search
REKLAMA
Recenzje

FANDANGO. 35 lat od premiery

Jacek Lubiński

29 lutego 2020

REKLAMA

Wedle słownikowej definicji fandango to:

a) hiszpański taniec ludowy, w którym partnerzy, nie obejmując się, oddalają się od siebie i przybliżają w swobodnych ruchach;

b) błahostka, rzecz nie warta wspomnienia, głupotka.

I rzeczywiście, obie te rzeczy odnajdziemy w pełnometrażowym debiucie Kevina Reynoldsa, z pnącym się ku sławie Kevinem Costnerem w swojej pierwszej dużej roli. Dzieło, które rozpoczęło współpracę obu panów, dalekie jest jednak od banału. I chociaż wydaje się dziś już nieco zapomniane w kontekście ich późniejszych dokonań, to trudno zbyć je lekką ręką, mimo iż de facto o takim machaniu na przeszłość prawi. A jego forma jest na tyle frywolna, że wręcz niezobowiązująca do poważnych rozkmin życiowych. Ale czy na pewno?

Poniekąd jest to rzecz o dorastaniu. Bohaterów poznajemy podczas szalonej imprezy w akademiku – niby jednej z wielu, jakie odbywają się w tych przybytkach. Ale wyjątkowej, bo wyprawionej z okazji ceremonii ukończenia studiów, wyznaczającej umowną granicę między latami beztroski a nadchodzącą dorosłością. Zanim jednak towarzysze szkolnej niedoli rozejdą się na dobre, trafiając do pracy, przymusowej służby wojskowej związanej z wylotem do Wietnamu (akcja dzieje się w latach 70.) czy na ślubny kobierzec, postanawiają odbyć ostatnią wspólną przygodę. Wsiadają więc w auto z zamiarem odpowiedniego namaszczenia kumpla do rzeczonej wojaczki oraz urządzenia niezapomnianego wesela. Póki jeszcze mogą, póki młodość pozwala na impulsywne decyzje, zwariowane działania i bohaterskie wyczyny. Póki jest czas…

Poniekąd jest to zatem też i film drogi w stylu five men, one car (oraz dziewczyna). Zwiewna, acz pewna reżyseria Reynoldsa i jego pochodzący z 1971 roku scenariusz doskonale wpisują się w landszaft amerykańskiej kinematografii lat 80. Ducha tak zwanego kina Nowej Przygody czuć tu nie tylko w logu wytwórni Amblin i obecności nadzorującego całość Stevena Spielberga czy też w znakomitej ilustracji Alana Silvestriego, będącego tuż przed sukcesem Powrotu do przyszłości. Przede wszystkim objawia się on w doskonałym połączeniu słodkiej naiwności z dramatycznymi, bardziej przyziemnymi momentami oraz w zgrabnej symbiozie filmowej magii i szalonych wydarzeń z życiowymi dylematami. A biorąc pod uwagę, że znacząca część fabuły toczy się tutaj w… powietrzu, to taki miks bujania w obłokach i uderzenia głową o beton rzeczywistości można traktować dosłownie.

Poniekąd jest to więc i kino awiacyjne. A w zasadzie pełnometrażowy remake takowego. Pięć lat wcześniej, jeszcze na studiach, Reynolds nakręcił krótki film dyplomowy Proof (ang. dowód). Oparty na faktach i w całości składający się z sekwencji skoku spadochronowego, zwrócił na siebie uwagę Spielberga, który wraz ze studiem Warnera wyłożył kasę na jego pełnoprawne kinowe rozwinięcie. Tak powstało Fandango. Główną rolę otrzymał Costner – pierwotnie uczestniczący w przesłuchaniach do Proof, a charakterystyczny Marvin J. McIntyre powtórzył swoją kreację ekscentrycznego pilota z krótkometrażowego pierwowzoru. Do pozostałych postaci trafnie dopasowano buntowniczego Judda Nelsona, który w tym samym roku zagrał podobną postać w mającym swoją premierę parę miesięcy później Klubie winowajców, syna Jasona Robardsa, Sama, i debiutującą w kinie Suzy Amis, którzy potem naprawdę się pobrali (i rozwiedli, obecnie aktorka jest żoną… Jamesa Camerona), oraz wypatrzonego przez reżysera w sklepie naturszczyka Chucka Busha (Dorman). Skromny epizod zaliczyła też nieodżałowana Glenne Headly, a symboliczny, lecz poniekąd kradnący dla siebie występ dostał Brian Cesak, który przez większość czasu ekranowego pozostaje… nieprzytomny. Mała rzecz, a cieszy.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/