search
REKLAMA
Felietony

Jestem ZŁY. DISNEY nie pozwala moim dzieciom oglądać niektórych FILMÓW

Takie filmy jak „Zakochany kundel”, „Dumbo” czy „Piotruś Pan” nie są dostępne z poziomu profilu dziecięcego. Dlaczego?

Jakub Piwoński

21 marca 2023

REKLAMA

Lubię oglądać z dziećmi stare filmy animowane Disneya. Pisałem o tym przy okazji dzielenia się wrażeniami z seansu Króla Lwa. Natomiast coraz bardziej irytuje mnie postawa Disneya, który chce być na siłę grzeczny i nie daje pełnego dostępu do swojej zawartości. W czym rzecz?

Nie dla psa kiełbasa, pomyśli co niektóry rodzic w momencie przeglądania oferty platformy Disney+. Jeśli skorzystamy z możliwości stworzenia profilu dla dziecka, szybko zauważymy, że zawartość filmów animowanych na tym profilu w sposób znaczący różni się od zawartości profilu dla dorosłych. Dzieci pozbawiono możliwości obejrzenia niektórych filmów. W przeznaczonej dla nich ofercie brakuje takich tytułów jak: Zakochany kundel, Księga dżungli, Dumbo, Piotruś Pan. Także starej wersji kultowych Kaczych opowieści i kilku innych tytułów. Powód? Utrwalanie szkodliwych społecznie stereotypów, jakkolwiek dziwnie i tajemniczo to brzmi.

Nie powinienem być tym zaskoczony. Wszak informacja o tym, że Disney robi selekcję, wypłynęła już jakiś czas temu (więcej możecie przeczytać TUTAJ), więc pewnie niektórzy uznają ten komentarz jako próbę ponownego mielenia tematu. Tak się jednak składa, że dopiero teraz, jako rodzic do tego dotarłem i dopiero teraz zaczęło mnie to poważnie irytować. Sytuacja najwyraźniej jest też rozwojowa, bo pierwotnie przy niektórych filmach były tylko ostrzeżenia, ale filmy pozostały w ofercie dla dzieci. Ten zabieg najwyraźniej okazał się niewystarczający. Filmy są już dostępne tylko na „dorosłym” profilu, oczywiście, wciąż będąc opatrzone ostrzeżeniem (co wydaje mi się nadmiernie asekuracyjnym zabiegiem).

Mamy tu do czynienia z sytuacją uginania się giganta medialnego pod presją poprawności politycznej. Nie chcieli robić sobie brudu i tłumaczyć się co niektórym nadgorliwym rodzicom, czy może bardziej dziennikarzom, widzącym zły przekaz w tych filmach. Stąd pewnie wyjście naprzeciw ryzykownej sytuacji i usunięcie wątpliwych treści. Mam jednak wrażenie, że w ten symboliczny sposób Disney zabija własną tożsamość i wkracza w pustkę. Walcząc ze stereotypem, sam tworzy nowy – kina, jako miejsca korygującego świat. Nie jestem do końca pewien, czy z punktu widzenia edukacyjnego, zabraniania lub utrudnianie dostępu do niektórych treści, jest czymś dobrym. Czym innym jest zabezpieczenie dostępu do pornografii, brutalnego kina grozy i innych rzeczy, po których obejrzeniu małemu dziecku mogłoby się w głowie poprzewracać. Ale kruki w Dumbo? Poważnie?

Usunięcie niektórych sztandarowych pozycji sprzed oczu dzieci wygląda jak samocenzura (nie mylić z samozaoraniem), jak zadawanie kłamu swojemu dorobkowi. Ba, powiem więcej, wygląda to nawet tak, jakby chciało się pod dywan zakopać te wszystkie niesprawiedliwe, krzywdzące, niejednoznaczne, zwyczajnie trudne kwestie kulturowo-historyczne, wpływające na budowanie stereotypów. Komunikat jest więc prosty – nie potrafimy się z tym mierzyć, nie potrafimy o tym rozmawiać, nie potrafimy leczyć, dlatego lepiej jest wyciąć wadliwy organ, niż pozwolić, by gangrena się rozprzestrzeniła na umysły. Co, jeśli – pozostając w nomenklaturze medycznej – sytuacja była daleka od tych bezpośrednio zagrażających życiu pacjenta?

Twórca piszący scenariusz dajmy na to w latach 50. XX wieku, nie myślał o publice za 50 lat. Myślał o publice z perspektywy swojego dnia dzisiejszego. I to do tej publiki starał się trafić. Postrzegał on wówczas świat w kategoriach czarno-białych, nie dlatego, że się mylił, ale dlatego, że najwyraźniej, mylili się wszyscy. Dziś jednak ten sam twórca jest za to karany i stawiany w kącie. Czy jesteśmy wobec niego fair? Idźmy dalej. Dziecko nie ma (bezpośredniej) możliwości do obejrzenia filmu z lat 50., bo uskutecznia on myśli niemające przełożenia lub trudno przystające do obecnych czasów. Po pierwsze, wiemy doskonale, jak działa zasada zakazanego owocu. To raz, a dwa, zastanawia mnie jednak, jaką rolę w tym wszystkim ma odgrywać rodzic. Czy to nie on powinien być filtrem trudnych treści, dostarczanych dla dziecka?

Chciałem pokazać dzieciom Zakochanego kundla, będąc na profilu dziecięcym Disney+. Nie pozwolono mi, musiałem wejść na profil dla dorosłych i tam odpalić interesujący mnie tytuł. Powiecie – „i co, zmęczyłeś się tymi dwoma kliknięciami?”. Odpowiem – nie w tym rzecz. Moje dzieci ostatecznie widziały Zakochanego kundla, widziały też i bardzo lubią Księgę dżungli. To są przecież piękne historie, z przyjaźnią, miłością, szacunkiem, honorem – wartościami pobrzmiewającymi w tle. Ale ja, puszczając je im, w pierwszej chwili poczułem, jakbym robił coś nieprawego. Bardziej nieodpowiedzialny byłbym wtedy, gdybym NIE SZUKAŁ sposobu na udostępnienie ich dzieciom.

Nie mam najmniejszych problemów z rozmową z dziećmi i tłumaczeniem im złożoności tego świata. Jeśli murzynek Bambo nie mieszka tylko w Afryce, wystarczy to dziecku powiedzieć tuż po przeczytaniu słynnego wiersza Tuwima, nie trzeba udawać, że taki wiersz nie powstał lub ostentacyjnie wyrzucać go na śmietnik historii.

Disney więc chciał dobrze, bo próbował rodzicom pewne rzeczy ułatwić, ale jednocześnie zrobił z rodziców bezrefleksyjnych osłów. Poprzez takie działania umieszcza nasze dzieci w bańce poprawnych, czystych informacji, zgodnych z dzisiejszymi uwarunkowaniami, pozbawiając dostępu do tego, co stanowi smak życia – prawa wyboru. Jestem przeciwny idei świata sterylnego, jednotorowego. Wydaje mi się, że dzisiejszy piewcy poprawności politycznej też takiego świata są przeciwnikami. Jeśli jednak ma to polegać na narzucaniu twórcom wytycznych i ograniczeń, przypomina to stawianie na rzece tamy – zabijamy wówczas żywioł. Jeśli mają te ograniczenia spotkać także te wypowiedzi artystyczne sprzed lat, które miały na celu wpisywać się w konkretny kontekst kulturowy, jesteśmy sprawiedliwi wobec dzisiejszych widzów, ale nie jesteśmy sprawiedliwi wobec artysty.

Sztuka popularna jest przerysowaną formą rzeczywistości. Już to sprawia, że nie należy jej odbierać w sposób zero-jedynkowy. Ale jeśli faktycznie ma oddawać różnorodność, dawajmy twórcom sposobność do zaistnienia pełnego spektrum wypowiedzi. Rolą rodzica z kolei jest nauczenie dziecka odnajdywania się w tym i pobudzanie krytycznego myślenia.

Ale to moje zdanie. Ciekawi mnie, czy Wam, rodzicom, również podoba się ograniczony dostęp do niektórych treści na platformie Disney+. Dajcie znać w komentarzu.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA