Najlepsze SERIALE SCIENCE FICTION wszech czasów! Ranking czytelników
10. „The Boys” (2019–)
Interesująca wizja świata, galeria ciekawych bohaterów i znakomity złoczyńca w osobie Homelandera, doskonale zagranego przez Antony’ego Starra. The Boys wciąga, bawi i pobudza wyobraźnię, ukazując świat superbohaterów inny niż ten, który znamy choćby z filmów MCU. Okaże się, czy Eric Kripke i zespół scenarzystów zamkną całość w satysfakcjonujący sposób. [Łukasz Budnik]
9. „Fallout” (2024–)
Ciekawa historia, sugestywna wizja postapokalipsy i świetnie skonstruowany świat. Podczas seansu nasuwały mi się skojarzenia z LOST, co uznaję za dużą zaletę. Świetni Walton Goggins i Ella Purnell, bardzo przekonująca jako protagonistka, której ideały konfrontują się z brutalną rzeczywistością. [Łukasz Budnik]
8. „Dark” (2017–2020)
Trochę „Twin Peaks goes to Germany”, trochę mroczniejsza (tytuł zobowiązuje) wersja Stranger Things, trochę wariacja na temat klimatów Stephena Kinga czy przygód science fiction w kluczu young adult – innymi słowy niemieckie Dark, jeden z przebojów Netflixa końcówki drugiej dekady XXI wieku. Serial intrygował klimatem i frapującą fabułą, stopniowo rozwijając się w ciekawą układankę, w której chodziło nie tylko o podróże w czasie czy nieczyste sekrety niemieckiej poprzemysłowej mieściny, ale może przede wszystkim o mrok skrywany w umysłach i duszach bohaterów na przestrzeni lat. Warto też dodać, że twórcom starczyło dyscypliny, by zakończyć serial zgodnie z planem i nie ciągnąć w nieskończoność bez ładu i składu – a to, zwłaszcza w głównym nurcie Netflixa – nie zawsze się udawało. Choć poszczególne wątki i puenty bywały rozczarowujące, prowadzenie wątków nie zawsze nienaganne, a realizacyjnie ciążyło dążenie do popowej uniwersalności, było (i jest) w Dark coś unikalnego, co przyciągało do kolejnych odcinków i sezonów. [Tomasz Raczkowski]
7. „Gwiezdne wrota: Atlantyda” (2004–2009)
Pełen humoru i świetnej rozrywki serial, dzięki któremu łatwo zarazić bakcylem do science fiction młodszych odbiorców. Gwiezdne Wrota: Atlantyda wciągają, inspirują i pozwalają poczuć się widzowi częścią tak już przecież rozległego świata. [Przemysław Mudlaff]
6. „Stranger Things” (2016–)
Pokłady kreatywności braci Duffer od 2016 zdają się nie mieć końca. Wybitny serial science fiction opowiadający o przygodach grupy przyjaciół z Hawkins w stanie Indiana, którzy odkrywają tajemniczy, ukryty świat zwany Drugą Stroną na przestrzeni lat osiągnął już właściwie status kultowości, a finalny rozdział tej historii jest jednym z highlightów serialowych 2025 roku. Stranger Things to wybuchowa mieszanka humoru, ciepła (szczególnie sezon 1), a zarazem głównej tematyki zjawisk paranormalnych i atmosfery wyjętej rodem z klasyków horroru (tu na wyróżnienie zasługuje z kolei wyjątkowo mroczny sezon 4). To absolutny fenomen, który z sezonu na sezon konsekwentnie podejmuje ryzykowne kroki, nieraz zupełnie zmieniając swój klimat i stylistykę, jednak dowodzi przy tym, iż nawet największy hype i wciąż rosnąca popularność wcale nie muszą stać w sprzeczności z jakością produkcji, ba – motywują Rossa i Matta do jeszcze większego szaleństwa! Z niecierpliwością oczekuję na wielki finał, który zgodnie z zapowiedziami twórców ma przebić wszystko to, co wiedzieliśmy w serialu do tej pory. [Mary Kosiarz]
5. „Star Trek: Następne pokolenie” (1987–1994)
Chyba pierwszy serial SF, który oglądałam, a przynajmniej pierwszy, który pamiętam z dzieciństwa. Przygody kapitana Picarda i jego załogi leciały często w telewizji, chociaż nie widziałam wszystkich, a już na pewno nie po kolei. Serię nadrobiłam dokładniej dopiero po latach, chociaż niektóre odcinki znałam już na pamięć. Co mnie najbardziej ujęło w tej serii? Chyba przygoda, spotkania z nieznanym, liczni kosmici, którzy pracowali na statku na równi z ludźmi. Było w tym coś innego, wciągającego, ale zarazem niezobowiązującego. Kocham najbardziej z całej serii, chociaż nigdy nie nauczyłam się klingońskiego. [Alicja Szalska-Radomska]
4. „Z Archiwum X” (1993–2002, 2016–2018)
Z Archiwum X na nowo zdefiniowało dla mnie pojęcie serialu jako takiego, wprowadziło coś, co wcześniej kojarzyłem tylko z najlepszymi kinowymi dokonaniami najlepszych reżyserów: poczucie obcowania z autentyczną przygodą. Powiedzieć o nim, że to serial SF to nic nie powiedzieć, bo to przekrój wielu gatunków w iście filmowej jakości: owszem science fiction, ale również thriller, horror, komedia, nawet reality show. I te postaci! Scully i Mulder nie tylko już na zawsze stali się uosobieniem agentów FBI, do których przymierzam każdego innego bohatera w tej roli, ale wzorem budowania relacji między postaciami. Chcesz ich oglądać, z każdym sezonem pochłaniają cię coraz bardziej i przywiązują do siebie autentycznością, głębią i zniuansowaniem łączącej ich relacji. Zależy ci na nich i przejmujesz się ich losem. To ogromna rzadkość, żeby w tak udany sposób udało się powiązać świetne, często wypełnione po brzegi tajemnicą fabuły z tak świetnie skonstruowanymi bohaterami. Nie można też zapominać, że na planie X-files swoje pierwsze kroki stawiali tacy aktorzy jak Ryan Reynolds, Giovanni Ribisi, Jack Black, Shia LaBeouf, Lucy Liu i wielu innych, a Vince Gilligan, najważniejszy obok Chrisa Cartera twórca Archiwum to właśnie tu po raz pierwszy spotkał się z Bryanem Cranstonem, z którym później stworzyli inne arcydzieło w postaci Breaking Bad. Nie bez powodu mówi się, że to właśnie Z Archiwum X utorowało drogę dla złotej ery serialu, którą przeżywamy dzisiaj. Arcydzieło najwyższej próby! [Edward Kelley]
3. „Gwiezdne wrota” (1997–2007)
W 1994 roku na ekrany kin trafił film Gwiezdne wrota Rolanda Emmericha z Kurtem Russellem i Jamesem Spaderem w rolach głównych i powiedzieć, że został dobrze przyjęty, to nic nie powiedzieć. Nie można się zatem dziwić, że trzy lata później na jego podstawie powstała seria przeznaczona na małe ekrany. W roli głównej obsadzono MacGyvera, który, jak wiadomo, potrafi zrobić wszystko z niczego, sukces był zatem gwarantowany. A na poważnie – Richard Dean Anderson wspaniale udźwignął rolę pułkownika Jacka O’Neilla, który wraz ze swoją ekipą poprzez wspomniane wrota eksploruje obce światy. Furora, jaką zrobił serial przyćmiewający oryginał, zaskoczyła chyba nawet twórców, którzy raczej nie spodziewali się aż dziesięciu rewelacyjnych sezonów. Popularność Stargate SG-1, bo tak oficjalnie zatytułowana była seria, wynikała z połączenia wciągającej fabuły opartej na elementach różnych mitologii, zaawansowanych technologii i międzyplanetarnych konfliktów z dynamicznie rozwijającymi się relacjami między bohaterami. Stargate SG-1 stało się fundamentem dla rozbudowanego uniwersum Gwiezdnych wrót, które obejmuje kolejne spin-offy, takie jak Gwiezdne wrota: Atlantyda czy Gwiezdne wrota: Wszechświat, które także znalazły miejsce na tej liście, a także filmy telewizyjne i komiksy. Przez wielu widzów uważane jest za najlepszy serial SF w dziejach telewizji. [Agnieszka Stasiowska]
2. „The Expanse” (2015–2022)
Z jednej strony czystej próby science fiction i prawdziwa space opera, a z drugiej Gra o tron w Układzie Słonecznym. Muszę przyznać, że The Expanse nie przekonał mnie do siebie za pierwszym razem i po 2–3 odcinkach pierwszego sezonu odpuściłem. Na szczęście dałem mu drugą szansę, i nie żałuję. Serialowi udało się coś, co udaje się niezwykle rzadko, szczególnie w SF – stworzył wizję, która może się ziścić. Wiem, jak to brzmi, ale dając mu szansę, zagłębiasz się w wersję historii, która nie sięga innych galaktyk, nadświetlnych prędkości i tak odległej, że aż niesprecyzowanej przyszłości, ale zostajesz tu, w dobrze znanym Układzie Słonecznym i obserwujesz, co może się z nim stać w ciągu paru setek lat, które przed nami. Społeczeństwa zrodzone na obrzeżach Układu, dla których Ziemia jest metropolią na wzór starożytnego Rzymu, miasta, które powstają na księżycach zewnętrznych planet, niepokoje społeczne wynikające z tego, kim są ci urodzeni tam w przeciwieństwie do nas urodzonych tutaj. I polityka już nie geo-, ale panplanetarna. A to wszystko widziane z perspektywy załogi szczególnego, choć jednego z wielu kosmicznych statków przemierzających bezkres Układu Słonecznego. Wciąga jak nic innego! [Edward Kelley]
1. „Battlestar Galactica” (2003–2009)
Pamiętam, jak mój brat polecił mi ten serial. Podeszłam do niego ostrożnie, jednak już po pierwszym odcinku dałam się wciągnąć. Zgadywanie, kto jest Cylonem, i przeżywanie historii bohaterów stało się wręcz uzależniające. Mimo ciągłego napięcia, poczucia zagrożenia i wielu dramatów, znakomicie się bawiłam podczas oglądania. Największe wrażenie robiło na mnie to, jak różne mogły być postaci, które wyglądały tak samo – wielka w tym zasługa aktorów. No i ta muzyka, do dziś uwielbiam jej słuchać i przypominać sobie niektóre sceny… Kara Remembers długo była moim dzwonkiem w telefonie. [Alicja Szalska-Radomska]