GRA O TRON. „Krwawe gody”, czyli najbardziej szokujące minuty w historii telewizji
W poprzednim odcinku #21. GRA O TRON. „Krwawe gody”, czyli najbardziej szokujące minuty w historii telewizji.
Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że Gra o tron była kulturowym fenomenem. Nie mam również żadnych wątpliwości co do tego, że większość tego, co czyniło ten serial tak wielkim, powstało głównie w umyśle George’a R.R. Martina, a gdy akcja produkcji HBO prześcignęła fabułę z książek, na podstawie których powstała, poczęła staczać się na dno. Gra o tron jest zatem jednocześnie wzorem do naśladowania i przestrogą dla innych twórców. O kolejnych odcinkach pierwszych pięciu, sześciu sezonów serii Benioffa i Weissa rozmawiało się praktycznie wszędzie. Wszyscy zastanawialiśmy się, jaki los spotka nasze ulubione postaci, i wszyscy bawiliśmy się w szalone przewidywania, które i tak ostatecznie okazywały się dość mało szokujące i zaskakujące wobec tego, co widywaliśmy później na ekranie telewizorów. Ostatnie sezony GoT zrujnowały wszystko to, na co przez ponad 6 lat pracowali zaangażowani w ten projekt twórcy. W rezultacie dziś o Grze o tron mówi się stosunkowo rzadko. Popkulturowy fenomen okazał się kolosem na glinianych nogach. Chciałbym zapomnieć o ostatnich dwóch sezonach tej produkcji. Chciałbym, aby moją pamięć o serialu Benioffa i Weissa wypełniały wyłącznie brutalne, ekscytujące, niespodziewane, ale mimo to logiczne i sprawnie zrealizowane obrazy. Pozwólcie zatem, że powrócę w myślach do 2 czerwca 2013 roku, czyli dnia, w którym swoją premierę miał 9. epizod 3. sezonu Gry o tron noszący tytuł The Rains of Castamere. W moim odczuciu jest to bowiem jeden z najbardziej szokujących, druzgoczących i przygnębiających odcinków seriali w historii telewizji XXI wieku.
Przedostatnie odcinki
UWAGA! Tekst zawiera spoilery!
Wiele seriali wyprodukowanych przez lub dla HBO swoje kulminacyjne momenty ustawia w przedostatnich odcinkach sezonów. Nie inaczej jest w przypadku Gry o tron. Wystarczy spojrzeć na 9. epizod 1. sezonu produkcji Benioffa i Weissa, w którym z rozkazu Joffreya Baratheona (Jack Gleeson) ginie Ned Stark (Sean Bean). Dla niezaznajomionych z książkowym pierwowzorem George’a R.R. Martina, ścięcie Eddarda było prawdziwym szokiem, ale też lekcją, z której odbiorcy powinni wyciągnąć wniosek, że w przypadku Gry o tron każda postać może zakończyć swój udział w tej historii w najmniej spodziewanym momencie. W 2. sezonie serii punkt kulminacyjny nie posiadał aż tak dużej siły rażenia, ale imponująco i, co ważniejsze, skutecznie ukazywał potęgę zjednoczonych Lannisterów, a także wzbudzał strach odbiorcy o kolejną lubianą postać, Tyriona (Peter Dinklage). Chociaż przedostatni odcinek 3. sezonu znów korzysta ze wspomnianej strategii ustawiania punktu kulminacyjnego, to jego szokująca moc sprawiła, że nikt nie mógł być na niego gotowy. Nawet najwierniejsi fani Pieśni lodu i ognia, którzy na słynne wesele Edmura i Roslin czekali właściwie od czasu, gdy dowiedzieli się, że ich ukochana saga zostanie przeniesiona na mały ekran.
Podobne:
Weselne przygotowania
W jednym z wywiadów reżyser odcinka The Rains of Castamere David Nutter wyznał, że przez prawie rok przygotowywał się psychicznie do jego realizacji. Niepokój, jaki zapanował w jego sercu i umyśle, nie był jednak spowodowany faktem, że oto nagle musi wraz z Walderem Freyem (David Bradley) wymordować ważną część rodu Starków, ale raczej tym, że zdawał sobie sprawę z tego, jak istotny dla całej sagi jest to epizod. Szczęśliwie dla wszystkich fanów Gry o tron odcinek, który w Polsce nazwany został Krwawymi godami, to jeden z najlepszych epizodów tego serialu w ogóle. Zanim jednak skupimy się na momencie, który przede wszystkim czyni go wyjątkowym, zwróćmy uwagę na wysublimowaną strukturę tego odcinka. The Rains of Castamere (wolę używać tego tytułu, ale o tym jeszcze później) został bowiem poświęcony w największej mierze Starkom. Czegoś takiego nie uświadczyliśmy właściwie od czasów pierwszego sezonu, chociaż to przecież przede wszystkim członkom tego rodu kibicujemy najbardziej. Dlaczego właśnie im? Głównym konfliktem, na którym bazuje Gra o tron, jest rywalizacja Starków i Lannisterów. Starkowie stoją po „dobrej” stronie mocy. Cenią lojalność i honorowość, a ich działania idą zazwyczaj w zgodzie z moralnością. Śmierć Neda z końcówki pierwszego sezonu serii zbudowała wrażenie, że oto właściwym protagonistą całej opowieści jest jego syn Robb (Richard Madden). Do mniej więcej 30 minuty The Rains of Castamere obserwujemy momenty, które na pierwszy rzut oka pozwalają stwierdzić widzom, że wszystko zmierza ku lepszemu, że ród Starków jest na najlepszej drodze do odzyskania utraconej chwały i Północy. Zwróćmy również uwagę na fakt, że pozostali członkowie familii z siedzibą w Winterfell nigdy nie byli tak blisko odnalezienia siebie wzajemnie, jak w Krwawych godach. Arya (Maisie Williams), spoglądając z oddali na Bliźniaków, czyli na zamek rodu Freyów, w którym odbywa się wesele Edmura i Roslin, głęboko wierzy, że już niebawem ponownie połączy się z bratem i matką. Bran (Isaac Hempstead-Wright) za pośrednictwem wilkora Lato widzi i nawet ocala Jona Snowa (Kit Harington), który niedaleko kryjówki Brana i jego kompanów walczy o życie. Gdy więc pozornie wszystko zbliża się do szczęśliwego końca, weselna „kapela” przygrywa popularne w Siedmiu Królestwach melodie, a ludzie z radością piją, bawią się i rozmawiają, nastrój drastycznie się zmienia, a twórcy odcinka serwują widzom prawdziwy horror. I tu mała dygresja oraz myśl, która oczywiście nie przyszła mi do głowy, gdy pierwszy raz obejrzałem The Rains of Castamere, ale dopiero kilka lat później po ponownym spotkaniu z GoT. Otóż gdybyśmy tylko potrafili odrzucić przyzwyczajenia do tradycyjnych form budowania opowieści, a także zwrócilibyśmy uwagę na fakt, że działania strategiczne Robba Starka były przez cały czas bardzo ryzykowne, żeby nie napisać głupie, to z pewnością ostatnie sceny Krwawych godów nie zrobiłyby na nas tak dużego wrażenia. To przecież krótkowzroczność i brak politycznego wyczucia Młodego Wilka doprowadziły jego samego, Catelyn Stark (Michelle Fairley), Talisę Maegyr (Oona Chaplin) i wielu innych do okropnego, lecz w gruncie rzeczy logicznego końca. Powyższe słowa świadczą jednak wyłącznie o kunszcie pierwszych sezonów serialu i umiejętnościach ich twórców.
The Rains of Castamere
Po emisji The Rains of Castamere Internet obiegły krótkie filmy ukazujące reakcje widzów na ostatnie sceny tego odcinka. Płacz, nerwowy śmiech, złość, szok czy histeria to najczęstsze rezultaty spotkania z Krwawymi godami. Oczywiście samo zerwanie z tradycyjną formą budowania opowieści nie mogło przynieść tak często skrajnych emocji. Wpływ na taki stan rzeczy miało mnóstwo innych sprytnych działań Davida Nuttera i jego współpracowników. Strategią reżysera epizodu było początkowe wprowadzenie odbiorcy w sielski, przyjemny weselny nastrój. Za sprawą dialogów (głównie tego pomiędzy Robbem i Talisą na temat spodziewanego potomka), zbliżeń (przede wszystkim na pierwszy raz od dawna szczęśliwą Catelyn), retrospekcji oraz dzięki elementom humorystycznym widz poczuł się rozluźniony i bezbronny. Następnie otrzymujemy drobne techniczne wskazówki sugerujące, że wesele Edmura i Roslin może nie zakończyć się źle wyłącznie dla tych, którzy przesadzili z ilością wypitego wina. Jedną z nich jest np. zmiana oświetlenia (przyciemnienie) spowodowana opuszczeniem sali weselnej przez sługów trzymających pochodnie, a także zamknięcie potężnych drzwi pomieszczenia, w którym odbywa się impreza. Jednak najważniejszym i zupełnie niedocenionym (przede wszystkim przez polskich tłumaczy tytułu odcinka) elementem budowania napięcia przed sceną rzezi jest niezwykle efektywne wykorzystanie muzyki. Po wspomnianym zamknięciu drzwi „zespół”, który dotychczas bawił gości przaśnymi utworami, zmienia nagle repertuar i rozpoczyna grać The Rains of Castamere.
And who are you? The proud lord said
That I must bow so low?
Only a cat of a different coat
That’s all the truth I know
In a coat of gold or a coat of red
A lion still has claws
Mine are long and sharp my lord
As long and sharp as yoursAnd so he spoke
And so he spoke
That Lord of Castamere
But now the rains weep over his hall
And not a soul to hear
Zatrzymajmy się na moment przy tej melodii, ponieważ historia jej powstania i wykorzystania zdaje się w kontekście późniejszych scen niezwykle interesująca. Utwór The Rains of Castamere w poetycki sposób opisuje jedno z najważniejszych zwycięstw Tywina Lannistera nad rodem Reynów. Pieśń ta grana była zazwyczaj dla uczczenia rodu Lannisterów podczas ważnych ceremonii lub w celu wzbudzenia strachu u wrogów. Dzięki George’owi R.R. Martinowi twórcy serii otrzymali tekst The Rains of Castamere, skomponowanie muzyki do słów pozostawiono natomiast Raminowi Djawadiemu. Co interesujące, poproszono go o to zdecydowanie wcześniej aniżeli pod koniec 3. sezonu Gry o tron. I tak melodię The Rains of Castamere gwizdał sobie pod nosem na początku drugiego sezonu Tyrion, następnie część pieśni wyśpiewał przed walką Bronn (Jerome Flynn), aby wreszcie coraz częściej ta charakterystyczna melodia stanowiła tło dla działań Lannisterów i ludzi z ich otoczenia.
Krwawe gody
Wraz z pojawieniem się utworu The Rains of Castamere zmienia się tempo odcinka, a napięcie sięga zenitu. Wszystko podkręca jeszcze wiedza o tym, że Arya jest już u wrót Bliźniaków. Po pełnej ironii przemowie Waldera Freya oraz odkryciu przez Catelyn, że pod zwykłym odzieniem u Roose’a Boltona (Michael McElhatton) znajduje się zbroja, wspomniane napięcie zostaje uwolnione. Kilkukrotnie w brzuch dźgnięta zostaje spodziewająca się dziecka Talisa (to odstępstwo od książkowej wersji wesela), następnie strzały wystrzeliwane z kusz trafiają gości weselnych ze strony Starków, w tym przerażonego Robba. Na naszych oczach rozgrywa się prawdziwy horror, rzeź. Scena krwawych godów posiada jednak coś jeszcze. A właściwie kogoś jeszcze. Mam tu na myśli oczywiście tragiczną postać Catelyn. To właściwie z jej punktu widzenia obserwujemy te wydarzenia. Druzgocący występ Fairley w epizodzie The Rains of Castamere zasługuje w moim przekonaniu na największe serialowe nagrody aktorskie. Rozdzierający serce wrzask i ta wstrząsająca pustka widoczna w oczach Catelyn to elementy, które wręcz druzgoczą emocjonalnie odbiorcę. Dodajmy do tego jej desperacką przemowę skierowaną do Waldera Freya i przerażający krzyk po zabiciu Robba przez Boltona, który wymawia słynne już zdanie: „Lannisterowie przesyłają pozdrowienia”, a otrzymamy jedną z najmocniejszych i najbardziej przygnębiających sekwencji ujęć w historii telewizji. The Rains of Castamere rozpoczyna się słowami wypowiadanymi przez Catelyn i kończy jej tragiczną śmiercią. Otrzymujemy czarną planszę i napisy końcowe. Nie czas tu na żaden podkład muzyczny, pozostaje szok, gorycz, niewiara. Tak tworzy się emocjonalne arcydzieła, tak wprawia się odbiorców w osłupienie i właśnie na zakończenie o takiej sile i jakości zasługiwała cała saga Gra o Tron.