Filmowy profiler #3. Fox Mulder. Z Archiwum X
Nikt nigdzie nie obiecywał, że przyglądać się z bliska będziemy wyłącznie mordercom, odszczepieńcom i wszelakiej maści degeneratom. Jako że lada chwila powróci do nas para najsłynniejszych agentów FBI w historii telewizji, dzisiejszy odcinek specjalny jest poświęcony właśnie jednemu z nich. Wszystko, byle tylko odrobinę ukoić trudy oczekiwania.
Fox Mulder
Fox urodził się 13 października 1961 roku w Chilmark jako starsze z dwojga dzieci Williama i Teeny Mulderów. W wieku jedenastu miesięcy wyartykułował swoje pierwsze słowo, które brzmiało „JFK”. Kiedy Fox miał cztery lata, na świat przyszła jego siostra, Samantha. Dzieciństwo obojga jawi się jako szczęśliwy, w większości bezproblemowy okres: wyprawy do letniego domku na Rhode Island, baseball, planszowe gry strategiczne, praktycznie żadnych domowych obowiązków (z wyjątkiem konieczności planowego uczestniczenia w posiłkach). Rodzice co prawda kochani i kochający, ale też często nieobecni, co Mulder dostrzega, ale czego nie analizuje – będzie to później widoczne podczas jego sesji hipnotycznych.
Niemniej na pewnym podświadomym poziomie już wtedy tkwił w nim niepokój. Jako dziecko cierpi z powodu nawracających koszmarów, budzi się z przerażającym przekonaniem, że jest zupełnie sam na świecie i dopiero dźwięk pogryzanych przez ojca w sąsiednim pokoju nasion słonecznika przywraca mu poczucie realności i bezpieczeństwa.
Te dwa fakty są znamienne dla postaci Muldera: ma tendencję do spychania traumy w głąb podświadomości, przeżywa ją jednak w formie sennych koszmarów, co przewija się stale w jego biografii. W kontekście jego dziecięcych doświadczeń odziedziczone po ojcu upodobanie do nasion słonecznika jawi się jako wyraz kompulsywnego rytuału, sposób na oswojenie niepokoju. Tylko na pierwszy rzut oka w parze Scully–Mulder ona jest stroną bardziej zamkniętą i ostrożną. W rzeczywistości pozorna ekspansywność Foxa stanowi przykrywkę (bardzo zresztą zręczną) dla jego faktycznego introwertyzmu, podczas gdy Scully nie ucieka przez analizowaniem i zgłębianiem własnych emocji.
Niepokój Foxa datuje się zatem wcześniej niż od momentu największej traumy jego dzieciństwa – uprowadzenia siostry. Radosne i pogodne dziecko, zajęte stale swoimi sprawami, pozostaje przecież wnikliwym obserwatorem. Dostrzega napięcia istniejące w rodzinie, słyszy dziwne rozmowy, jest mimowolnym świadkiem niezdrowego układu między ojcem, matką a przyjacielem domu – C.G.B. Spenderem. Mulder – chociaż sam nie do końca zdaje sobie z tego sprawę – nie czuje się w pełni bezpieczny. Tragedia Samanthy oraz rozpad rodziny tylko pogłębiły to wrażenie i Fox nigdy sobie z nim nie poradził. Jako dorosły już człowiek jest skrajnym samotnikiem, stale czujnym, rzadko kiedy sypia we własnym łóżku – zazwyczaj na kanapie przed telewizorem, do tego w ubraniu. Wciąż gotowy, by w każdej chwili się zerwać i wyjść. Nigdy nie odpuszcza.
Rezygnując z marzeń o drewnianej nodze (chociaż w Quagmire tęsknie wraca do ewentualnych jej korzyści) i karierze astronauty, Fox rozpoczyna studia psychologiczne na Oxfordzie i jeszcze przed ukończeniem szkoły tworzy błyskotliwy profil seryjnego mordercy, Luthera Lee Boggsa, i monografię poświęconą seryjnym zbrodniom i okultyzmowi, która w 1988 roku przyczyni się do schwytania przez FBI niejakiego Montego Propsa. Po otrzymaniu dyplomu Mulder wstępuje do Akademii w Quantico, zdobywa pierwsze szlify najpierw pod kierunkiem Billa Pattersona, a potem Reggiego Purdue.
To kolejny istotny moment. Mulder uczy się, że nie można w pełni poznać artysty, jeśli się nie zgłębi jego dzieła – i na tej samej zasadzie, jeśli chcesz schwytać potwora, sam musisz się nim stać. W tym okresie Fox dogłębnie zastanawia się nad naturą zła i odkrywa, że żadne psychologiczne teorie nie dają mu wystarczająco satysfakcjonującej odpowiedzi. Zło, rozumuje Mulder, nie funkcjonuje w próżni, nie można go traktować jako odizolowanego przypadku. To choroba, co więcej, choroba niezwykle zaraźliwa, przechodząca z człowieka na człowieka i z epoki na epokę. Te rozważania plus obawa, że „kiedy spoglądasz w otchłań, otchłań spogląda na ciebie” prowadzą Muldera do wniosku, że on sam może okazać się jednostką podatną na tę chorobę. Implikacje tych rozważań są analizowane w rewelacyjnym odcinku trzeciego sezonu, Grotesque.
Podstawy samotniczego życia Muldera, jego ciągłego napięcia i celowej izolacji jeszcze się umacniają. Jeżeli niewiele masz, niewiele może zostać ci odebrane, to raz. Im mniej osób wokół ciebie, tym mniejsza szansa, że narazisz którąś z nich na wirus, którego jesteś nosicielem – to dwa. Przykład Billa Pattersona to dość, by przekonać Muldera, że absolutnie nikt nie może czuć się bezpieczny, że stabilność umysłu jest ułudą, nie daje żadnych gwarancji, ponieważ każdy z nas nosi w sobie demony, które mogą się niespodziewanie przebudzić i przejąć kontrolę. A Fox dobrze wie, że tych demonów czai się w nim sporo.
Ten budowany latami pancerz – ukryty pod płaszczykiem sardonicznego poczucia humoru i reputacją dziwaka – zdołała przebić dopiero Scully, i to też po pewnym czasie. Na początku relacji z nią Mulder znakomicie pozoruje otwartość – od niechcenia rzuca jedną, drugą czy trzecią anegdotką z dzieciństwa, przyznaje się do lęku przed ogniem, bez skrępowania prezentuje najbardziej dzikie teorie. Mulder, bez reszty zaangażowany w swoją paranormalną krucjatę, genialnie stwarza pozory – „nie mam nic do ukrycia”. Scully jest wystarczająco mądra i spostrzegawcza, by dostrzec w tym drugie dno. I wystarczająco ludzka, by szybko ustalić, komu przede wszystkim jest potrzebna i komu się należy jej lojalność.
To interesujące, że Mulder – tak obwarowany restrykcjami w życiu prywatnym, tak starannie ukryty za solidnym murem, mający poważne problemy z zaufaniem – wydaje się jednocześnie tak otwarty na nietypowe rozwiązania, że niemal naiwny. Jest w stanie zaakceptować każde, najbardziej nawet niedorzeczne wyjaśnienie, uwierzyć na słowo bez wątpliwości, od ręki. I to nie tylko w przypadku tego, co trudno ogarnąć rozumem, ale również tam, gdzie doskonale sprawdza się prosta logika. Logika po prostu Muldera nie zadowala.
Logika nie wystarcza, by wyjaśnić, dlaczego na świecie dzieją się tak nieusprawiedliwione tragedie, jak nagłe zniknięcie jego siostry. Logika nie ogarnia rozmiarów zła ani nie usprawiedliwia chęci jego wyrządzania. Wrogie sylwetki Obcych, pedofil handlujący odkurzaczami, morderca w budzącym zaufanie przebraniu Mikołaja – to w ostatecznym rozrachunku to samo, niespodziewane, mroczne zło, przed którym nie można się obronić. Można się natomiast na nie otworzyć – bezwarunkowo, bez zastanawiania się, skąd pochodzi – i poznać do głębi jego możliwości. Spojrzeć w otchłań z przekonaniem, że może się w niej mieścić absolutnie wszystko, i że otchłań może wykraczać daleko poza granice nie tylko pojmowania, ale i prawdopodobieństwa.
Wczesny okres Archiwum X – jeszcze z czasów „przed Scully” – to zatem dla Muldera czas po równi kontestacji (wynikającej z głębokiej podświadomej wiary, że jego siostra żyje i może zostać odnaleziona), jak i fascynacji. To moment, kiedy wreszcie odnajduje i konkretyzuje swój ostateczny cel, w najkrótszych słowach zawarty w tym, co staje się mottem jego misji: „I want to believe”. Czego w gruncie rzeczy poszukuje – sam do końca nie wie, sugerując, że „będzie wiedział, kiedy już to znajdzie”.
Niemniej założenie, że dla Muldera liczy się przede wszystkim droga do realizacji celu, nie zaś cel sam w sobie, byłoby jednak mimo wszystko krzywdzące. To raczej skłonność do obsesyjnego zajmowania się konkretnym wycinkiem rzeczywistości – Mulder poświęca się w stu procentach temu, co jest dla niego aktualnie ważne, czy chodzi o zdobycie lekarstwa dla Scully, uratowanie życia Skinnera, zdobycie brakującego fragmentu informacji czy ochronę świadka. Warunek jest jeden – musi widzieć w tym sens. Nudne spisywanie raportów obserwacyjnych podczas zawieszenia Archiwum nie ekscytuje go bowiem w najmniejszym stopniu.
Jego narastająca obsesja, w połączeniu z wyjałowieniem życia prywatnego, w konsekwencji przeradza się w absolutne uzależnienie od pracy. Tylko poprzez działanie – najczęściej wedle własnych reguł i na granicy (czy wręcz poza granicą) protokołu – Mulder czuje, że żyje. Mulder jest tym, co robi. W dzieciństwie marzył o drewnianej nodze, ponieważ uważał, że zdjęłaby z niego ciężar odpowiedzialności – nikt nie wymagałby od niego więcej, niż po prostu życia z dnia na dzień, mierzenia się z ciężarem niepełnosprawności.
Ostatecznie jednak to dorosły Mulder jest tym, który wymaga od siebie najwięcej. Ojciec ocenił go trafnie, kiedy przyszło mu wybierać między dwójką dzieci. Założył, że to Fox będzie tym, który kiedyś, w przyszłości, weźmie na siebie rolę wojownika i będzie dążył do odkrycia prawdy. Ta trudna odpowiedzialność jednak z upływem lat ciąży Mulderowi coraz bardziej. Im więcej mylących tropów musi odrzucić, im więcej dowodów wymyka mu się z rąk, im więcej kłamstw trzeba prześwietlić – tym poważniej zgorzkniały i opętany się staje. Jest to świetnie wypunktowane w szóstym odcinku szóstego sezonu, How the Ghosts Stole Christmas.
Ostatecznie w jego charakterze uwydatnia się rys bez mała mesjanistyczny: jest gotów za sprawę nie tylko umrzeć, ale wręcz zmartwychwstać. Ostateczne pożegnanie z Samanthą i zamknięcie jej wątku w jedenastym odcinku siódmego sezonu, Closure, zamiast wyprowadzić go na czyste wody, stawia go raczej w roli desperata, który nie ma już nic do stracenia. Przecież wcześniej nigdy nie dopuścił do siebie myśli, że to strata na zawsze, całymi latami walczył z poczuciem winy i kompleksem ocalałego; podświadomie wierząc, że błąd zostanie naprawiony i on zajmie miejsce Samanthy, gdziekolwiek by nie była. Nie przywiązywał się do niczego, nie prowadził zorganizowanego życia, egzystował wciąż w atmosferze tymczasowości. Nie gromadził niczego, czego nie mógłby bez żalu porzucić, a wiara we wszystko, co tajemnicze i niewyjaśnione, stanowiła jego prywatną religię.
Stopniowo Mulder ewoluuje z motywowanego osobistą tragedią zapaleńca w symboliczny głos, dążący do oświecenia i ocalenia ludzkości. Tak jak przewidywała Scully, przyrównując do niegdyś do Ahaba: to tragiczna (nawet jeśli na swój sposób romantyczna) postać, opętana pragnieniem schwytania czegoś mitycznego i niemożliwego, stopniowo popadająca z obsesji w szaleństwo. Tak jak kiedyś Mulder „był” swoją pracą, tak stał się swoją misją, przeobrażając się w symbol, w żywy manifest. W gruncie rzeczy to niesłychanie smutne.
Ten obraz nie byłby oczywiście pełny bez uwzględnienia wielopłaszczyznowej i specyficznej relacji, łączącej Muldera i Scully. Niegdyś w jego życiu funkcjonowały poważne związki – mowa tu głównie o Phoebe Green i Dianie Fowley – a także poboczne flirty (chociażby z uroczą Bambi Berenbaum). Z Dianą pozornie łączyło go dużo więcej niż ze Scully: jego pierwsza partnerka z początków Archiwum X zdecydowanie bardziej podzielała jego wiarę we wszystko to, co tajemnicze i paranormalne.
Niemniej to chłodny racjonalizm Scully w pierwszej fazie relacji zdaje się ich łączyć mocniej niż cokolwiek innego. Scully pełni rolę kotwicy, osadzającej Muldera w rzeczywistości. Jest jego filtrem i punktem odniesienia, z czasem staje się lojalnym sojusznikiem, ale w trzecim sezonie ich relacja nabiera głębi – dzieje się tak od momentu, kiedy nie mają przed sobą już nic do ukrycia. Żadne nie ma złudzeń co do wad, słabości i ograniczeń drugiej strony. Czują się ze sobą wystarczająco komfortowo, by te wady przywoływać, punktować i analizować, i są sobie bezwarunkowo oddani, na sto procent i do końca.
Abstrahując od kwestii subtelnego flirtu i domniemanych romantycznych uczuć – zdecydowanie bardziej wiarygodnych, dopóki pozostawały domniemane – Scully i Mulder wznoszą koncepcję partnerstwa i zaufania na najwyższy możliwy poziom. Tego chyba Mulder nigdy całkowicie nie zrozumiał: że poświęcając siebie, automatycznie poświęca również ją.
Czy to świadczy o egoizmie Muldera? W pewnym stopniu, ponieważ jednak ostatecznie to Scully podjęła autonomiczną decyzję, by za nim podążyć, jeżeli nie w imię misji, to w imię zaufania, wiary i poczucia, że to, co robi, jest jedyną właściwą decyzją, jaką w tej sytuacji można podjąć. Czy jednak przyniosło jej to szczęście? To już dyskusyjne.
Co będzie dalej z Mulderem i Scully, przekonamy się niedługo…
korekta: Kornelia Farynowska