ATAK POMIDORÓW ZABÓJCÓW. Krwawa Mary dla pasjonatów
Kino Alfreda Hitchcocka inspiruje nie tylko znanych reżyserów poważnych filmów grozy, ale i szalonych twórców, którzy całe swoje życie poświęcają na zgłębianie jednego abstrakcyjnego tematu – pomidorów-zabójców, które wyjątkowo nienawidzą ludzi. W sumie mają za co, zwłaszcza za te wszystkie passaty i koncentraty. John De Bello tak zrobił – poświęcił się całkowicie. Jego filmografia składa się w 99 procentach z filmów o pomidorach w różnych wersjach. Atak pomidorów zabójców jest jedną z bardziej szalonych produkcji w latach 70., no i najważniejsze, jest pierwszym podejściem do tematu w karierze De Bello – kto wie, czy nie najlepszym. Tak osobliwa tematyka ma to do siebie, że bawi na zasadzie nowości, ale potem natychmiast nudzi. Jestem przekonany, że każdy miłośnik kina klasy Z z gatunku horroru i komedii musi obejrzeć ten film, bo nie tylko o pomidory w nim chodzi.
Pomidory były tylko dodatkiem, pretekstem do nakręcenia komedii wyśmiewającej generalnie powagę w kinie, jego umocowanie polityczne, władzę noszącą krawaty i odseparowaną od zwykłego społeczeństwa wysokim murem w postaci stanowisk, a nawet samego Hitlera, który w filmie na chwilę staje się Afroamerykaninem z wąsikiem, krzyczącym coś po niemiecku.
Może jeszcze część z was pamięta te czasy, gdy kino nie bawiło nas jedynie efektami specjalnymi i superbohaterami, którzy koniecznie musieli zaprezentować nam jakąś supermoc? Filmy wtedy mogły być bezkarnie równocześnie śmieszne i idiotyczne. Nikt się nie przejmował, że kogoś obrazi, co miało dobre i złe strony. Nikt się również nie przejmował za bardzo jakością techniczną, bo na jej braku można było zbić niezłą popularność. Wydaje się, że dzisiaj publiczność jest dużo bardziej wrażliwa. Oczywiście kręci się filmy kompletnie idiotyczne, lecz taka idiotyczność jest zaprojektowana często bez pomysłu. Może wszystko już faktycznie było i trudno wymyślić kultową głupotę. Warto sobie jednak przypomnieć, że kiedyś takie wspaniałe produkcje nakręcono, a dzisiaj one wciąż mogą cieszyć, mimo upływu lat. W erze kinowej pełnej blockbusterów i hollywoodzkich superprodukcji czasem warto wrócić do korzeni i przypomnieć sobie, że kino potrafiło bawić widza w sposób absolutnie absurdalny. Jednym z wyjątkowych przykładów tej absurdalności jest właśnie film Atak pomidorów zabójców z 1978 roku.
Choć dzisiaj wydaje się to niektórym niewiarygodne, Atak pomidorów zabójców to film, który zdobył pewną kultową popularność. Może nie widać jej w ilości ocen np. na FW, ale tego typu kino często nie ma wielu reakcji, a jednak jest znane wśród miłośników pastiszów. Reżyser John De Bello stworzył dzieło, które nie jest w żadnym stopniu poważne ani ambitne. Zamiast tego dostajemy coś, co najlepiej można opisać jako parodię kina katastroficznego, w którym atakują nas gigantyczne, samoświadome pomidory.
Już sam pomysł na fabułę jest absurdalny: w małym miasteczku na południu Kalifornii pojawiają się tajemnicze ataki pomidorów, które od samego początku są w osobliwy sposób zabójcze. Tak naprawdę ofiary upadają, bo wchodzą w kontakt z rozsierdzonymi pomidorami. Niewiele więcej jest pokazane. Jedna z ofiar np. wypija sok pomidorowy, który okazuje się trucizną. Kolejne padają pod wpływem rzucających się na nie pomidorów, a jeszcze inne są podobno zjadane przez krwiożercze owoce, które ludzie często mylą z warzywami. Rząd amerykański wysyła specjalnego agenta, aby rozwiązał tę zagadkę, i oto rozpoczyna się historia, która jest mieszanką parodii, czarnej komedii i absurdalnego humoru. Tajemniczy agent zbiera równie osobliwy, co szalone pomidory, zespół specjalistów, którzy raczej przypominają nieudaczników, i tak zostajemy wciągnięci w fabułę, gdzie zobaczymy, jak pomidory skaczą po ludziach, zabijając ich w przeróżny szalony sposób, jednak w końcu potrafią się oni zjednoczyć i wygrać, gdy władza zupełnie sobie nie poradziła z zagrożeniem. I to jest właśnie ta bardziej pastiszowa i społeczna wymowa filmu.
Jest taka scena w produkcji, w której pokazane jest pierwsze zebranie zespołu kryzysowego, kiedy pomidory zaczynają atakować masowo ludzi. Na spotkaniu pojawiają się generałowie, cywilni kierownicy z ramienia rządu oraz naukowcy. Pokój dla nich naprędce przygotowany jest jednak zadziwiająco mały. Wstawiono do niego stół z krzesłami, który zajmuje praktycznie całą powierzchnię. Pierwszy gość jeszcze wejdzie, ale każdy kolejny już musi się wspinać niemal po plecach innych, no i oczywiście po stole. Mało tego, obecni na spotkaniu prominenci dysponują niewielką wiedzą na temat pomidorów, natomiast uwielbiają siebie. Scena ze stołem jest jedną z ważniejszych sekwencji w filmie. Po niej obejrzymy jeszcze kilka ujęć tym razem z większych spotkań, na których niektórym dostojnikom zdarza się nawet zasnąć. Można się poczuć jak na Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Mogliby jeszcze zaprosić przedstawiciela krwiożerczych pomidorów, żeby było bardziej emocjonująco.
Podsumowując, Atak pomidorów zabójców to film, który nie tylko bawi, ale także przypomina nam o tym, że kino może być szalone, nonsensowne i bezpretensjonalne, a zarazem pokazywać coś ważnego, krytykę, a nie krytykanctwo. Dla wielu widzów to prawdziwa perełka kina kultowego, a dla innych może stanowić inspirację do tego, by od czasu do czasu odstawić na bok wygórowane oczekiwania i po prostu cieszyć się filmową absurdalnością. Niech ten film będzie więc przypomnieniem, że kino potrafi być niesamowicie kreatywne, nawet jeśli jest równie głupie, co zabawne.