search
REKLAMA
Artykuł

Filmowa EWOLUCJA klaty SCHWARZENEGGERA

Jak klata Arnolda Schwarzeneggera zmieniała się z biegiem lat na potrzeby kolejnych filmów.

Rafał Donica

7 marca 2023

arnold schwarzenegger
REKLAMA

Dziś to już raczej rzadkie zjawisko, żeby ekranowi herosi ganiali z gołą klatą. Ot, czasem bez koszulki pobiega Mark Wahlberg, Jason Statham, John Cena czy The Rock. Tężyzną fizyczną bez górnej warstwy odzieży od wielkiego dzwonu zaświecą przed kamerą Ryan Gosling czy trzech marvelowych Chrisów (Pratt, Hemsworth i Evans). Ale nie ma tak, że w każdym filmie z ich udziałem twórcy szukają pretekstu, by ich wyrzeźbione ciała eksponować, a jeśli już to robią, rozbierają ich na kilkanaście sekund, nigdy minut. Inaczej było z herosami kina lat 80. i 90. ubiegłego stulecia, którzy wpół na waleta biegali niekiedy nawet przez pół, albo i więcej, filmu (patrz Rambo 2). Wielki wyścig o miano najlepszego umięśnienia odbywał się wówczas między Stallone’em i Schwarzeneggerem, a na tylnym siedzeniu między Lundgrenem i Van Dammem. W niniejszym artykule – na przykładzie Arnolda Schwarzeneggera właśnie, jakby nie patrzeć ikony kulturystyki (7 tytułów Mr. Olympia to nie w kij dmuchał wynik) – chciałbym pochylić się nad „problematyką” tego, jak twórcy filmów z jego udziałem kombinowali i szukali uzasadnienia/pretekstu, by jak najczęściej eksponować kultową muskulaturę Austriackiego Dębu i ukazywać go topless na ekranie jak najdłużej.

Przy okazji przyjrzymy się też nieco temu, jak Arnold zmieniał się z biegiem lat na potrzeby kolejnych filmów, choć analizy kulturystycznej – rzeźby / docięcia / separacji mięśni itd. – nie będę próbował tu robić, bo nie umiem. Karierę bodybuildera Schwarzenegger zawiesił na kołku po zdobyciu szóstego tytułu Mr. Olympia w roku 1975; wygrywał nieprzerwanie od 1970 roku. Powrócił na kulturystyczny wybieg jeszcze raz, w roku 1980, by zdobyć – nie bez kontrowersji – tytuł po raz siódmy. Co ciekawe, w odwiecznej filmowej rywalizacji na gołe klaty (choć dziś są serdecznymi przyjaciółmi) Stallone finalnie wygrał z Arnoldem w kategorii „długowieczności”. Mimo że są niemal rówieśnikami (Sylvester rocznik 1946 jest ledwie o rok starszy od Arniego 1947), to właśnie odtwórca ról Rocky’ego i Rambo „rozbierał się przed kamerą” dłużej, bo aż do roku 2013 (Legendy ringu) i pozostaje do dziś znacznie sprawniejszy fizycznie przed kamerą, zostawiając Arnolda z wcześniejszym o całą dekadę Terminatorem 3 (bo wtedy Austriacki Dąb rozebrał się na planie po raz ostatni) daleko w tyle. I choć to artykuł skupiający się na filmowej ewolucji klaty Schwarzeneggera, nazwisko Stallone’a siłą rzeczy będzie się od czasu do czasu przewijać, bo ich kariery filmowe – rozpoczęte w tym samym roku – w rywalizacji „na gołe klaty” szły ze sobą łeb w łeb przez dobrych kilka dekad.

„Herkules w Nowym Jorku”, 1970, reż. Arthur Allan Seidelman

herkules w nowym jorku

Czemu rola Herkulesa? Chyba nie trzeba na to pytanie odpowiadać. Odsłonięta klata przez dłuższy czas seansu także była w tym filmie uzasadnioną oczywistością. Herkules w Nowym Jorku to debiut Arnolda przed kamerą (zaledwie dwa lata po przybyciu do USA), o którym chyba sam wolałby zapomnieć. Drewniane aktorstwo, siermiężny akcent i słaba jeszcze angielszczyzna Austriackiego Dębu zastąpione dubbingiem, a nazwisko Schwarzenegger na liście płac zamienione na Arnold Strong „Mr. Universe”. Arnie będący świeżo po zdobyciu swojego pierwszego tytułu Mr. Olympia na ekranie prezentował się epicko, ale nawet jego szerokie plecy nie zdołały w najmniejszym stopniu przysłonić mierności filmu. Stallone startujący z filmową karierą w tym samym roku zaliczył jednak znacznie większą wtopę niesławnym występem w erotycznym Przyjęciu u Kitty i Studa.

„Długie pożegnanie”, 1973, reż. Robert Altman

długie pożegnanie

Stallone miał swój epizod w filmie Woody’ego Allena (Bananowy czubek 1971), Arnold zaś u samego Roberta Altmana. Podczas gdy ten pierwszy całkiem w ubraniu zagrał opryszka zaczepiającego samego reżysera w metrze, Schwarzenegger wciąż torował sobie drogę na aktorskie szczyty – dosłownie – łokciami, epizodycznie eksponując muskuły w nieco dziwacznej scenie klasyka Altmana, gdzie kilku facetów i ich szef rozbierają się, namawiając do tego samego Marlowe’a. Żółte majty i nieprzemyślany wąs przyszłego Terminatora to coś, czego nie da się łatwo odzobaczyć. O tym występie, nieujętym w liście płac filmu, nawet sam Arnold nie wspomina choćby słowem w autobiografii. Film powstawał w okolicach czwartego tytułu Mr. Olympia, więc siłą rzeczy Schwarzenegger, będąc w najlepszej formie treningowej, wyglądał jak młody bóg. Z nieprzemyślanym wąsem i w żółtych majtach.

„Niedosyt”, 1976, reż. Bob Rafelson

niedosyt

Pierwsza duża rola Schwarzeneggera, który po zawieszeniu kariery kulturysty (w 1975 zdobył szósty tytuł Mr. Olympia) zagrał w sumie samego siebie, bo kulturystę z ambicjami. W Niedosycie, będącym summa summarum product placementem rozwijającej się coraz prężniej kulturystyki, późniejszy gubernator Kalifornii mógł pokazywać, jak ćwiczy na siłowni, oraz biegać po ulicy wraz z innymi pakerami nie tylko bez koszulki, ale i bez spodni, pokazując, że nigdy nie opuszczał dnia nóg. Warunkiem otrzymania roli, poza wzięciem lekcji aktorstwa, było zejście przez Arnolda z wagi 109 do 95 kilogramów, bo według reżysera wyglądał w kamerze zbyt… szeroko. Występ u boku takich wschodzących gwiazd jak Jeff Bridges, Sally Field czy Robert Englund nagrodzony został Złotym Globem (!) za Najlepszy debiut.

„Ulice San Francisco” odc. „Martwy ciąg”, 1977, reż. Michael Preece

ulice san fransisco

Choć był już dwa lata po zakończeniu intensywnych treningów i nieco „zmalał”, chyba nigdy Arnie nie zaprezentował swojej klaty tak epicko, jak na ujęciu, które widzicie powyżej. Grania „siebie samego” ciąg dalszy, ale tym razem kulturysta, w którego wciela się Austriacki Dąb, jest w dodatku mordercą, choć trochę niechcący. Poprzez przesadne poszarpanie zabija on bowiem dziewczynę, która darła z niego łacha, gdy stroił przed nią kulturystyczne pozy. To właśnie stąd pochodzi niezamierzenie zabawny fragment krążący po sieci, w którym Arnold w amoku, z charakterystycznym dla siebie, bardzo mocnym jeszcze wówczas austriackim akcentem, krzyczy: STOP THAT! I’M NOT UGLY! I’M BEAUTIFUL! THIS IS WHAT THE BODY’S SUPPOSED TO LOOK LIKE! Wokół światka bodybuilderów kręci się cały odcinek, stąd Arnold i jego kumple (m.in. Franco Columbu) mogli w pełnej krasie eksponować swoje wysmarowane olejkiem mięśnie podczas fikcyjnych zawodów Mr. San Francisco, które Arnold… przegrywa, bo rozproszył go widz śmiejący się z prezentowanych póz.

„Opowieść o Jayne Mansfield”, 1980, reż. Dick Lowry

I kolejna w filmografii Arnolda rola kulturysty. Tym razem wcielił się jednak w autentyczną postać – Mickeya Hargitaya, jednego z wielu mężów (oczywiście nie  jednocześnie) Jayne Mansfield. Powodem do prezentacji walorów mięśniowych przyszłego pogromcy Predatora była oczywiście jego profesja bodybuildera. Widzimy więc Arnolda topless pozującego w… nocnym klubie w nieco dziwacznym pokazie, w trakcie treningów czy przy basenie. Austriacki Dąb wygląda tu oczywiście doskonale, ale nie jest jeszcze tak napakowany i „duży”, jak będzie już wkrótce, gdy rozpocznie intensywne przygotowania do pierwszej ze swoich największych ekranowych ról – Conana Bibliotekarza, to znaczy Barbarzyńcy, za bardzo w pamięć weszła mi parodia Conana z genialnego UHF.

„Conan Barbarzyńca”, 1982, reż. John Milius

conan barbarzyńca

Conan Barbarzyńca był dla Schwarzeneggera filmem przełomowym pod każdym względem. Była to pierwsza duża rola pierwszoplanowa, w dodatku tytułowa i to w filmie wysokobudżetowym, z wielkimi nazwiskami w obsadzie. Film Miliusa okazał się pierwszym wysokim podskokiem na trampolinie sukcesu Austriackiego Dębu, a Conan stał się jego pierwszą ikoniczną łamane na kultową postacią, zanim wcielił się w Terminatora czy dał po mordzie Predatorowi. Arnie tak ambitnie przygotowywał się na siłowni (pod okiem przyjaciela Franco Columbu) do roli Cymeryjczyka, że zaledwie w dwa miesiące rozbudował się tak bardzo… by niespodziewanie wziąć udział w zawodach Mr. Olympia 1980 i wygrać je (w środowisku kulturystów wygrana ta uznawana była wówczas za niezasłużoną) po raz siódmy i ostatni. Warto w tym miejscu nadmienić, że odwieczny rywal Arniego – Sylvester Stallone nie zdobył ani jednego tytułu Mr. Olympia, być może dlatego, że nigdy nie brał w nich udziału. Nie będzie  przesadą, gdy napiszę, że wśród najważniejszych filmów Arnolda, które wówczas były jeszcze przed nim, to w Conanie Barbarzyńcy zaprezentował swoje umięśnienie w najlepszej, najpotężniejszej, bo zrobionej pod Mr. Olympia, formie. Pretekstem do pokazania genialnie rozbudowanej klaty i ogromnych mięśni Arnolda były m.in. sekwencja „budowania formy” na kole obrotowym oraz część scen walk, gdzie czynił swoje barbarzyńskie dzieło „bez koszulki”.

„Terminator”, 1984, reż. James Cameron

Terminator

Jesteśmy cztery lata po definitywnym zakończeniu przez Arnolda kariery aktywnego kulturysty. Trzydziestosiedmioletni już pełną gębą aktor, wciąż wyglądał fenomenalnie, co James Cameron wykorzystał w początkowych scenach filmu, gdy nagi Terminator przybywa z przyszłości do współczesnego Los Angeles. Kamera jak nigdy wcześniej, powoli celebruje niemal każdy aspekt sylwetki Schwarzeneggera, podkreślając jej atuty grą światłocieni. Najpierw cała postać w przysiadzie, owiana dymem, potem obowiązkowo klata. Następnie kamera wykonuje obrót wokół idącego Arnolda, ukazując  jego ogromne plecy i ramiona, aż do planu ogólnego, na którym widzimy od tyłu całą postać Austriackiego Dębu jak go matka natura i siłownia stworzyły, włącznie z udami, łydkami i gołym tyłkiem, a w tle słychać epicką muzykę. Muskulaturę kultowego aktora możemy jeszcze przez chwilę podziwiać w trakcie egzekucji trzech typków przy teleskopie (Bill Paxton pozostaje jedynym aktorem, który „zginął” z ręki Terminatora, Predatora i Obcego). Mimo że w filmie Camerona widzimy Arnolda bez ubrania przez zaledwie kilkadziesiąt sekund, nikt wcześniej ani później nie pokazał rzeźby aktora w tak zachwycający, tak pełny i niemal malarski/poetycki/artystyczny sposób.

„Commando”, 1985, reż. Mark L. Lester

Commando

To ten film, w którym Arnolda poznajemy (w koszulce), gdy dźwiga na ramieniu wielki pień drzewa; można więc zaryzykować stwierdzenie, że oto w jednym kadrze spotkały się dwa dęby, z czego jeden to odmiana austriacka. Żenujący żart mamy za sobą, więc przechodzimy do analizy klaty Arnolda w Commando, a tę ujrzymy w pełnej odsłonie dopiero w finale filmu. Najpierw na pontonie, gdzie możemy przez chwilę podziwiać pracę górnej partii mięśni mięśniaka z Austrii, gdy wiosłuje, następnie w końcowej fazie rzezi winiątek (bo niewiniątkami to oni nie byli) dokonywanej na mięsie armatnim przeciwnika. Żeby jakoś uzasadnić Arnolda biegającego z karabinem i gołą klatą (gdzie BHP ja się pytam!), kamera pokazuje, że został ranion okrutnie w brzuch i… trzeba jednak zdjąć wojskową kamizelkę. W ramach odwiecznej rywalizacji Arniego ze Slyem, ten pierwszy pod koniec Commando siecze przeciwników z karabinu M-60, aż gołe mięśnie brzucha i klata radośnie podskakują, papugując po Sylvestrze, który w finale Rambo 2 (mającym premierę 5 miesięcy wcześniej) robił dokładnie to samo, w dodatku taką samą bronią.

„Jak to się robi w Chicago”, 1986, reż. John Irvin

Jak to się robi w Chicago

W tym filmie sensacyjnym, w którym Arnold załatwia złoli, strzelając z karabinu jedną ręką, a prowadząc auto drugą (gdyby miał trzecią, dłubałby nią sobie w zębach), jego odsłoniętego torsu jest jeszcze mniej niż w Terminatorze. Znajdziemy tu pozbawioną finezji krótką migawkę z gołą klatą, gdy bohater Arnolda udaje, że zezgonował po imprezie w sypialni, oraz niewiele dłuższą scenkę przed lustrem w łazience. Widać, że po Commando, gdzie w finale zabijał ludzi, będąc od pasa w górę nago, amerykański już aktor (Arnold otrzymał obywatelstwo USA w 1983 roku) chciał przesunąć akcenty ze swojej gołej klaty na fabułę filmu i swoją grę. A może wolał tym razem bardziej eksponować bicepsy, bo chwilowo zaniedbał inne partie ciała? Nawet na plakacie filmu widzimy go wszak w podkoszulce z potężnym ramieniem na pierwszym planie, a klatka piersiowa – porównując ją do tej z Terminatora – wygląda, jakby uszło z niej nieco powietrza.

„Predator”, 1987, reż. John McTiernan

Predator

Kolejny film, w którym czterdziestoletni już Arnold bardziej niż klatę eksponuje potężne ramiona. Chyba każdy kojarzy ujęcie-mem, na którym widzimy epicki pojedynek na rękę między Schwarzeneggerem a Carlem Weathersem. Wciąż budząca niemały respekt i szacun na dzielni klatka piersiowa Arniego zostaje nam zaprezentowana w pełnej odsłonie dopiero w finale, choć przez większość czasu oglądamy ją umorusaną w zaschniętym błocie. Nagość od pasa w górę została tu (inaczej niż w Jak to się robi w Chicago) błyskotliwie wpisana w scenariusz i osadzona w fabule. Podobno na planie filmowym cała ekipa aktorów i kaskaderów miała do dyspozycji w pełni urządzoną siłownię, na której codziennie przed zdjęciami od 5:30 wszyscy „pompowali” swoje mięśnie, by dobrze wyglądać przed kamerą. Dzięki temu powstał jeden z największych kultowców z Arnoldem i bodaj Najbardziej męski film wszech czasów.

„Czerwona gorączka”, 1988, reż. Walter Hill

Czerwona gorączka

Z filmu na film oglądamy na ekranie coraz mniej rozebranego Arnolda, a coraz więcej ubranego. Na przykład we wcześniejszym o rok Uciekinierze, Arnie w ANI JEDNEJ SCENIE nie pokazał się od pasa w górę bez koszulki. Co więcej, przez trzy czwarte Running Mana biegał w… żółtym trykocie, który w niefajny sposób wypłaszczał jego muskulaturę. Pamiętam, że oglądając Uciekiniera za dzieciaka, przeżyłem przez to wielkie rozczarowanie filmowym wizerunkiem mojego ulubionego aktora ever. W Czerwonej gorączce klatę Arnolda, a w zasadzie niemal całego rozebranego do rosołu, oglądamy już w pierwszych minutach filmu. Kamera powoli obcina całego gwiazdora wchodzącego do ruskiej sauny, a jego wciąż imponująca klata przez moment wypełnia niemal cały kadr. A potem dwaj panowie dają Arnoldowi rozgrzany kamień z napisem love i na golasa biją się w śniegu, bynajmniej nie na śnieżki. I to jedyna rozbierana scena siedmiokrotnego Mr. Olympia w tym filmie, bo gołe plecy pod prysznicem się nie liczą.

„Bliźniacy”, 1988, reż. Ivan Reitman

Bliźniacy

To pierwsza (i ostatnia) „rozbierana” komedia w dorobku lepiej niż dobrze zbudowanego gwiazdora. W westernowej komedii Kaktus Jack z 1979 roku Arnie zagrał bowiem od początku do końca w zapiętym na ostatni guzik stroju kowboja z długim rękawem, nie pokazując choćby skrawka ciała, podobnie zresztą jak w epizodycznym występie w komedii Happy Anniversary and Goodbye z 1974 (rola masażysty Rico w podkoszulce) i w komedii Scavenger Hunt z 1979 roku, gdzie zagrał trenera personalnego w koszulce polo. W Bliźniakach odsłoniętej klaty Arnolda jest, szczególnie zestawiając komedię Reitmana z powstałą w tym samym roku Czerwoną gorączką, nadzwyczaj dużo. Austriacki Dąb w negliżu pokazuje się już w pierwszych minutach filmu, wyruszając pontonem na lotnisko, potem na jego odsłonięty tors przypadkiem wpada przyszła ukochana, Arnold rozbiera się też do późniejszej sceny miłosnej. Wisienką na torcie jest jednak zabawna scena w sklepie, gdy nieokrzesany większy bliźniak na środku marketu zdejmuje z siebie porwaną koszulkę, by kupić nową, a zaszokowany jego potężną muskulaturą (klata Arnolda była na ten sam rok przygotowana do akcyjniaka Waltera Hilla) Danny DeVito pyta Arniego, czy jest na coś uczulony, bo spuchły mu piersi. W Bliźniakach nie zabrakło przytyku do Sylvestra Stallone’a; Arnie na widok plakatu Rambo III upewnia się, że ma większy biceps i macha ręką na plakat ze Stallone’em, w geście litościwego pożałowania.

„Pamięć absolutna”, 1990, reż. Paul Verhoeven

Pamięć absolutna

Film Paula Verhoevena to najbardziej wypakowany strzelaninami, wybuchami, brutalnością, krwią i przemocą film w dorobku Schwarzeneggera, i aż dziw bierze, że w ani jednej scenie nasz bohater nie pokazuje ani kawałka klaty, ni nawet kawałka bicepsa, przez cały film chodząc w koszulach sięgających co najmniej do łokcia. Jedynym momentem, gdzie możemy zobaczyć, że muskulatura Arniego wciąż ma się dobrze, jest jedna z pierwszych scen filmu, gdy jego bohater robi w łóżku kizi-mizi z Sharon Stone. Na szczęście Pamięć absolutna, za sprawą wciągającej fabuły, niejednoznacznego zakończenia (coś w rodzaju snu na jawie), nieprzerwanej akcji, gwiazd w obsadzie i ciekawie napisanej postaci Arnolda, doskonale radzi sobie bez pokazywania jego mięśni. Widać na tym przykładzie schyłek kina akcji lat 80. XX wieku, gdzie główny bohater mógł sobie pozwolić na bieganie wpół nago przez pół filmu, i Arnold doskonale zdawał sobie z tego sprawę. A wracając po raz ostatni do rywalizacji Arnolda i Slya, to zdecydowanie ten pierwszy wypadł w scenie łóżkowej w duecie z Sharon Stone bardziej naturalnie od pokracznych wygibasów Stallone’a i Sharon Stone pod prysznicem w Specjaliście. Punkt dla Arnolda.

„Terminator 2: Dzień sądu”, 1991, reż. James Cameron

Terminator 2

Jakieś nierówne Skynetowi te produkowane seryjnie terminatory wychodzą. Pierwszy przysłany T800 od drugiego różnił się fryzurą i posturą; drugi był nieco mniej przypakowany od pierwszego. Różnicom w potędze gołej klaty nie ma się co dziwić; podczas gdy oryginał realizowano niecałe 4 lata po siódmej wygranej Arniego na Mr. Olympia, na plan sequela aktor wchodził już jako 43-latek, jadący na kulturystycznych oparach. Co by jednak nie mówić, Austriacki Dąb solidnie przyłożył się do treningów i w scenie przybycia oraz demolki baru wraz z gośćmi w środku, wyglądał wciąż fantastycznie. No i jego goła klata w końcu doczekała się… epizodycznej roli w charakterze rekwizytu, na którym nierozsądny harleyowiec postanowił zgasić cygaro tylko dlatego, że nagi przybysz zapomniał powiedzieć „proszę”. Następny raz gołą klatę Arnolda mieliśmy zobaczyć dopiero 12 lat później. We wszystkich filmach powstałych do tego czasu (Bohater ostatniej akcji, Prawdziwe kłamstwa, Junior, Egzekutor, Świąteczna gorączka, I stanie się koniec, 6-ty dzień i Na własną rękę), choć większość z nich to wciąż mocne kino akcji, Arnie grywał już bez zdejmowania podkoszulka, prezentując co najwyżej muskuły.

„Terminator 3: Bunt maszyn”, 2003, reż. Jonathan Mostow

Terminator 3

Klata Arnolda Schwarzeneggera żegna się z widzami. Pięćdziesięciopięcioletni Arnie na potrzeby sceny przybycia Terminatora w Buncie maszyn wznowił wyczerpujące treningi na siłowni już na trzy miesiące przed realizacją tej sceny. Twierdził, że widzowie, idąc na kolejny film o Terminatorze – szczególnie po tak długiej, bo 12-letniej przerwie – będą oczekiwać, że produkowana taśmowo maszyna będzie wyglądać tak samo, jak w dwóch poprzednich filmach. I choć Arnold nie jest już tak idealnie docięty jak w pierwszym Terminatorze (szczególnie w ujęciu tyłem), trzeba przyznać, że jego pamięć mięśniowa pozwoliła na naprawdę nieźle wyglądające w kamerze odbudowanie formy. Terminatorem 3 Austriacki Dąb definitywnie zakończył „rozbierany” etap swojej kariery, wiedząc, kiedy ze sceny zejść niepokonanym.

„Fubar” sezon 1 odcinek 6, 2023, reż. Nick Santora

Netflixowy Fubar to nieoficjalna, serialowa kontynuacja Prawdziwych kłamstw, bowiem mimo wielu zmian (agencja OMEGA zamieniona na CIA, postacie także nazywają się inaczej itd.) to jakby nie patrzeć dalsze losy “Harry’ego Taskera” oszukującego swoją rodzinę w kwestii prawdziwej pracy, jaką od lat się para. Tutaj dochodzi wątek córki, która… także oszukuje swoją rodzinę, wykonując tę samą pracę co ojciec. Miało być wybuchowo i zabawnie, niestety serial skrojony został zbyt ciężką ręką i brakuje mu lekkości i polotu akcyjniaka Jamesa Camerona. Ale mieliśmy tu o klacie Schwarzeneggera pisać, a ta – jak widzicie na powyższym zdjęciu – powraca przed kamerę po, bagatela, DWUDZIESTU latach od ostatniego występu w trzecim Terminatorze. 76-letni Arnold pogodzony z upływem czasu (i odpływem mięśni) pokazuje nagi tors bez operatorskich sztuczek i bez napinki. Jak ktoś, kto już niczego nikomu nie musi udowadniać.

Na koniec warto wspomnieć o ostatecznym zakopaniu „topora wojennego” między Arnoldem a Sly’em. Panów trochę posunął czas, mięśnie nieco sflaczały, czoła zorały zmarszczki, i z wiekiem (a w zasadzie to już dawno temu) doszli do wniosku, że fajniej być dobrymi przyjaciółmi, a w wieku emerytalnym tym bardziej, skoro i tak już nie ma “na co” rywalizować. Ale „zimna wojna”, zdrowa rywalizacja między nimi wydaje się trwać nadal. Po spotkaniu na planach Niezniszczalnych 2 i 3 oraz Planu ucieczki aktualnie trwa mały „pojedynek”, ale już nie na „gołe klaty”, lecz… seriale spod znaku akcji i sensacji. Stallone ma na koncie świetnie przyjętego 9-odcinkowego Tulsa Kinga, Schwarzenegger powrócił w serialu akcji i komedii w 8-odcinkowym, umiarkowanie ciepło przyjętym Fubarze. Ten pojedynek przez nokaut techniczny wygrał Stallone.

Rafał Donica

Rafał Donica

Od chwili obejrzenia "Łowcy androidów” pasjonat kina (uwielbia "Akirę”, "Drive”, "Ucieczkę z Nowego Jorku", "Północ, północny zachód", i niedocenioną "Nienawistną ósemkę”). Wielbiciel Szekspira, Lema i literatury rosyjskiej (Bułhakow, Tołstoj i Dostojewski ponad wszystko). Ukończył studia w Wyższej Szkole Dziennikarstwa im. Melchiora Wańkowicza w Warszawie na kierunku realizacji filmowo-telewizyjnej. Autor książki "Frankenstein 100 lat w kinie". Założyciel, i w latach 1999 – 2012 redaktor naczelny portalu FILM.ORG.PL. Współpracownik miesięczników CINEMA oraz FILM, publikował w Newsweek Polska, CKM i kwartalniku LŚNIENIE. Od 2016 roku zawodowo zajmuje się fotografią reportażową.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA