Krzysztofik. Dlatego, że w trakcie próbnych, improwizowanych scen z Kasią Warnke dosłownie ją ścięła, nie pozwoliła na przejęcie inicjatywy, zmusiła do wycofania się. To było niezwykłe.

Martyna Byczkowska, Bartłomiej Deklewa, Jan Sałasiński, Paulina Krzyżańska – aktorzy, którzy zagrali z kolei główne role w Absolutnych debiutantach dosłownie przebiegli przed kamerą w jednej ze scen Rzeczy niezbędnych. To był celowy zabieg, a może były jakieś dodatkowe sceny z tymi młodymi aktorami, które poległy na stole montażowym?

Nie, nie było nic więcej. Po prostu zależało mi, żeby oni w jakimś stopniu towarzyszyli mi w tej podróży jako swoista dobra wróżba. Oprócz aktorów z Absolutnych debiutantów widzimy tam też Agnieszkę Rajdę z Chodźmy w noc.

Skoro o Absolutnych debiutantach i jego młodej obsadzie mowa… Co zrobiłaś, żeby jako milenialka pokazać świat z perspektywy ludzi, którzy dopiero wchodzą w dorosłość, reprezentują już kolejną generację? Czy widzisz różnice między codziennymi wyzwaniami pokolenia Leny a tymi nastoletniej Kamili, te plus minus 15 lat temu?

Ten obraz z Absolutnych debiutantów jest dosyć nostalgiczny i – jak zauważyłam – bardzo doceniony przez ludzi w moim wieku, czyli trzydziestokilkulatków. Rozgrywa się w takiej przestrzeni, która wydaje się oderwana od konkretnego czasu i miejsca. Bohaterowie są w pewnym sensie „analogowi” w porównaniu do dzisiejszych nastolatków. Praktycznie nie korzystają z telefonów. Są wręcz oldskulowi – używają kamery filmowej, chociaż mogliby uzyskać lepszy obraz, kręcąc na smartfonie.

Początkowo myślałam o tym, żeby wpleść w warstwę językową słowa, które są modne, wrzucać aktualną muzykę, ale zrozumiałam dwie rzeczy. Po pierwsze, do premiery serialu te trendy będą już przestarzałe. Słowa, które były cool jeszcze kilka lat temu, jak np. „dzban”, teraz brzmią obciachowo. Stwierdziliśmy więc, że rezygnujemy z tego, żeby nie narażać się na śmieszność. Po drugie, zdałam sobie sprawę, że bardziej zjednam sobie młodą widownię, jeśli będę wiarygodna w tym, co kocham. W efekcie w serialu pojawia się muzyka z różnych epok, głównie z mojego młodzieńczego okresu, ale też ta, której słuchali moi rodzice. Są też oczywiście nowsze utwory, ale tylko te, które osobiście lubię i których słucham na co dzień.

Duży wkład miała także obsada – nasi aktorzy. Teksty były płynne, zmieniały się na planie, w zależności od tego, co lepiej brzmiało dla Martyny, Bartka czy Janka. W Polsce, w przeciwieństwie do Stanów, gdzie scenariusze często są nie do ruszenia, mieliśmy dużą swobodę. Byłam współautorką scenariusza razem z Niną Lewandowską, która była obecna na planie, żeby na bieżąco wprowadzać zmiany i pilnować, by nic nie straciło sensu.

Motyw Leny jako osoby w spektrum wprowadziłyśmy do scenariusza dopiero po napisaniu drugiego odcinka. Ale był to dla nas bardzo ważny wątek. Chciałyśmy pokazać jak diagnoza – zwłaszcza w przypadku kobiet, które często są diagnozowane później – może być uwalniająca. Lena rozmawia o tym z Igorem w sposób swobodny, bez wstydu, a on reaguje z pełną akceptacją. Chcemy pokazywać świat, w którym takie rzeczy nie robią wrażenia. Jak np. wątek, gdzie Pawełek dowiaduje się, że Niko zakochał się w chłopaku, i też nie widzi w tym niczego szokującego. W naszej wizji takie kwestie nie powinny już być wielkim problemem ani dla bohaterów, ani dla świata.

Zauważam jednak pewne międzypokoleniowe różnice. Starsze pokolenia, np. moich rodziców, często narzeka na dzisiejsze diagnozy, twierdząc, że kiedyś ludzie po prostu byli indywidualistami i normalnie funkcjonowali. Ale moim zdaniem świadomość przynosi tylko pozytywy – pozwala lepiej zrozumieć siebie, swoje mocne strony i ograniczenia. Dzięki temu możesz funkcjonować w swojej strefie komfortu, zamiast przez całe życie zastanawiać się, dlaczego źle się czujesz na imprezach. Możesz świadomie kształtować swoje relacje, wybierając te, które naprawdę cię wzbogacają, zamiast zmuszać się do czegoś, co cię męczy.

A jakie są twoje rzeczy niezbędne?

Mój świat to komputer – pracuję na nim, zabieram go wszędzie ze sobą. Airpodsy są urządzeniem, które zmieniło moje życie. Ostatnio mój pies zjadł jedną ze słuchawek, więc musiałam po prostu kupić nową parę na zapas. Patrzę też oczywiście na rzeczy niezbędne szerzej. Ważna jest dla mnie miłość, poczucie bezpieczeństwa i szeroko rozumiana wolność.

A twój następny projekt, o którym wspomniałaś na początku naszej rozmowy?

Jestem na bardzo wczesnym etapie pisania. Mam już co prawda sprecyzowany pomysł, ale wciąż nad nim pracuję. To będzie historia rodzinna, jednak chciałabym spróbować czegoś nowego, wyjść poza typowy dramat psychologiczny i pobawić się różnymi gatunkami, może nawet wprowadzić jakiś gatunkowy miraż. Myślę, że ważne jest, aby w kinie szukać paraboli, wyjść poza to, co aktualnie dominuje w polskim kinie, czyli ten „mały realizm”. Zwykle mamy bardzo osobiste, intymne dramaty pojedynczych bohaterów, a ja chciałabym, żeby ta rodzina była symbolem czegoś większego, może nawet kondycji współczesnej Europy.


Absolutnych debiutantów oglądać można na platformie streamingowej Netflix. Kinowa premiera Rzeczy niezbędnych odbyła się 27 września 2024 roku.

Filip Pęziński

Filip Pęziński

Wychowany na filmach takich jak "Batman" Burtona, "RoboCop" Verhoevena i "Komando" Lestera. Pasjonat kina superbohaterskiego, ale także twórczości Davida Lyncha, Luki Guadagnino czy Martina McDonagh.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA