search
REKLAMA
Archiwum

DRUŻYNA A. Czysta rozrywka bez większych ambicji

Piotr Gauza

11 września 2019

REKLAMA

Z rolą Hannibala Smitha zmierzył się Liam Neeson, co do którego miałem spore wątpliwości, ale w filmie wypadł bardzo dobrze. Twardy charakter, uśmiech charakteryzujący kogoś bardzo pewnego siebie i nieodłączne cygaro w ustach powodują, że Hannibal w jego wykonaniu jest prawdziwym przywódcą i nic dziwnego, że pozostali wykonują jego wszystkie, najbardziej nawet absurdalne, pomysły. Jako Facey (o dziwo, w polskiej wersji zrezygnowano z tłumaczenia tej ksywy na Buźka) pojawił się Bradley Cooper, który właściwie powtarza tu swoją świetną rolę z Kac Vegas, ale facet ma w sobie potężną dawkę uroku osobistego i charyzmy, która powoduje, że naprawdę każdy ma ochotę zakumplować się z kimś takim. Jako Murdock pojawił się Sharlto Copley, który jak dotąd miał na swoim koncie tylko jedną rolę w filmie, ale jak każdy chyba wie, była to główna rola w nagrodzonym czterema nominacjami do Oscara Dystrykcie 9. I to właśnie niewątpliwie Copley jest największą gwiazdą filmu – powiedzieć o jego bohaterze, że jest zwariowany, to zdecydowanie za mało. Tu mamy do czynienia z prawdziwym idiotą, którego zachowania są momentami tak absurdalne, że widownia dosłownie pokłada się ze śmiechu. Ale nie można przy tym zapomnieć, że jest absolutnym mistrzem sztuki pilotażu. Na koniec pozostawiam największą zagadkę tego filmu, czyli Quintona “Rampage” Jacksona jako B.A. Baracusa. Z zawodu jest on zawodnikiem MMA, jednak trzeba pamiętać, że jego legendarny poprzednik w tej roli, czyli Mr. T, również trenował sporty walki, a aktorem był słabym. O Jacksonie można było naczytać się zdecydowanie najwięcej negatywnych opinii. Moim zdaniem jest to typowo średnia rola, która jednak sporo straciła przez jej kiepskie przedstawienie w scenariuszu. Jackson dostał za dużo złych tekstów, co chwila patrzymy, jak wariuje w maszynach latających, a dodatkowo mamy też zupełnie niepotrzebny wątek, w którym przeżywa swoiste nawrócenie i wyrzeka się przemocy! Na całe szczęście w finale w efektowny sposób łamie kark przeciwnikowi, więc jeśli miałby powstać sequel, nie trzeba się bać o tę postać. Co ważne, między aktorami jest wyczuwalna więź, więc ich przyjaźń na ekranie wypada bardzo przekonująco. W filmie możemy też zobaczyć Jessikę Biel, której rola ogranicza się jednak jedynie do bycia ładnym ozdobnikiem, oraz Patricka Wilsona, który jako czarny charakter momentami popada niestety w śmieszność, powodując, że jego rola wywołuje niemałą irytację.

Strona techniczna filmu nie powala. Efekty specjalne, mimo że widowiskowe (a w finale aż przesadnie), rażą nieco sztucznością. Sceny akcji są dobrze uchwycone przez zdjęcia autorstwa Mauro Fiore, są rewelacyjnie udźwiękowione, jednak efekt psuje nieco zbyt chaotyczny, przesadnie dynamiczny montaż. Całość podkreślona jest dobrą muzyką Alana Silvestri. Wykorzystuje on zarówno nieco przerobiony motyw główny znany z serialu, ale większość czasu zajmują mocno patetyczne utwory, które o dziwo sprawdzają się całkiem nieźle.

Drużyna A to najczystsza filmowa rozrywka bez większych ambicji. Zapewnia dwie godziny przyjemnego seansu, podczas którego każdy znajdzie coś dla siebie. Dla niektórych będzie to niezłe aktorstwo, bombastyczne sceny akcji, dobry humor, a niektórzy będą zachwycać się pięknem Jessiki Biel. Polecam na wakacyjne seanse i to nie tylko fanom serialu.

Tekst z archiwum film.org.pl (08.07.2010).

REKLAMA