Filmowy profiler #4. Dana Scully. Z Archiwum X
Zmierzyliśmy się już z postacią Foxa Muldera, czas na piękniejszą część tego serialowego duetu – Danę Scully.
Dana Katherine Scully urodziła się 23 lutego 1964 roku jako córka Billa i Margaret, młodsza siostra Billa juniora i Melissy oraz starsza Charlesa. O ile jej przyszły partner, Fox Mulder, wzrastał w atmosferze swobody i na wiele mu pozwalano, można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że atmosfera w domu Scully była inna.
Rodzina Scullych była sobie bliska, niemniej panowały w niej pewne niepodważalne zasady, dyktowane z jednej strony przez wojskowe zacięcie ojca, a z drugiej – przez dogmaty wiary katolickiej. Scully została wychowana w poszanowaniu dla porządku, rygoru, wytrwałości i sumienności. Najważniejszą osobą w jej dzieciństwie był ojciec: chociaż ich układy były czułe (on nazywał ją „Starbuck”, ona zwracała się do niego „Ahab” – oba imiona zaczerpnięte z Moby Dicka), to jednak w tle przewija się pewna sugerowana surowość i obowiązująca „kolejność dziobania”. Scully wspomina modele, sklejane przez ojca z braćmi, i siebie w roli biernej obserwatorki – czyżby nie zaproszono jej do „męskiej” zabawy? Z pewnym żalem mówi też o tym, że ojciec nakazywał dzieciom usuwanie choinki natychmiast po świętach.
Niemniej przy innej okazji, dzieląc się z Mulderem młodzieńczymi marzeniami, opowiada mu, że pragnęła mieć kucyka i nauczyć się zaplatać sobie włosy, na pewno jednak nie wyprawić się w kosmos (w odróżnieniu od niego). Niewykluczone zatem, że sklejanie modeli po prostu jej nie interesowało, a święta, jako okazja do rodzinnego spotkania, pozostały dla niej bardzo ważne – również po śmierci ojca. W jeszcze innej sytuacji Scully identyfikuje się jako chłopczyca, dostała nawet od braci wiatrówkę na urodziny. Kiedy jednak Bill jr., łamiąc zakaz ojca, zastrzelił z niej węża, Scully rozpłakała się i miała potem ogromne poczucie winy.
To Billowi seniorowi Dana zawdzięcza poważanie dla natury jako pierwotnej, potężnej siły. Ten sam szacunek on sam żywił wobec morza: szacunek, ale nie lęk. Pierwsze bowiem jest oznaką rozsądku, drugie natomiast – słabości.
Stabilność domowego życia i panujące w nim ściśle określone zasady były dla rodziny Scullych remedium na chaos związany z ciągłymi przeprowadzkami. O matce Scully wiemy właściwie niewiele – pojawia się zaledwie kilkukrotnie, wiele jednak wskazuje na to, że to ciepła, serdeczna, rodzinna osoba, otwarta na potrzeby dzieci i męża, ale jednocześnie na tyle silna, by stworzyć stabilne ognisko domowe. O ile zatem młodzieńcze lata Muldera naznaczone są niepokojem, o tyle Dana wzrasta w klimacie spokoju i zaufania.
Buntownicze zachowania, których się dopuszczała jako nastolatka, są raczej niewielkiego kalibru. Dwukrotnie wspomina, jak wymykała się na ganek z podkradzionym matce papierosem i paliła go z sercem w gardle, wyobrażając sobie, jakby na taki występek zareagował ojciec. Będąc już dorosłą kobietą, trochę w duchu przekory swoją domową choinkę trzyma jak najdłużej (mówi nawet ojcu, że nie zamierza jej rozbierać przez cały rok). Ogólnie rzecz biorąc, Scully nie jest jednak typem buntowniczki. To, co rodzina uznaje za najbardziej dobitny wyraz jej sprzeciwu – rezygnacja z medycyny praktycznej na rzecz FBI – jest bardziej wyrazem jej silnej woli, sprecyzowanych poglądów i jasnej wizji samej siebie. Rolę czarnej owcy bierze na siebie raczej Melissa, pod względem osobowości zupełne przeciwieństwo młodszej siostry. Stosunek Dany do odrobinę narwanej, zafascynowanej New Age Melissy jest nacechowany pewną pobłażliwością i silnym instynktem opiekuńczym.
Niemniej to właśnie Melissa, przemawiająca językiem emocji, otwarta na uczucia, postępująca intuicyjnie, stanowi dla Scully swoisty punkt odniesienia. To ona zachęca Danę do tego, by otworzyła się na własne wspomnienia, sięgnęła w głąb podświadomości, nie bała się sięgać do tego, co trudno zmierzyć za pomocą racjonalnej analizy. Melissa dostrzega strach i ból, do których Scully nie chce się nawet głośno przyznać. Strata siostry to dla Dany przełomowy moment psychologiczny, nie tylko ze względu na żałobę i poczucie winy, ale również dlatego, że od tej chwili datuje się jej potrzeba znalezienia odpowiedzi i wyświetlenia prawdy. Innymi słowy, staje się pełnoprawnym i zaangażowanym uczestnikiem misji Muldera, ponieważ ma poczucie, że – gdyby wcześniej zareagowała, przejrzała na oczy i ustrzegła się kilku błędów – Melissa mogłaby nadal żyć. To nowa płaszczyzna głębokiego porozumienia na bazie wzajemnych doświadczeń, która tworzy się między Scully a Mulderem.
Pierwsze zetknięcie Scully z prawdziwym złem miało miejsce, kiedy jako trzynastolatka, podczas pobytu rodziny w San Diego, dowiedziała się, że jej ulubiony nauczyciel ze szkoły niedzielnej został zamordowany na własnym ganku. Ten szok będzie się zawsze Scully kojarzył z piosenką Don’t Look Any Further, której słuchała w momencie nadejścia wiadomości. Ten sam utwór będzie ją prześladował wiele lat później podczas zetknięcia z ucieleśnionym złem, fetyszystą i nekrofilem Donniem Pfasterem (Orison). Śmierć nauczyciela zrobiła na Scully ogromne i niezatarte wrażenie. W pewien sposób została z nią na zawsze. Sama mówi o sobie:
Odkąd byłam dzieckiem, nigdy nie pozwalałam sobie zbliżyć się do nikogo. Unikałam emocjonalnego zaangażowania. Być może tak bardzo bałam się śmierci i umierania, że każdy związek wydawał mi się czymś złym, czymś, co ostatecznie nie przetrwa.
Ta paraliżująca obawa przed śmiercią jako końcem rzeczy, kresem jednostki, jest zapowiedzią bardzo interesującego dualizmu w charakterze Scully – dualizmu dotyczącego więcej niż jednej dziedziny i stanowiącego w dużej mierze przewodnią nutę jej osobowości.
Urodzona i wychowana w wierze katolickiej z czasem stała się coraz mniej praktykująca. Do kościoła chodzi rzadko, co powoduje ubolewanie znajomego księdza. Wygląda na zniechęconą względem struktur kościelnych. Jednocześnie jednak nie rozstaje się ze złotym krzyżykiem, ofiarowanym jej przez matkę na piętnaste urodziny (taki sam miała również Melissa) i zwraca się do „wyższej instancji” w chwilach największych życiowych kryzysów (Revelations, Milagro, Emily). W najgorszym okresie swojej choroby nowotworowej przyjmuje duchową pomoc ojca McCuego, chociaż w pierwszym odruchu ją odrzuciła (Redux II). Trzyma również egzemplarz Biblii w swojej sypialni.
Wspomniana wyższa instancja i towarzysząca jej religijna otoczka to jednak nie dość, by przekonać Scully, że śmierć nie stanowi faktycznego końca. Jej obawa przed śmiercią i umieraniem jest czysto racjonalistyczna, nie ma podbudowania duchowego, chociaż nie stanowi też elementu jej medycznego dekalogu – jako lekarz, zdaje sobie przecież sprawę, że umieranie to naturalny i nieuchronny proces biologiczny. Scully lęka się straty jako takiej. A lęka się jej dlatego, że ludzie są jej potrzebni i głęboko się przywiązuje do tych, którym ufa i którzy są jej bliscy. Ściany, które wznosi wokół siebie, są sztucznym tworem. Właśnie ten mechanizm dostrzegała i piętnowała Melissa.
Zamknięcie i introwertyzm Muldera są naturalną cechą jego charakteru, u Scully to odruch obronny. Scully jest uczuciowa. Inni są dla niej ważni. Im więcej jednak bliskich od niej odchodzi, tym bardziej pogrąża się w poczuciu winy i przekonaniu, że ciąży na niej jakieś cień (żeby nie rzec – klątwa). To kolejny punkt styczności, który nie tylko zbliża ją z Mulderem, ale też tworzy rodzaj emocjonalnego ograniczenia jej świata do jego osoby, z czasem coraz bardziej wyrazistego.
Dalej: o ile faktycznie w każdej pozostałej sytuacji to Scully jest racjonalnym głosem rozsądku, źródłem naukowych podstaw i danych, lekarzem na straży prawdopodobieństwa, o tyle wyraźnie traci ten dystans w zetknięciu z każdym wydarzeniem, które łączy się z religią. W takich sytuacjach to raczej Mulder wciela się w sceptyka i nie dostrzega znaków, które Scully wydają się oczywiste. „Boję się, że Bóg do nas przemawia, ale nikt go nie słucha” – zwierza się księdzu podczas (pierwszej od lat) spowiedzi. Warto również dodać, że te nieliczne sytuacje brane przez Scully „na wiarę” zawsze angażują ją osobiście: to ona „czuje się powołana” do roli strażniczki chłopca ze stygmatami, to ona jest „kierowana ręką Boga”, to ona jest heroldem zmartwychwstania i daje świadectwo świętości. W tych sytuacjach Scully nie tylko dostrzega i akceptuje niezwykłość, staje się również czynną uczestniczką zdarzeń.
Niechęć wobec struktury kościelnej nie przekłada się u Scully na niechęć wobec struktur jako takich. Wręcz przeciwnie, dobrze się czuje tam, gdzie panuje porządek, zależności władzy są jasno określone, obowiązują procedury, liczą się raporty. Ceni sobie ład jako element stałości, prawdopodobnie z uwagi na zasady wyniesione z domu. Chociaż nigdy nie straciła zacięcia do analizy, cierpliwości i drobiazgowości, z czasem wyraźnie ewoluuje. Trzeba tu zwrócić uwagę na fakt, jak dojmujące i trudne dla Scully musiało być podważenie całej struktury zależności, w którą wierzyła i z którą czuła się dobrze. Dla Muldera nieufność i kwestionowanie są elementami od początku wpisanymi w jego misję. Dla Scully to katastrofa, która trzęsie w posadach całym jej światem.
Irytując się jej tak długo utrzymującym się sceptycyzmem, łatwo możemy przeoczyć, jak wielki jest to dramat i jak trudno zaakceptować wszystkie jego implikacje komuś takiemu, jak ona. Prawdopodobnie nigdy nie wyzbyła się do końca głębokiego dyskomfortu, związanego z naruszaniem zasad, przekraczaniem granic prawa i pogwałcaniem procedur. Mimo tego jednak jej lojalność pozostaje niezachwiana. Nie można o tym zapominać, oceniając jej postępowanie.
Scully jest bowiem – przede wszystkim – osobą o ogromnej sile psychicznej i żelaznym kręgosłupie moralnym. Jej wola, zdyscyplinowanie i umiejętność osiągania zwycięstwa ducha nad materią są naprawdę godne najwyższego podziwu. Od najmłodszych lat sama decyduje o tym, kim jest, kim powinna być. Nie potrzebuje nikomu niczego udowadniać – ceni sobie zdanie rodziców (zwłaszcza ojca), pragnie, by byli z niej dumni, jednak nie zamierza iść na kompromisy sama ze sobą tylko po to, by zdobyć sobie sympatię czy akceptację.
Jej umysł to jej najsilniejsza broń, doskonale zdaje sobie z tego sprawę i nie zaprzestaje pracy nad sobą z oddaniem zahaczającym o fanatyzm (pokażcie mi drugą osobę, która pochłonięta nauką zapomina o własnych urodzinach – naprawdę niełatwo o kogoś takiego). Życiowe lekcje z domu rodzinnego Scully wyniosła nie poprzez bunt i negację, tylko poprzez obserwację, debatę i analizę. Trzeba ogromnej wewnętrznej dojrzałości i samoświadomości, by to osiągnąć, zwłaszcza w młodym wieku. Trzeba też wielkiej cierpliwości i dyscypliny, by swoje pragnienie niezależności i samostanowienia realizować nie poprzez deklaracje, a poprzez wytrwałe działanie bez dodatkowego komentarza.
Niemniej Scully jest przecież człowiekiem. Co więcej, nie podlega temu samemu mechanizmowi, co Mulder – który z czasem stał się kimś na kształt symbolu i ucieleśnieniem własnej misji, niemal oderwanym od rzeczywistości. Nie tylko otarła się o śmierć, ale też o sam proces umierania, odchodzenia, zamykania rozdziału, porządkowania życia. Przeszła przez upokarzające testy, naruszające w najwyższym stopniu jej godność i intymność. Odebrano jej autonomiczność własnego ciała i prawo stanowienia o nim. Ugodzono bezpośrednio w jej najgłębszą, ukrytą potrzebę – pragnienie macierzyństwa. Pozwolono jej zasmakować bycia matką Emily na krótką chwilę – po to, by natychmiast wszystko zniszczyć. Nie mogła też ostatecznie zatrzymać przy sobie syna, Williama. Ginęli przyjaciele, znikali sojusznicy, ba, straciła nawet psa. Życie Scully na przestrzeni Archiwum to ponura materializacja jej największego lęku – przed budowaniem bliskiej relacji i następującą po tym stratą.
A jednak paradoksalnie, im więcej faktycznie doznanej straty w życiu, tym bardziej Scully otwiera się na własne emocje, przeżywa je i wyraża. Domaga się prawa do nich, domaga się prawa do stabilności, poczucia bezpieczeństwa, domaga się wreszcie prawa do miłości. Dopóki uciekała przed czymś, co było abstrakcyjne i w sferze prawdopodobieństwa, zamykała się w skorupie. Każde bolesne doświadczenie wzmaga może jej gorycz, ale w wyraźny, namacalny sposób dodaje również siły. Scully jest wzorcowym wojownikiem. Jeśli upada na deski, to tylko po to, by powstać silniejsza i bardziej zdeterminowana. Jest wcieleniem nieprawdopodobnej odwagi – odwagi naukowca, człowieka i kobiety.
Niestety odwaga tej klasy rzadko kiedy nie pociąga za sobą odpowiedniej ceny. Nie można czerpać z siebie bez ustanku, człowiek nie jest studnią bez dna o nieskończonej wytrzymałości. W końcowym okresie Archiwum, po walce o odzyskanie Muldera, walce o Williama i ostatecznej rezygnacji z niego, po przeobrażeniu się z cennej agentki FBI w poszukiwaną uciekinierkę – Scully dziwnie przycicha. Jest w niej więcej miękkości, delikatności, ale też wypalenia i zrezygnowania. Wydaje się, że wciąż spowija ją nimb nieustającego smutku. Ta Scully jest już zmęczona tym, że stale musiała być oparciem dla wszystkich wokół. Potrzebuje najmniejszego choćby elementu stałości i spokoju. Ramienia. Pomocnej dłoni. Kogoś, przy kim bez obaw będzie mogła się wypłakać. Wybiera do tej roli Muldera (abstrahując od kwestii uczuciowych) w dużej mierze dlatego, że w tym momencie swojego życia jest słabsza i bardziej wrażliwa. Wybiera coś, co zna, wybiera zaufanie i oddanie, chociaż już wtedy stoi między nimi przecież tak wiele niewyjaśnionych spraw i zadawnionego żalu. Trzeba tutaj podkreślić, że Scully nie ma co do Muldera złudzeń – zbyt dobrze go zna, wie, że nie jest to człowiek, z którym można zbudować coś na lata. Jej nadzieja na to jest bardziej aktem woli, aniżeli czymkolwiek innym.
To wszystko będzie tylko narastać i ostatecznie skończy się katastrofą, kiedy po raz kolejny w Mulderze zapłonie potrzeba gonienia za prawdą i kiedy będą musieli się zmierzyć ze świadomością, że nie potrafią do końca wzajemnie wybaczyć sobie sprawy Williama. Na razie jednak jest zmęczona i nie ma siły dalej walczyć. Limit doświadczonych w życiu strat został osiągnięty, każdy ma swój kres wytrzymałości. Do momentu oczywiście, kiedy trzeba będzie uświadomić sobie, że to jednak jeszcze nie czas na złożenie broni. W życiu Scully ten schemat powtarza się bowiem bez ustanku, jako że zawsze na najgorsze bitwy wysyła się najlepszych żołnierzy.
Dla jej własnego dobra pozostaje zatem mieć nadzieję, że jednak nie jest nieśmiertelna!
korekta: Kornelia Farynowska