UCIEKINIER. Wciąż aktualne sci-fi, które wyprzedziło Igrzyska Śmierci
Ale ta przestroga została wystosowana znacznie, znacznie wcześniej. Jednym z najlepszych jej filmowych egzemplifikacji jest film Uciekinier z 1987 roku. Kino akcji spotkało się tu z science fiction, które w swej obserwacji kultury medialnej doszło do niegłupich spostrzeżeń.
W latach 70. i 80. Stephen King cieszył się już na tyle dobrą renomą, że w pewnym momencie pozwolił sobie na odważny ruch mający udowodnić, ile faktycznie warta jest jego twórczość. Wydał wówczas kilka powieści kryjąc się pod nazwiskiem Richarda Bachmana. Zalicza się do nich między innymi Uciekinier, powieść z 1982 roku. Książka tak bardzo spodobała się hollywoodzkim grubym rybom, że postanowili wykupić prawa do jej ekranizacji. Co ciekawe, producenci nie mieli wówczas pojęcia, że jej faktycznym autorem jest sam Stephen King. Można więc powiedzieć, że za sprawą filmu Uciekinier autor dostał to, na czym mu zależało – jego twórczość otrzymała bowiem wysoką ocenę w oderwaniu od magii rozpoznawalnego i poczytnego nazwiska.
Akcja rozgrywa się w latach 2017-19. Bohater Uciekiniera, Ben Richards (Arnold Schwarzenegger) jest policjantem, który zostaje skazany za masowe morderstwo na długie lata więzienia. Problem w tym, że to nie on jest winny masakry ludności w Los Angeles. Materiałem dowodowym (nagraniem wideo z helikoptera) odpowiednio zmanipulowano, by ukryć prawdę – Richards otrzymał rozkaz, którego nie chciał wykonać. W świecie, w którym żyje, wywieranie wpływu przy udziale materiału filmowego jest rzeczą normalną – choć nie każdy zdaje sobie z tego sprawę. Umysły ludzi sterowane są przy udziale medium telewizyjnego, w którym najpopularniejszym programem jest widowisko Uciekinier. Uczestnicy biorą udział w śmiercionośnej rozgrywce, w której – niczym zwierzyna łowna – muszą uciekać przed ścigającymi ich myśliwymi. W celu uatrakcyjnienia widowiska, Damon Killan (Richard Dawson, wieloletni prowadzący Family Feud), twórca programu, przekonuje władze, by oddały w jego ręce osławionego policjanta i włączyły go do gry.
Zanim scenariusz autorstwa Stevena E. de Souzy (tego samego pana, który napisał tekst do 48 godzin, Komando i dwóch pierwszych Szklanych pułapek) trafił do rąk Paula Michaela Glasera, który pokierował projektem, producent wykonawczy Rob Cohen zaproponował posadę reżysera czterem innym kandydatom. W rachubę wchodziły następujące nazwiska: George P. Cosmatos, Carl Schenkel, Ferdinand Fairfax, Andrew Davis. Choć wszyscy mieli niezbędne kwalifikacje – doświadczenie w kinie akcji – żaden ostatecznie nie przyjął posady. Cohen zdecydował się na Glasera, biorąc pod uwagę dobry przebieg współpracy z nim przy Policjantach z Miami – słynnym serialu telewizyjnym lat 80.
Ten dokonany w ostatniej chwili wybór niespecjalnie przypadł do gustu Arnoldowi Schwarzeneggerowi, zaangażowanemu do roli głównej gwiazdy widowiska. Aktor był wówczas u szczytu swej kariery, rozkręconej m.in. dzięki pracy z Jamesem Cameronem przy Terminatorze. Nie widział zatem korzyści w kooperacji z kimś, kto nie ma doświadczenia w kinowych widowiskach. W tamtym czasie Paul Michael Glaser mógł bowiem jedynie pochwalić się pracą przy serialach telewizyjnych. Schwarzenegger kręcił nosem, obawiając się, że reżyser poprowadzi film jak telewizyjne show, a co za tym idzie, spłyci jego przesłanie. Po latach można jednak powiedzieć otwarcie, że choć obawy aktora były uzasadnione, to jednak rezultat końcowy pracy Glasera jest w pełni zadowalający. I obecne w filmie telewizyjne zacięcie w niczym nie przeszkodziło – wręcz pomogło w ukształtowaniu się osobowości filmu.
Wśród sympatyków science fiction Uciekinier cieszy się dziś niemałym uznaniem i składa się na to co najmniej kilka powodów. To kino bardzo wartkie, dynamiczne, od razu przechodzące do rzeczy, dające widzowi bardzo mało momentów wytchnienia. To kino bardzo dosłowne, sugestywne, nie chodzące na kompromisy, w sposób wyraźny epatujące przemocą. I w cechach tych jest dokładnie takie, jak jego bohater. Richards to jedna z tych charakterystycznych, bezkompromisowych ról Schwarzeneggera, w której z uśmiechem na ustach i przy udziale ciętych onelinerów niszczy wszystko i każdego, kto staje mu na drodze, nie patyczkując się nawet z towarzyszącą mu kobietą. Jest w tym wiele urokliwego kiczu, który nadaje całości charakter umowności.
Przeprowadzana w Uciekinierze gra bynajmniej jednak nie wzięła się z innej rzeczywistości. Inspirację przyniosło japońskie telewizyjne show pt. Trans American Ultra Quiz. Biorący w nim udział zawodnicy byli torturowani i upokarzani, a wygrywał ten, który zdołał znieść najwięcej bólu. Paradoksalnie najbardziej niezwykłe w Uciekinierze jest zatem to, jak wiele prawdy w sobie kryje. Film Paula Michaela Glasera to bowiem dosadny pamflet, komentujący współczesne oblicze kultury medialnej, w tym pogoń za sensacją oraz niebezpieczne przesuwanie się granicy tolerancji na przemoc.
To także dowód na to, że historia lubi się powtarzać, a kultura lubi kręcić się w kółko. Uciekinier nawiązuje bowiem w sposób bezpośredni do starożytnych walk gladiatorów, które wieki temu odrzuciliśmy za sprawą podążania drogą moralności. Brutalne rozgrywki mogą w końcu powrócić, ale nie w tak niegroźnej formie, jak zaproponowano w Amerykańskich gladiatorach – show z 1989, w którym więcej było aktorstwa niż realnej walki. Chodzi o coś znacznie, znacznie bardziej dosłownego.
Ewidentne jest, że dzisiejsze zatomizowane społeczeństwo, skupiające uwagę wokół ulubionego elektronicznego nośnika medialnego – telewizora, komputera lub smartfona – coraz bardziej pragnie krwi, coraz bardziej znajduje w nowych mediach możliwość upustu pierwotnych żądz. Czarne lustro, w które systematycznie się wpatrujemy, stwarza bowiem tylko pozorny dystans do podglądanej sensacji. A tej nie brakuje – wystarczy jeden rzut oka na ogłupienie panujące obecnie na YouTube lub w najnowszych telewizyjnych programach rozrywkowych, by zdać sobie sprawę, że już wkrótce brutalne pojedynki, a nawet sama śmierć na wizji przejdą do codzienności.
Najbardziej jednak przerażające jest to, że etap ten wdrożony zostanie płynnie, za sprawą naszego biernego przyzwolenia. Jakbyśmy właśnie tego rodzaju prawdy oczekiwali od mediów, znudzeni sztucznością otaczających nas symulacji.
Dlatego właśnie Uciekinier zdołał przetrwać próbę czasu i wyróżnić się na tle innych futurystycznych akcyjniaków lat 80. Bo wystosował wiadomość, która z dnia na dzień staje się coraz bardziej aktualna i przerażająca dosłownością. Nie wiem, czy jest to zasługa bardziej Kinga, twórcy literackiej podstawy, czy bardziej Glasera, reżysera, który brawurowo ową podstawę przetworzył, ale jedno jest pewne – komunikat zawarty w Uciekinierze nie powinien nikogo z nas pozostawić obojętnym.
Tekst z archiwum Film.org.pl