O nowej adaptacji LALKI plakat prawdę ci powie
Jak na razie dwie wersje plakatu reklamują przyszłą adaptację Lalki Bolesława Prusa, która jest dla polskiej literatury i filmu pozycją kultową. Nie będzie to raczej ekranizacja, gdyż materiału książkowego jest zbyt dużo na film pełnometrażowy, ale to nie szkodzi. Wojciech Has w 1968 sobie mimo wszystko poradził. Ekranizacja wyszła świetnie również Ryszardowi Berowi w 1977, ale to również zasługa genialnego scenarzysty, którym był Aleksander Ścibor-Rylski, autor m.in. Człowieka z marmuru. W 2025 zaczynają się zdjęcia pod kierownictwem Macieja Kawalskiego. Za kamerą stanie Piotr Sobociński Jr. Produkcją zajmie się Radosław Drabik, ten od Planety singli. Patrzę na te nowe wersje plakatu i przypomniałem sobie, jak wyglądał stary, przejrzałem filmografię najnowszych twórców, jak i tych starych oraz w którym momencie swojej kariery zabierali się za Lalkę i tak się zastanawiam, czy mam już wystarczająco dużo przesłanek, żeby się niepokoić, podobnie jak w przypadku Akademii pana Kleksa Macieja Kawulskiego?
Obawiam się, że tak, i jeśli nie stanie się jakiś cud, np. nie znajdzie się genialny scenarzysta, specjalizujący się w adaptowaniu klasycznej literatury, film skończy podobnie jak Akademia pana Kleksa, stając się pretensjonalnym teledyskiem. I to jest pierwsza niepokojąca przesłanka – czemu nic się nie mówi o scenarzyście. Znany jest reżyser, producent, a nawet kierownik zdjęć, ale nie pisarz. Bo jeśli np. autorem scenariusza zamierza być ośmielony Niebezpiecznymi dżentelmenami Maciej Kawalski, nie wróżę Lalce żadnej kultowości. Niebezpieczni dżentelmeni byli niezłą realizacyjnie produkcją, ale pozbawioną i głębi, i ambicji. Lalka Bolesława Prusa nie zasługuje na tak wagonowe podejście. Nie ma być kolejnym produktem do zarobienia na wypakowanych reklamami planach zdjęciowych, ale ma stać się filmem dla polskiego kina legendarnym. To kosmicznie wysoko zawieszona poprzeczka przez Wojciecha Hasa i Ryszarda Bera. Zamachnąć się na ich filmy i kult, który je otacza, może tylko bardzo pewny swojego talentu i posiadający na to dowody twórca albo kompletny idiota i dyletant. Coś więc mi tu nie pasuje, że tak się pomija w oficjalnych informacjach autorkę lub autora scenariusza, jakby to nie było ważne, jakby to produkcja miała największe znaczenie, bo daje pieniądze. Ale producent, nie obrażając jego motywacji i zawodowej sprawności, zrobił tylko kilka komedii romantycznych, w tym Planetę singli, a jej chyba nikt przy zdrowych zmysłach i minimalnej wiedzy filmowej nie będzie porównywał z Lalką? Maciej Kawalski za to może pochwalić się jedyną produkcją pełnometrażową, którą są Niebezpieczni dżentelmeni, i kilkoma krótkimi metrażami oraz serialami. W porównaniu z tą ekipą Wojciech Has i Ryszard Ber, kręcąc lalkę, byli już tytanami reżyserii i scenopisarstwa lub jego doboru. A teraz to, co mnie najbardziej dręczy. Konia z rzędem temu, kto mi odpowie, dlaczego taki np. Filip Bajon nie pomyślał sobie, że mógłby podjąć to wyzwanie z adaptacją Lalki? Albo ktokolwiek w Polsce doświadczony w historycznych adaptacjach. Być może dlatego, że ich doświadczenie podpowiedziało im, że lepiej takiej legendy nie dotykać, jeśli nie mają pewności, czy podołają projektowi.
Ocena swoich sił i realistyczne podejście do możliwości są cechami ludzi doświadczonych i mądrych. Rzucić w medialny eter informację, że ktoś coś nakręci, to jeszcze nic nie znaczy. Do nowej Lalki przecież nie rozpoczęły się jeszcze nawet zdjęcia. Ich początek zaplanowano na 2025 rok. W tej chwili podobno trwa kompletowanie obsady, która, również prawdopodobnie, ma składać się z polskich gwiazd kina. Nie może być inaczej. Generalnie Lalka musi być wielkim filmem, ze znakomitą scenografią, profesjonalnym prowadzeniem reżyserskim, znakomitymi zdjęciami oraz kultową muzyką. Czy znajdzie się wśród dzisiejszych twórców kompozytor zdolny do stworzenia tak charakterystycznej i ponadczasowej muzyki, jak niegdyś zrobili to Andrzej Kurylewicz i Wojciech Kilar? Właściwie pewny jest tylko Piotr Sobociński Jr., który w tym towarzystwie z Planety singli ze względu na swoje poważne doświadczenie filmowe wygląda niczym kaczka mandarynka wśród wróbli. Nie chcę w tych wszystkich rozważaniach wypaść jak jakiś męczący stary piernik, który nie wierzy w siłę współczesnych twórców polskiego kina, ale niestety, patrząc na cały XXI wiek, te naprawdę warte miejsca w historii kina doświadczenia adaptacyjne mamy niewielkie. Dlaczego więc w przypadku Lalki miałoby być inaczej? Zwłaszcza że są ku temu przesłanki w postaci nazwisk nowej ekipy, ich doświadczenia, opisanych wątpliwości dotyczących scenariusza i wreszcie rzeczonego w tytule plakatu. No chyba że będzie to jakaś ultranowoczesna trawestacja prozy Bolesława Prusa, z eksperymentalną ścieżką muzyczną, scenariuszem oraz niespotykaną promocją. Sęk w tym, że takie informacje zwykle wcześniej się wypuszcza do mediów, a poza tym nie widać tej domniemanej eksperymentalności po doświadczeniach filmowych producenta i reżysera i – co najważniejsze – nie widać jej również po plakatach, które w tym przypadku mówią bardzo wiele, a na dodatek stawiają szereg budzących wątpliwości pytań.
Zacznijmy od tego, że plakaty ociekają klasyką, żeby nie powiedzieć – projektową sztampą. Przez ponad 20 lat ślęczenia nad InDesignem, Photoshopem i Illustratorem podobnych projektów z warstwową multiplikacją tytułu w stosunku do zdjęcia i wkomponowaniem go w jeden główny motyw postaci, umieszczonej symetrycznie w kadrze, widziałem przynajmniej dziesiątki. Godzina pracy wystarczy, żeby taki plakat zrobić. W porównaniu z awangardowym projektem Jerzego Skarżyńskiego do wersji Wojciecha Hasa z 1968 roku wygląda to słabo i bardzo odtwórczo. Na pewno nie jest to więc próba zamachnięcia się na legendę za pomocą środków graficznych, które mają współtworzyć konkurencyjny pod względem kultowości film zdolny zainteresować nowe pokolenia widzów prozą Bolesława Prusa. Powstanie raczej kolejna współczesna adaptacja, która trochę pożeruje na widzowskim sentymencie, może coś zarobi, będzie przy okazji niezłą reklamą, a potem zniknie. W tym więc sensie te dwa plakaty mówią bardzo wiele o przyszłej Lalce. Tak więc już po plakatach można spodziewać się, że w filmie raczej nie będzie mowy o eksperymentach z formą estetyczną. Kolejne pytania dotyczą obsady. Nie mam wątpliwości, że na dwóch opublikowanych do tej pory wersjach plakatów znajdują się Stanisław Wokulski i Izabela Łęcka. Problem jednak w tym, skąd się tam wzięli? Podobno obsada jest wciąż kompletowana, co oznacza, że trwają wstępne rozmowy, może coś w rodzaju przesłuchań itp. Czy więc mimo tego, że wciąż castingi trwają, to główne role już zostały rozdane, a na potrzeby promocji zrobiono nawet sesję zdjęciową z Izabelą Łęcką i Stanisławem Wokulskim, którą wykorzystano do zaprojektowania plakatów? A może to zdjęcia kupione na stocku lub kilka zdjęć złożonych w całość? Mam nadzieję, że chociaż w wersji editorialowej lub/i na wyłączność. A może użyto jakiegoś modelu AI do ich wyrenderowania? Byłoby to w sumie najszybszym i na tym etapie produkcji najkorzystniejszym finansowo rozwiązaniem, chociaż kompletnie pozbawionym artyzmu. Przyznam się, że nie wierzę w specjalną sesję zdjęciową z udziałem aktorów. Zdjęcia mają się przecież rozpocząć w przyszłym roku. Nie znamy nawet daty premiery. Wiemy bardzo niewiele.
Nie jestem z tych, którzy są przeciwni adaptacjom, remake’om, a za kurczowym trzymaniem się wzorców literackich itp. Kibicowałem i wciąż to robię najnowszemu Znachorowi, żeby dostał szansę na osiągnięcie z biegiem lat statusu filmu kultowego, bo to naprawdę dobra adaptacja. W przypadku Lalki moje wątpliwości wynikają tylko z analizy dostępnych informacji, logicznych zasad myślenia i znajomości polskiego kina. Naprawdę chciałbym, żeby było inaczej, a nowa adaptacja Lalki miała w sobie tę magię powieści Prusa, sprawnie złączoną z przygodowo-dramatyczną i społecznie krytyczną analizą rzeczywistości 2. połowy XIX wieku Warszawy, Paryża i Zasławia. Chyba nie oczekuję zbyt wiele?