search
REKLAMA
Ranking

RANKING kinowych FILMÓW WOJCIECHA SMARZOWSKIEGO

Szymon Skowroński

30 września 2018

REKLAMA

Nie ulega wątpliwości, że Wojtek Smarzowski jest jednym z najważniejszych polskich współczesnych reżyserów. Świadczą o tym dziesiątki nagród, pełne sale kinowe, bezustanne dyskusje przeciwników i zwolenników jego twórczości, kontrowersje przy niemal każdej premierze oraz fakt, że od czternastu lat regularnie dostarcza nowy obraz co 2–3 lata, co w polskim kinie jest ewenementem. Oto zestawienie jego dzieł z ocenami poszczególnych filmów. Bardzo mnie ciekawi, czy moje zdanie pokrywa się z waszym – koniecznie dajcie znać w komentarzach!

7. Pod Mocnym Aniołem

Pierwszy poważny zgrzyt w karierze reżysera. O ile wcześniej alkoholizm podszywał wszystkie historie Smarzowskiego, to tutaj wysuwa się na pierwszy plan. Nie wiem, czy Smarzowski jest alkoholikiem, ale wiem jedno. Filmów o kosmonautach nie muszą kręcić kosmonauci. Filmów o klerze nie musi kręcić katolik. Ale filmy o problemach alkoholowych powinien kręcić ktoś, kto w tym temacie ma jakieś rozeznanie. Temat jest bardzo trudny, a podstawą filmu jest książka Jerzego Pilcha, która nosi znamiona autobiografii. Zamiast osobistego i intymnego portretu osoby dotkniętej poważną chorobą dostajemy ciąg obrazków zapijaczonych bohaterów, rzygających, srających, przeklinających i pierdolących się po kątach. O ile Pilch uprawia coś w stylu realizmu delirycznego, to Smarzowski totalnie nie radzi sobie z tą historią. Surrealistyczne wstawki burzą konstrukcję naturalistycznego portretu, bo twórca totalnie nie ma pomysłu na zakorzenienie ich w narracji. A widz dostaje niestrawny koktajl, który nie jest ani przestrogą, ani refleksją o naturze uzależnienia i wypada z pamięci po kilku dniach od seansu.

Moja ocena: pięć piwek, z czego jedno do połowy, więc cztery i pół.

6. Drogówka

Przypadek filmu, którego marketing zapowiadał coś zupełnie odmiennego od finalnego dzieła. Promowany jako czarna komedia – zbieranina skeczy o pracy polskiej policji – zaskoczył poważną fabułą z szerszą refleksją. Smarzowski stanął w rozkroku między swoim umiłowaniem do opisywania patologii za pomocą przaśnych, dosłownych żartów a próbą nakręcenia dreszczowca z wyraźną, misterną intrygą. Efekt jest dokładnie taki, jakiego można było się spodziewać, kiedy robi się dwie rzeczy naraz. Film nie jest ani jednym, ani drugim. Ale dostarcza kinowych emocji i, rzecz jasna, dzieli publiczność. Na plus należy zaliczyć standardowe już dla reżysera świetne aktorstwo i wyczucie filmowego nerwu, na minus – rozwleczenie, przedłużenie i wynaturzenie chyba każdego elementu składowego. Obraz jest po prostu za długi, by pod koniec nie męczyć – nie tylko eskalacją przemocy, wulgaryzmów i seksu, ale także formą i treścią. Sprawa kryminalna nie jest tak bardzo pasjonująca ani zajmująca, by rozciągać ją do dwóch godzin, a rodzajowe scenki nagrywane telefonami zawierają zbyt dużo internetowych sucharów, by uznać je za błyskotliwe.

Moja ocena: sześć punktów karnych.

5. Wołyń

Przykład filmu, którego ambicja i temat przerosły jego znaczenie artystyczne. Nie zmienia to jednak faktu, że samo oglądanie tej historii na ekranie przynosi efekt przeczyszczający. Dla Polaków kwestie historyczne, narodowościowe, etniczne są bardzo ważne – może nawet ważniejsze niż cokolwiek innego. Kwestia mordów wołyńskich stawała nam ością w gardle od kilkudziesięciu lat i przez ten czas nie doczekaliśmy się rozsądnego filmu o tych zdarzeniach. Tę pustkę wypełnił Smarzowski, szykując długi, epicki, krwawy, a jednocześnie wyważony ideologiczne dramat. Eskalacja przemocy postępuje powoli, ale wyraźnie, by w ostatnich scenach chwycić za gardło. Niestety, w procesie przygotowań Smarzowski scenarzysta tak bardzo zanurzył się w realiach historycznych, że nie dał rady zadbać o zupełnie przyziemne, ale kluczowe filmowe kwestie, do których należą charakterystyka postaci i fabuła. Nie da się ukryć, że film jest serią poszarpanych scen, w których próżno doszukiwać się aktorskich kreacji, do jakich Smarzowski reżyser nas przyzwyczaił.

Moja ocena: sześć razy napisać w zeszycie “będę robił filmy o postaciach, a nie wypracowania historyczne”.

4. Róża

Historia, romans, wojna. Magiczne trio, które na widzów działa jak magnes. W swoim trzecim filmie Smarzowski połączył te trzy elementy i po raz kolejny zdobył uznanie widzów i krytyków. Jednocześnie, jeśli mnie pamięć nie myli, był to chyba najmniej kontrowersyjny film reżysera. Może skupienie się na prostej, ale dramatycznej historii uczucia dwójki ludzi rzuconych na tło okrutnej wojny jest dobrym rozwiązaniem do tworzenia pasjonującego kina? Po Róży filmowiec wrócił do swoich charakterystycznych chwytów i rozwiązań. Na uwagę zasługuje tutaj między innymi główny męski bohater – chyba jedyny w pełni pozytywny w filmografii autora.

Moja ocena: siedem czerwonych róż.

REKLAMA