W GŁOWIE SIĘ NIE MIEŚCI 2. Mieszane uczucia [RECENZJA]

Rozbudowana o nowe funkcje konsola sprawia pewne problemy przewodzącej Radości. Pozostali, czyli dobrze nam znani Strach, Smutek, Odraza i Gniew, niechętnie klikają na jakiekolwiek przyciski. Bardzo wiele się przecież pozmieniało. Riley ma już trzynaście lat: dojrzewanie w pełni, nowe potrzeby, zmiana priorytetów, gwałtowne wahania nastrojów i nieukrywana nadwrażliwość. Od obojętności po pierwsze objawy młodzieńczego buntu. Zaraz w centrum dowodzenia z przytupem zamelduje się ekipa remontowa i znowu cała misternie ułożona emocjonalna instalacja będzie do wymiany. Może mniejsza o technikalia. Prawdziwe zamieszanie wywołają niespodziewani lokatorzy: despotyczna Niepewność, wycofana Żenada, wyluzowana Olewka i skryta Zazdrość. Wszyscy oni razem muszą się zmieścić w jednej głowie.
Wydawać się mogło, że kreacyjne możliwości W głowie się nie mieści 2 są nieograniczone. Kelsey Mann, zastępujący w sequelu na reżyserskim stołku Pete’a Doctera, idzie jednak przetartym szlakiem, zdecydowanie za rzadko pozwalając sobie na jakiekolwiek ryzyko. Nad poszukiwania nowych znaczeń woli sprawdzone formuły. Wiodące i sprawcze zagadnienie dla filmu jest naturalną kolejną rzeczy. W obu częściach to oczywiście momenty graniczne. W jedynce kilkuletnia dziewczynka mierzyła się z nieoczekiwaną przeprowadzką i przygnębiającym poczuciem samotności. W drugiej części to wyjazd z przyjaciółkami na hokejowe zgrupowanie, mogące być pierwszym dużym krokiem w stronę profesjonalnej kariery. Kilka innych fabularnych rozwiązań i konfliktów – wygnanie z bazy i konieczność powrotu, nieumiejętność zaakceptowania sprzecznych emocji – jest niestety dającą się odczuć powtórką. Byłoby to nowatorskie, gdyby nie fakt, że W głowie się nie mieści eksplorowało dokładnie tą samą psychologiczną problematykę.
Nie jest to rzecz jasna całkowicie leniwa kopia. Kelsey Mann zabiera nas w nowe lokalizacje a jeśli odwiedzamy już poznane, to po znaczącym remanencie. Umysł Riley gwałtownie ewoluuje, Wyspa Przyjaźni przytłacza tę Rodzinną a Kraina Wyobraźni utraciła wiele ze swojego majestatu. Znaczenia natomiast nabiera powoli formująca się Tożsamość. Abstrakcyjne pojęcia jak strumień świadomości czy burza mózgów otrzymują konkretne wizualizacje, ale niestety nie są rozwinięte na tyle, by traktować je jako coś więcej niż żart. Twórcy przesuwają dramaturgiczny ciężar z dekonstrukcji rodzinnych więzi na te przyjacielskie, ale operują tym samym mechanizmem. Do głosu dochodzą nowe emocje i prymat tym razem wiedzie wręcz chorobliwa ambicja, egoizm lub wyparcie. W ich opisie i wyrażaniu twórcy czasami bywają aż nadto bezpośredni a zmiany nastrojów Riley przebiegają zbyt drastycznie. Mniej tu niuansów i półcieni, więcej gwałtownej ekspresyjności i slapstickowej komedii pomyłek.
Jesteśmy na innym etapie życie Riley. Dziewczyna wystawiona jest na wyraźnie większą liczbę bodźców. Tu sprzeczki z rodzicami, tam próba przyjaźni, gdzie indziej zabieganie o względy liderki hokejowej drużyny. W głowie bazowych pięć emocji rośnie do dziewięciu, do tego barwna drużyna drugo i trzecioplanowych postaci. Dzięki temu w W głowie się nie mieści 2 ma znacznie żwawsze tempo, jest tłoczniej, głośniej po prostu „bardziej”. Na dobre i na złe. Transcendentalna i pełna zadumy aura, wznosząca pierwszą część do rangi arcydzieła, gdzieś umyka i zastąpiona zostaje przez momentami powierzchowną akcję i czysto estetyczne popisy magików ze studia Pixar.
Powtórzony fabularny szkielet i nieomal kopia puenty nie musi być też znaczącą ujmą. Uczucia i emocje nigdy nie są krystaliczne i łatwe do zidentyfikowania. To zawsze chwiejna konstrukcja, pełna sprzeczności, wewnętrznych kontrastów i okrutnie delikatna. Kelsey Mann wierzy, że warto to przypominać. Ciągle i ciągle. Oczywiście Pixar nie pierwszy raz to robi. Każdy film z serii Toy Story tak naprawdę zmierzał do wniosku, że „ty druha we mnie masz”. Może W głowie się nie mieści, jeśli rozrośnie się do podobnych rozmiarów, również powinno podążyć tą sprawdzoną ścieżką.