Rzeczy w MATRIXIE, w które BŁĘDNIE wierzyłeś
Przypomnijmy sobie Thomasa Andersona (Keanu Reeves), człowieka czującego się w swojej pracy jak w więzieniu. Żeby jakoś znieść tę zawodową pętlę na szyi, Anderson stworzył wirtualną postać hakera o imieniu Neo. Takiego imienia wobec niego używali również wszyscy z załogi Nabuchodonozora, podkreślając to, że akceptują jego prawdziwą i chcianą naturę. Agent Smith (Hugo Weaving) zaś z uporem maniaka tytułował Neo „panem Andersonem”. Takim jego zachowaniem siostry Wachowskie chciały opisać częstą w obecnych czasach postawę agresywnych i homofobicznych ludzi nazywaną z angielskiego DEADNAMING. Pisząc o Wachowskich, często widzę jej przejawy na przykład w komentarzach pod artykułami (moimi i nie tylko). Polega ona na wyśmiewaniu określenia „SIOSTRY WACHOWSKIE” i usilnym nazywaniu ich braćmi Wachowskimi. A ogólniej – na stosowaniu imienia, w tym wypadku będącego zewnętrznym przejawem tożsamości płciowej, które zostało przez dane osoby odrzucone i jest nieakceptowane. Każdy człowiek ma prawo do nazywania się w taki sposób, w jaki chce, a inni powinni to uszanować. DEADNAMING krzywdzi i powoduje ból. Jest postawą niedojrzałą, wynikającą z niewiedzy, ale także z dysfunkcji charakterologicznych powstałych na etapie rozwoju wczesnodziecięcego poprzez m.in. obserwację zachowania rodziców, a potem rówieśników. Z tego typu zachowaniami należy walczyć, a siostry Wachowskie wzięły sobie za punkt honoru przekazanie poprzez Matrix swojego sprzeciwu wobec takiej postawy, gdyż same od dzieciństwa doświadczały nieakceptacji w ich osobistym Matrixie.
Wracając do agenta Smitha, czyli całej tej metaforycznej reprezentacji agresywnego, homogenicznego społeczeństwa, chcącego z jednostki wybitnej zrobić element jak najbardziej pasujący do wszechobecnej nijakości, przypomnijmy sobie znaczącą scenę rozgrywającą się w metrze. Agent Smith rzuca Neo o ścianę, a ten odbija się od niej i spada na tory. Następnie Smith zeskakuje na nie i chwyta Neo z szyję. Przytrzymuje go, a w oddali widać już nadjeżdżający pociąg. Smith mówi do Neo: „Goodbye, Mr. Anderson”. Neo odpowiada ze złością: „My name is Neo!”, i w ostatniej chwili znajduje w sobie wystarczające pokłady siły, żeby wraz ze Smithem wyskoczyć do góry, odbić się od sklepienia tunelu, a potem tuż przed wagonikiem wyskoczyć na gzyms peronu. Pociąg przejeżdża kilka centymetrów od ciała Neo. Śmierć była tak blisko, lecz przekonanie o byciu Neo, a nie Andersonem uratowało bohaterowi życie.
W realnym świecie również tak się nieraz dzieje, że jedynie zmiana tożsamości ratuje od egzystencjalnego końca świata. Do śmierci zaś doprowadza znęcanie się podobnych Smithowi agresywnych i zakompleksionych ludzi, co miało miejsce w przypadku Lany Wachowski, która chciała popełnić samobójstwo właśnie w metrze.
Wyjaśniliśmy więc, że w przypadku Matrixa wcale nie był on tak legendarną i genialną produkcją w odbiorze widzów i krytyków zaraz po premierze. Matrix i maszyny zaprezentowane w filmie wcale nie są aż takie złe, a siostry Wachowskie kręciły swoje dzieło w sposób misyjny dla społeczności transgenderowej. Dołóżmy do tego jeszcze rodzynka, czyli to, że efekty specjalne – tzw. „bullet time”, a więc zatrzymanie postaci, podczas gdy kamera porusza się wokół nich, jakby były osadzonymi na scenie posążkami – wcale nie pojawiły się po raz pierwszy w Matrixie, lecz w reklamie wódki Smirnoff z 1996 roku. Czy więc Matrix nadal jest filmem ważnym dla gatunku? Oczywiście. Zresztą nie tylko dla sci-fi, lecz dla historii filmu w ogóle.
Jest jeszcze jedna sprawa, bardzo ważna z religijnego punktu widzenia. Świat maszyn w Matrixie wcale nie musi być fizyczny. Być może to kolejny błąd, że traktujemy pozamatrixowy świat jako rzeczywistość ziemską, postziemską czy w jakikolwiek inny sposób związaną z kosmosem, podczas gdy to najzwyklejsze piekło, w tym chrześcijańskim wydaniu, którym straszy się dzieci w konfesjonałach, kiedy nie opowiedzą księdzu ze szczegółami o swoich brudnych myślach. Bóg więc to złośliwy architekt. Bynajmniej nie ten pan w białym garniturze tak racjonalnie tłumaczący Neo sensowność zaistnienia Matrixa – to jedynie jego pomniejszy sługa. Taki specjalista od PR. Znając poglądy sióstr Wachowskich, swoiście pojęta neoreligijność i antypiekielność filmu jest całkiem sensowną interpretacją.