search
REKLAMA
Felietony

PIXAR NA WŁASNOŚĆ, CZYLI O ZAZDROŚCI KINOMANA

Maciej Niedźwiedzki

22 listopada 2018

REKLAMA

Bardzo często chwalę się Pixarem. Uwielbiam podkreślać, jak mocno jestem związany z tym studiem. Miałem sześć lat, gdy Toy Story pojawiło się w Polsce. Byłem już wtedy na tyle duży i na tyle świadomy, że wiedziałem, na co idę do kina. Wizerunki Chudego i Buzza przyciągały moją uwagę od samego początku. Wyprawa do kina akurat na ten film mogła nie być autonomiczną decyzją rodziców. Nie jestem całkowicie pewien, ale moja pamięć chyba wciąż sięga do pierwszego seansu Toy Story. Potem pojawiło się Dawno temu w trawie, później Toy Story 2. Te animacje, w kółko powtarzane na kasetach VHS, nierozerwalnie zrosły się z okresem mojego dojrzewania. Długo uważałem, że Pixar jest tylko mój.

Jeśli poruszana jest “sprawa Pixara”, to dalej uruchamia się we mnie instynkt wojownika połączony z zażartością dziecka, któremu ktoś odbiera zabawkę. Często trafiam na komentarze na filmowych forach, spoglądam na oceny wystawione przez różnych użytkowników, podsłuchuję pasażerów w autobusie rozmawiających o W głowie się nie mieści. Wszędzie zachwyty  (zasłużone), dziesięć na dziesięć dla Coco (jak najbardziej), ukłony przed Wall-E  i dycha z serduszkiem dla Potworów i spółki (tak!). Nie chodzi oczywiście o to, że się nie zgadzam. Wiem, że zabrzmi to bezczelnie, ale doskwiera mi jednak, że ktoś śmie lubić te animacje równie mocno jak ja. Chętnie bym więc powstawiał, gdzie się da, noty 11/10, pozrzucał Toy Story 3 z pierwszych miejsc corocznych recenzenckich topek. Tylko w mojej Coco ma prawo być na samym szczycie! Czy też przeżywacie coś podobnego przy waszych najukochańszych filmach? Czy też bywacie zazdrośni o to, że ktoś darzy je taką samą sympatią?

pixar

Spytacie mnie o dziesięć najlepszych filmów w historii? Obok Tajemnicy Brokeback Mountain, Ojca chrzestnego II, Wściekłego byka bez dłuższego zastanowienia (i nieco prowokacyjnie) znajdę w moim TOP 10 miejsce dla siedmiu filmów Pixara, nawet jeśli przy tym ucierpi Ziemia obiecana. Tylko, by udowodnić, że to dla mnie takie ważne; by zaznaczyć, że ja jeszcze ostrzej, jeszcze wyraźniej dostrzegam ich wielkość.

Zdaje sobie jednak sprawę, że to dość leniwe. Dające niezbyt przychylny obraz mnie jako konsumenta kina. Widza raczej mało wnikliwego, sięgającego głównie po to, co leży na samym wierzchu. Trudno posiadać i lubić na własność tak globalną markę – potentata i jednego z głównych monopolistów dziecięcej wyobraźni. Potwory i spółka czy Wall-E to nie skarby amatorskiego serbskiego kina. Wielbione tylko przeze mnie oraz garstkę porozrzucanych po świecie kinofilów.

Czy znacie kogoś, kto by Pixara nie lubił? Kogoś, kto kategorycznie odrzuca jego cały dorobek, punktuje fałsze, błędy i wpadki. Nie znam takich osób. Kino Pixara trafia do każdego widza i w każdą wrażliwość. John Lasseter, Pete Docter czy Lee Unkrich wynaleźli idealną formułę. Prawdziwie uniwersalny filmowy kod, wpisujący się w wielorakie konteksty i zaspakajający różnorakie potrzeby.

pixar

Na pewno kojarzycie tę popularną wyliczankę, stawiającą pytania, co by było, gdyby zabawki miały emocje, robaki miały emocje, potwory miały emocje, ryby miały emocje, szczury miały emocje, superbohaterowie mieli emocje i w końcu gdyby same same emocje miały emocje. To trywializujący rzeczywistość żart, ale jest w nim ziarno prawdy. Siła filmów Pixara objawia się bowiem w tym, że wszyscy wiedzą, że to nic więcej jak banalna anegdotka, a same filmy skrywają w sobie niejedno dno i niejedną warstwę. Pixar proste założenia rozbudowuje w wielopiętrowe światy i mechanizmy. W tym samym stopniu fascynujące widzów małych i dużych. Tak, wiem. To kolejna wyświechtana formułka i powtarzany w nieskończoność banał. Ale kurczę, czy tak nie jest?

Dla mnie Pixar ciągle pozostaje mistrzem w ujmowaniu momentów granicznych (w skali jednostki, w skali rodziny, w skali ludzkości). Rozstanie z ukochanymi zabawkami i wkraczanie w dorosłość, oswojenie z czyhającymi za szafą koszmarami, uporanie się z pierwszą depresją, pożegnanie z marzeniami, akceptację smutku jako integralnej części życia.

Pixar nie boi się opowiadać o śmierci, porażkach, zdradach i rozstaniach. Robi to bez przymrużenia oka, zachowując zasadę decorum. Kolejne fabuły, nieraz zawiłe i wielowątkowe, za każdym razem trafiają jednak w sedno. Tłumaczą, czym jest trauma i co jest poza nią. Sprawiają, że nie będzie ona niespodziewana. To też żadne odkrycie. Niestety trudno jest pisać o tych animacjach, nie wpadając w szablony. Natomiast Pixar od ponad dwóch dekad unika ich niemal regularnie.

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA