Najlepsze POLSKIE FILMY XXI wieku! Ranking czytelników
10. „Chłopi” (2023)
Chłopi to świetnie zrealizowana adaptacja, będąca interesującym wglądem w życie i zwyczaje małej społeczności oraz w rządzące nią prawa. Realizacja robi wrażenie, a technika animacji przepięknie sprawdza się szczególnie w scenach, w których widzimy plenery i/lub zmieniają się pory roku. Wrażenie robią też sceny tańca. Do tego piękna muzyka (i piosenka promująca Koniec lata) i wspaniała Kamila Urzędowska w roli głównej. [Łukasz Budnik]
9. „Ostatnia rodzina” (2016)
Film, który daje nam poczucie, jakbyśmy udali się z wizytą do Beksińskich i obcowali z nimi na dobre i na złe. Znakomicie napisany – wiele jest tu powiedziane nie wprost, lecz między wierszami – przejmujący i przygnębiający, robiący wrażenie odtworzeniem epoki, ale chyba przede wszystkim cudownie zagrany. Rolę Andrzeja Seweryna uważam za jedną z najlepszych w (nie tylko) polskim kinie, wspaniała jest Aleksandra Konieczna. Dawid Ogrodnik wzbudził kontrowersje swoją interpretacją Tomka Beksińskiego, ale trudno mu odmówić tego, że budzi emocje. [Łukasz Budnik]
8. „Róża” (2011)
Historia, romans, wojna. Magiczne trio, które na widzów działa jak magnes. W swoim trzecim filmie Smarzowski połączył te trzy elementy i po raz kolejny zdobył uznanie widzów i krytyków. Jednocześnie, jeśli mnie pamięć nie myli, był to chyba najmniej kontrowersyjny film reżysera. Może skupienie się na prostej, ale dramatycznej historii uczucia dwójki ludzi rzuconych na tło okrutnej wojny jest dobrym rozwiązaniem do tworzenia pasjonującego kina? Po Róży filmowiec wrócił do swoich charakterystycznych chwytów i rozwiązań. Na uwagę zasługuje tutaj między innymi główny męski bohater – chyba jedyny w pełni pozytywny w filmografii autora. [Szymon Skowroński, fragment zestawienia]
7. „Symetria” (2003)
O Symetrii z szacunkiem albo wcale. To filmowa droga z nieba do piekła, z pominiętym czyśćcem jako szansą na odkupienie. Film przerażająco realistyczny w scenografii, obsadzie i nieskończonością wyrażoną w muzyce Michała Lorenca. W końcu bycie w więzieniu nie ma w sobie nic chwalebnego. To zamknięty świat, gdzie liczy się wyłącznie skrańcowana bajera i wyryta w murze hierarchia. Do dziś nie wiem, jak Konradowi Niewolskiemu udało się w każdej postaci ukryć tę nutkę zła, którą reżyser co chwilę wynosi na powierzchnię, sprawiając, że więzienny świat staje się dla nas naprzemiennie przygnębiający i fascynujący. Nie byłoby tego efektu bez brawurowej obsady i surowości kadru, nieznoszącego barw innych niż szarości. Zasłużone miejsce w pierwszej dziesiątce. [Tomasz Ludward]
6. „Boże Ciało” (2019)
Publiczność, której nie przeszkodzi fabuła kierowana zbiegiem okoliczności, powinna być Bożym Ciałem zachwycona, ponieważ jest to przede wszystkim dzieło mądre i wielopoziomowe. Reżyser umiejętnie włączył trudny temat wiary i religii w kino kameralne, lecz bądź co bądź rozrywkowe, energetyczne, czasami nawet wulgarne. Co ciekawe, nie wychodzi z tego mariażu skandal, który łatwo byłoby wywołać taką opowieścią, lecz pełnokrwista opowieść o poszukiwaniu siebie, przebaczaniu, kondycji współczesnego Kościoła i o jego wysokiej pozycji w małomiasteczkowych, bigoteryjnych społecznościach. Jan Komasa nikogo bowiem nie obraża, a nawet nikogo nie ocenia. Ot, przedstawił sytuację, w której to fałszywy ksiądz, uczący się formułek religijnych rytuałów z Wikipedii, dociera do ludzi skuteczniej aniżeli kapłan po seminarium i nie uważa przy tym, że noszenie koloratki miałoby przeszkadzać w paleniu papierosów. [Przemysław Mudlaff]
5. „Wesele” (2004)
Wczesny obraz, kinowy debiut, silne uderzenie, nowa jakość i jednocześnie mój ulubiony film Smarzowskiego. Siłą napędową Wesela jest znakomicie napisany scenariusz, w którym historia powoli się rozwija, postacie ulegają przeobrażeniu lub dostają nauczkę, poszczególne wątki uzupełniają się i zazębiają, a napięcie rośnie niczym w rasowym thrillerze. Historia nade wszystko – to motto powinno być wtłaczane wszystkim filmowcom w szkołach filmowych na każdym możliwym kroku, przy każdej możliwej okazji. Smarzowski, absolwent wydziału operatorskiego, obraz wykorzystuje oszczędnie, ale efektywnie. Wplata do filmu ujęcia z VHS, kamerę trzyma blisko postaci, aktorom pozwala grać w długich ujęciach, w samym finale dopiero robiąc efektowny odjazd na kranie, który stanie się elementem wspólnym wszystkich jego obrazów. To oddalenie może być spojrzeniem z góry na przywary i wady Polaków, może być też zdystansowaniem się od zachowań i motywacji bohaterów, wśród których trudno znaleźć jednoznacznie dobrego i pozytywnego. O Weselu nie można powiedzieć ani, że jest wrażliwym spojrzeniem na polskość, ani jej odbiciem w krzywym zwierciadle. To autorska wizja reżysera, który dostrzega w ludziach złe cechy i eksploatuje je do granic możliwości – przynajmniej tak nam się wtedy, w 2004, zdawało. [Szymon Skowroński, fragment zestawienia]
4. „Bogowie” (2014)
Bogowie to jedna z najlepszych polskich ekranowych biografii ostatnich lat i świadczy o tym nie tylko brawurowa rola Tomasza Kota w głównej roli Zbigniewa Religi. Produkcja ta udowadnia, że biografia, która z zasady nie pozostawia widzowi wielu niespodzianek, potrafi wciągnąć, poruszyć i skutecznie utrzymać widza w napięciu, serwując gęstą dramaturgię. Reżyser Łukasz Palkowski ukazał w filmie nie tylko kulisy dramatycznej rewolucji w polskiej kardiochirurgii pod batutą Religi. Bogowie to w dużej mierze film jednego bohatera. Palkowski wraz ze scenarzystą Krzysztofem Rakiem stworzyli przejmujący, wielowymiarowy, pełnokrwisty portret człowieka szarganego ambicjami. Człowieka, który nie jest wykuty ani z marmuru, ani z kamienia; który upada pod ciężarem własnych aspiracji. Napisana postać Zbigniewa Religi, uzupełniona niezwykle przekonującą, zaangażowaną kreacją aktorską Tomasza Kota, to najmocniejszy element filmu. Filmu, który jest nie tylko godnym uhonorowaniem zasłużonego polskiego kardiochirurga, ale i reprezentantem solidnego, wartościowego kina. [Maja Budka, fragment zestawienia]
3. „Pianista” (2002)
Niezapomniany film Romana Polańskiego z każdym kolejnym seansem dobitnie uświadamia, że w gatunku kina wojennego właściwie nie ma sobie równych. Adrien Brody wiele poświęcił, by wiarygodnie oddać okupacyjny wycinek z życia Władysława Szpilmana, a efekt jego pracy niezmiennie imponuje i stawia go w rankingach jako jednego z najlepszych zwycięzców Oscara w głównej kategorii aktorskiej. Poruszające fortepianowe kompozycje stanowią tu tło dla umierającej, opustoszałej Warszawy, a pamiętnej sceny z balladą Chopina odegraną przed niemieckim oficerem, raz obejrzanej, już nic nigdy nie wymaże z pamięci. Pianista to prawdziwa duma polskiego kina, nakręcona w duchu przetrwania, miłości i walki o choćby najmniejsze szczęśliwe chwile. [Mary Kosiarz, fragment plebiscytu]
2. „Dom zły” (2009)
Dom zły to film autentycznie skażony swoistą, śmierdzącą wódą i smarem „naszością”. I przez tę swojskość właśnie podwójnie dosadny i namacalny. No bo to nie jest jakaś tam abstrakcyjna historia z Honolulu. To tu i teraz. To siano, to błoto, to chamstwo, to mentalność. Wszystko pokazane w perfekcyjny i bardzo przekonujący sposób. Z jednej strony historia niczym z PRL-owskiego księżyca, z drugiej co chwilę przyłapujemy się na tym, że łykamy fabułę bez popity, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Bo tytułowy Dom Zły to moim zdaniem właśnie ówczesna Polska. To PRL, to PGR, to matka, macocha – wiecznie zalana i z podbitym przez męża okiem. Taka, co to umrzeć nie pozwoli, ale życie do granic obrzydzi. Bez lukru, bez picu, bez efekciarstwa. Zło po polsku i w czystej, przerażająco przaśnej postaci. Coś wspaniałego. Coś niezwykłego. [Przemysław Brożek, fragment recenzji]
1. „Dzień świra” (2002)
I jeszcze to pierwsze miejsce. Nie powinno przecież być niespodzianką. Dzień świra to film w polskiej kinematografii wyjątkowy – wymowny jak żaden inny. Wiecznie aktualny. Wystarczy wyrecytować sobie pod nosem początkowe wersy Modlitwy Polaka (i sąsiada), by niechlubnie przyznać, że przez ponad 20 lat od premiery filmu niewiele w naszej moralności i kodzie kulturowym uległo zmianie. Dla wielu z nas był to pierwszy kontakt z komedią tego kalibru – gorzką, prawdziwą, która na różny sposób bawi kolejne pokolenia, nie gryząc się przy tym w język. A i ten ugrzązł w naszej świadomości na dobre, i to pomimo że Marek Koterski nie pierwszy raz opowiada o Adasiu i nie pierwszy raz w taki właśnie sposób. Wszystkie wykłady Miauczyńskiego o języku, pasażerach pociągów, lokatorach czy nauczycielskiej pensji już dawno weszły do powszechnego słownika. Dodajmy do tego utracone marzenia posypane Preludium e-moll Fryderyka Chopina, i mamy polski epos – dzieje życia jednego niezwykle heroicznego bohatera. [Tomasz Ludward]