search
REKLAMA
Recenzje

RZEKA TAJEMNIC. Znakomite dzieło Clinta Eastwooda

Przemysław Brudzyński

20 listopada 2017

REKLAMA

Dave monologuje o wampirach i robaczkach świętojańskich, rozpaczliwie szukając ujścia dla swoich emocji, wśród tego, co dla innych abstrakcyjne szukając drogi wyrażenia swojego wnętrza. „Chłopiec, który wyszedł z tamtej piwnicy, nie był już Dave’em” – mówi do swej żony i nietrudno domyślić się, że takie właśnie podświadome odczucia musi budzić jego osoba w jego dawnych przyjaciołach. „On nie jest moim przyjacielem” – mówi o nim Sean wkrótce po tym, jak takie samo zdanie wypowiedziane zostaje w drugą stronę. Ów feralny dzień dwadzieścia pięć lat wcześniej i kilka kolejnych sprawiły, że trójkę przyjaciół rozdzieliła niewidzialna i nienamacalna, a jednak niechybnie wyczuwalna bariera. Już nigdy nie mieli poczuć się przy nim tak samo jak kiedyś, widząc w nim na zawsze niezatarty ślad tego, czego żaden z nich nigdy nie chciałby doświadczyć.

Przeszłość zagląda również do życia Jimmy’ego. Pojawienie się Katie uratowało go, odmieniło jako człowieka. Teraz, gdy zniknęła, pozostawiając po sobie niemożliwą do zapełnienia pustkę, jego dawna tożsamość powraca do niego, staje się jedynym, co jest w stanie nadać jego dalszej egzystencji sensu. Przywraca dobrze mu znane zasady i prawa. „Znajdę tego, kto to zrobił. Przyrzekam, Katie, znajdę go i zabiję” – mówi, pochylając się nad zwłokami córki. Ale to coś więcej niż klasyczne filmowe przyrzeczenie zemsty. W ciemnych okularach i skórzanym płaszczu, z malującymi się na twarzy gniewem, żalem i nienawiścią, otoczony obstawą z podmiejskich zbirów o wiele bardziej przypomina siebie sprzed lat, z czasów, gdy odsiadywał w więzieniu wyrok, niż kochającego męża i ojca z lat ostatnich. To, czego wyrzekł się w imię uczuć, powraca do niego ze zdwojoną siłą, by wytyczyć mu drogę właśnie wtedy, gdy owe uczucia zostały mu odebrane.

Rzeka tajemnic to bardzo „aktorski” film – jego moc jego oddziaływania byłaby znacznie ograniczona, gdyby aktorzy nie byli tak doskonale obsadzeni w swych rolach, a ich interpretacje tak przekonujące. Sean Penn, który za tę rolę otrzymał m.in. Oscara za najlepszą pierwszoplanową rolę męską, udowadnia, być może właśnie tu najdobitniej, to, o czym w swej karierze przypominał wielokrotnie, w rolach takich, jak choćby te w 21 gramach, Cienkiej czerwonej linii czy zwłaszcza w znakomitym Przed egzekucją – to, jak znakomicie potrafi korzystać z różnych elementów swojego aktorskiego wyszkolenia. To, jak świadom jest zalet swej fizjonomii, tak naturalnie oddającej głębokie, destrukcyjne uczucia, tak naturalnie korespondującej z konwencją dramatu. To, jak potrafi połączyć precyzję interpretacji z jej ponadprzeciętną emocjonalnością, wrodzoną ekranową charyzmę z wyrażeniem dogłębnej frustracji i bezsilności. Tim Robbins również znakomicie odnajduje się w roli Dave’a, pod łagodną, pozornie przepełnioną spokojem powierzchownością skrywając pokłady tragicznych i nigdy niewypowiedzianych odczuć. Pozostający nieco w cieniu Kevin Bacon wręcz uosabia zdystansowanego, zmęczonego życiem człowieka; gdy jednak jego własna historia znajduje w finale filmu niespodziewane rozwiązanie, to właśnie ów moment i jego emocjonalna reakcja zapewniają widzowi skromny, choć tak bardzo ważny i potrzebny w tej fabule element swoistego katharsis. Marcia Gay Harden i Laura Linney w drugoplanowych rolach kobiecych zaś przynoszą swym występem intrygujący i sugestywny kontrast między żoną nieufną i obawiającą się emocji targających jej mężem oraz taką, która w swoim mężczyźnie pragnie widzieć uosobienie bardzo dosłownie pojmowanej siły – wprost podsycając w nim pragnienie zemsty. Ponadprzeciętna precyzja i inteligencja scenariusza Briana Helgelanda (w oparciu o powieść Dennisa Lehane’a) wręcz zmuszają aktorów do wspięcia się w tym obrazie na wyżyny swoich możliwości.

Następująca w dramatycznych okolicznościach śmierć, śmierć, która ujawnia prawdę o człowieku i ludziach go otaczających, to jeden z głównych motywów niezwykle bogatej kariery reżyserskiej Clinta Eastwooda. Wystarczy wspomnieć pamiętny, utrzymany w konwencji westernu Bez przebaczenia z 1992 roku i sposób odejścia jednego z głównych bohaterów, Małego Billa (sławne „Zasługi nie mają tu nic do rzeczy” wypowiedziane w finale przez samego Eastwooda). Lub też odświeżyć w pamięci kolejne po Rzece tajemnic, obsypane nagrodami Za wszelką cenę i to, jaki kres miało życie młodej bokserki, znakomicie sportretowanej przez Hilary Swank. Te i inne dzieła nie pozostawiają wątpliwości, że ujęta w formę współczesnego filmowego dramatu tematyka eschatologiczna jest jednym z głównych elementów misternej konstrukcji, tworzonej w kolejnych obrazach tego artysty. Choć legenda Eastwooda zrodziła się z jego aktorstwa, nie ma wątpliwości, że również jako reżyser odnalazł swój wyrazisty styl – styl dzieł utrzymanych w konwencji zazwyczaj bliskiej realizmowi, formalnie skromnych, technicznie oszczędnych, a jednak pod względem głębi wyrażanych i wyzwalanych w odbiorcy emocji stanowiących kreację wręcz monumentalną.

Kiedy konflikty i dylematy bohaterów znajdują swe ujście i nie pozostało już nic innego, niż żyć dalej z tym, co się wydarzyło, w pamięci ich i naszej powraca znów ów pamiętny dzień, gdy byli jeszcze nastolatkami, nieświadomymi tego, jakie przeżycia i wyzwania przyniesie im dorosłe życie. Już za kilka chwil jeden z nich miał przedwcześnie zakończyć swą młodość i dotknąć czegoś, co na zawsze oddzieliło go od swych przyjaciół. Kim staliby się, gdyby wszyscy zostali porwani? Jakie byłoby ich życie, gdyby uciekli i do samochodu nie wsiadł żaden z nich? W najogólniejszym sensie, sednem Rzeki tajemnic jest wszystko to, czego nie da się już odwrócić, co chcielibyśmy cofnąć, uratować, odmienić, lecz nie jesteśmy w stanie. To właśnie mierzenie się z tą świadomością znajduje się w samym sercu filmu Eastwooda. Niedopisanego imienia nie będzie już można ukończyć.

korekta: Kornelia Farynowska

Avatar

Przemysław Brudzyński

REKLAMA