search
REKLAMA
Felietony

Ostrożnie, od przybytku głowa boli! Dlaczego filmy i seriale tak NACHALNIE rozprawiają się z BOGACTWEM

Czy filmy utrwalają negatywny wizerunek człowieka bogatego? Jeśli tak, to jaka jest tego przyczyna?

Jakub Piwoński

6 lutego 2023

REKLAMA

Jesteś bogaty? Stać cię? Poszczęściło ci się w życiu i trafiłeś w totka? A może po prostu byłeś przedsiębiorczy i umiejętnie spieniężyłeś swój talent? No to masz problem. Dla filmowców jesteś antagonistą.

Od jakiegoś czasu w kinie i telewizji zauważam bardzo ciekawy trend. Z pewnością socjologowie mieliby w tej kwestii coś do powiedzenia. Ale nie trzeba nimi być, by gołym okiem zauważyć, że w wielu filmach i serialach twórcy powzięli sobie za misję rozprawienie się z bogactwem, uprzywilejowaniem, generalnie szeroko pojętym dobrobytem. Nie ma normalnych, zdrowo podchodzących do swych zasobów bohaterów – są tylko ci spaczeni. Co istotne, mam w tym wypadku na myśli produkcje hitowe, cieszące się obecnie największą popularnością. Siła oddziaływania tej idei jest zatem wyraźna.

Jedziemy po kolei. W oklaskiwanym (choć wedle mnie, mocno na wyrost) Glass Onion, cała zgraja bohaterów, wśród których bystry Benoit Blanc może prowadzić swoje śledztwo, spotyka się na prywatnej wyspie obrzydliwie bogatego jegomościa o twarzy Edwarda Nortona. Wszystko, co Blanc wyjaśnia – jakby rozwiązanie wytrzepał ze swego rękawa – w mniejszym lub większym stopniu tyczy się pieniędzy i sieci zależności, jakie pod ich wpływem powstały. Choć twórcy usilnie odwracają kota ogonem, odżegnując się, że pomysł na tę postać w żaden sposób nie był inspirowany Elonem Muskiem, nikt w to nie chce wierzyć. Idźmy dalej – The Menu, wysmakowany thriller z Ralphem Fiennesem w roli głównej, opowiada o grupce ludzi, która trafia do odizolowanej od świata restauracji. Poziom jej kuchni jest tak wysoki i tak wyszukany, jak grube są portfele przybywających na wyspę gości. Z czego jawnie zaczyna kpić sobie sam szef kuchni, urządzając śmiertelnie niebezpieczną ucztę.

Skierujmy swoją uwagę na zwycięzcę nagród Emmy. Biały Lotos to rewelacja ostatnich sezonów dostępna na HBO. Limitowany serial opowiada o gościach ekskluzywnego hotelu, którzy albo są dziedzicami ogromnego majątku, albo zarządzają świetnie prosperującą firmą, albo dysponują jeszcze kilkoma innymi przyczynami bogatych zasobów finansowych. Stać ich na największy luksus i nie zawahają się z niego skorzystać, nawet jeśli w tle wydarzeń pobrzmiewać zacznie wątek kryminalny. Istnieje zaskakująca zbieżność życiowych postaw pomiędzy tymi hotelowymi gośćmi a mieszkańcami wielkiego, zabytkowego domu z netflixowego Obserwatora. Domu, który zresztą od samego początku pozostaje kością niezgody – wścibscy sąsiedzi nie mogą się bowiem pogodzić z tym, że w tak okazałym domostwie od teraz mieszkać będą, wedle nich, zepsuci i niegodni lokatorzy. Czym sobie zawinili? Najwyraźniej zbyt wysokim stanem konta.

Można do tego worka wrzucić jeszcze Sukcesję, bo przecież rodzinka Royów, której się tak bacznie przyglądamy, niemal śpi na pieniądzach za sprawą zarządzania medialnym koncernem. Jakie są zatem konsekwencje posiadania wielkiej władzy i wielkich pieniędzy? Nie mylicie się – im więcej Royowie mają, tym bardziej zatracają się w ciemności. Yellowstone – temu serialowi też należy się wzmianka, bo przecież Kevin Costner nie tylko walczy tu o honor, ale także o podtrzymanie idei własności prywatnej. Pytanie tylko, czy ma do swego ogromnego rancza – źródła dobrobytu całej rodziny – faktyczne prawo. Ale nie odchodźmy tak daleko, do połaci stanu Montana, które do podziwiania nie są nawet dostępne legalnie w Polsce (wciąż). Wystarczy zerknąć na główną kategorię tegorocznych Oscarów, by wiedzieć, że kwestia bogactwa mocno leży na sercu członkom Akademii. Wśród nominowanych m.in. zwycięzca z Cannes – W trójkącie, który za sprawą akcji osadzonej na luksusowym jachcie wygląda dokładnie jak kwintesencja wszystkiego, o czym tu wspomniałem.

Ta nagonka trwa już jakiś czas. Negatywny sygnał wysłała wygrana Nomadland w Oscarach kilka lat temu. Film fascynujący, na swój przedziwny sposób. W odróżnieniu od innych wymienionych tu tytułów film Chloé Zhao nie opowiada o tych, co mają wszystko, a o tych, co nie mają nic albo mają bardzo mało. Wystarczy camper i wszystko, co się do niego mieści – ot cały świat bohaterki. Ta minimalistyczna do granic i przy tym piekielnie nudna historia stanowi dla mnie nic innego jak afirmację biedoty z wyjątkowo demotywującym przesłaniem, w którym nieważne jak bardzo jest ci źle, jak bardzo system zrobił cię na szaro, ważne, że… masz gdzie spać.

Być może jednak nie ma w tym złośliwości, a jest za to troska. O nas, o higienę naszego umysłu. Ile to się mówi dziś o tym, że posiadać nie warto, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia, a tego związanego z bogaceniem nigdy nie będziemy w stanie zaspokoić. Na ratunek idzie nam zatem płynąca ze wschodu filozofia minimalizmu, oparta na świadomym wyzbywaniu się chęci posiadania. O ile jest człowiekowi lżej na duszy, gdy powie sobie „nie chcę”, „nie potrzebuję”. Wiem, próbowałem. Być może właśnie dlatego filmowi bogacze szczerzą do nas kły z ekranu. Chcą nas ostrzec przed konsumpcyjnym światem, którego są częścią. Zawsze jednak zadaję sobie pytanie, czy tej samej filozofii są orędownikami twórcy, producenci i inni, zgarniający MILIONY dolarów za tworzenie tych wszystkich, pełnych fałszywej pokory, filmowych iluzji rzeczywistości.

Jednych od przybytku głowa boli, inni są na to odporni. Jednym się wylewa, innych po prostu stać. Ja to bym jednak wolał, byśmy sami wybierali, czego chcemy i w jakich ilościach. Łącznie z filmami. Jeszcze chwila i w ten negatywny wizerunek bogactwa uwierzymy. A wówczas telewizor w domu z czterema abonamentami VOD okaże się zbędny, bilet do kina tym bardziej uznamy za luksus nikomu do szczęścia niepotrzebny. Bo po co, bo na co? By oglądać filmy, które z nas drwią?

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA