NAJLEPSZE animacje 2024
Nie było ich aż tak wiele. 2024 rok niestety nie był w żadnym wypadku rokiem legendarnym dla animacji, przynajmniej zachodniej. Dla polskiej zupełnie inaczej, gdyż pojawił się Smok Diplodok, a to dla nas wielki krok na drodze rozwoju pełnometrażowych filmów animowanych. Poniżej znajdziecie najlepsze, wśród których jest ta właśnie – polska. Mało tego, na tle całej reszty, wydaje się ona jedną z lepszych, a to już genialne osiągnięcie. Nie jest przede wszystkim szablonowa, podczas gdy cała reszta jednak swobodnie korzysta z wypróbowanych schematów gatunkowych. Robi to oczywiście po mistrzowsku, ale to zawsze odtwórczość, a nie wytyczanie nowych szlaków.
„Smok Diplodok”, reż. Wojtek Wawszczyk
Czuję się zaskoczony i poruszony seansem. Mam również takie poczucie, że nie ma znaczenia, czy pochwalę scenariusz, muzykę w stylu elektro, animację, osobowość Hokusa Pokusa, zdjęcia części aktorskiej Piotra Sobocińskiego Jr., dubbing Mikołaja Wachowskiego, Borysa Szyca, Małgorzaty Kożuchowskiej i Arkadiusza Jakubika, pomysł na rozwiązanie Bieli, żarłocznego mola, zagubioną w komiksie mysz, montaż części aktorskiej z animowaną, i tak jeszcze mógłbym długo wymieniać. Tadeusz Baranowski może być dumny z siebie, że narysował tak wspaniałe komiksy, a Wojciech Wawszczyk, że dostał szansę na wyreżyserowanie tej animacji na ich podstawie.
„Dziki robot”, reż. Chris Sanders
Z początku sądziłem, przynajmniej po zapoznaniu się z zajawką, że będzie to kolejna ckliwa opowieść o robocie, który za wszelką cenę chce symulować ludzkie emocje. Nic bardziej mylnego. Dziki robot jest mądrą przypowieścią, uczącą szacunku do otoczenia, a robotyczna forma głównej postaci to tylko wymyk, żeby widzowi ułatwić wejście w ten świat bardziej skomplikowanej psychologicznie narracji. Wyszło znakomicie, a estetycznie – jeszcze lepiej.
„W głowie się nie mieści 2”, reż. Kelsey Mann
Przyznam, że nie sądziłem, iż wprowadzenie nowych emocji da tej historii tak wiele. Dla pokolenia współczesnych dzieci, które czasem nie radzą sobie z falą zaburzeń lękowych i depresyjnych, ale i nowymi odczuciami płynącymi ze swoich zmieniających się ciał, to sprytne rozwiązanie. Film jest zabawny, empatyczny i dość przebiegły w opowiadaniu o nastoletnich uczuciach nieśmiałości, zazdrości, niskiej samooceny i zderzenia oczekiwań z rzeczywistością. Polecam więc każdemu rodzicowi jako niezłą szkołę na temat mówienia o emocjach.
„Flow”, reż. Gints Zilbalodis
A więc nastąpił taki koniec świata, że przetrwały go tylko zwierzęta domowe. Głównym bohaterem jest czarny kot, który walczy o to, żeby się nie utopić. Ostatecznie znajduje schronienie u psa w łodzi dowodzonej przez… kapibarę. Gdy dryfują przez bezkres postapokaliptycznego świata, zaprzyjaźniają się jeszcze z kimś ciekawym, i oczywiście w zwierzęcej formie. Film Zilbalodisa jest całkowicie pozbawiony dialogów, co zrobiło przestrzeń dla ekspresyjnych rysunków. Niebezpieczeństwo jest wszędzie w upadłym świecie, a czasami także na łodzi. Widz nawet bez słów czuje to napięcie, nie mogąc oderwać się od ekranu, a przecież nie ma na nim ludzi.
„Ocalić Bikini Dolne: Sandy w akcji”, reż. Liza Johnson
Tytuł z pewnością okaże się ważny dla każdego miłośnika SpongeBoba oraz pana Kraba. Zachowano klimat opowieści jeszcze z dawnych lat, gdy bajka była zwykłą kreskówką. Teraz stała się animacją 3D, więc dla niektórych starszych widzów utraciła duszę. Na szczęście nie dla wszystkich. Tym razem SpongeBob musi udać się do dzikiego Teksasu, żeby uratować swoje miasto. Będzie to osobliwa podróż, okraszona specyficznym dla całej serii żartem. On również do wszystkich nie przemawia.
„Orion i ciemność”, reż. Sean Charmatz
Jak opanować lęk – o tym jest ta opowieść. Wielu z nas nie jest w stanie opanować lęków z dzieciństwa, mimo że ma już blisko pół wieku na liczniku. Trudno więc dziwić się Orionowi. Dorośli katalizują w nim lęki. Przez nich boi się promieniowania, telefonów, pszczół, a przede wszystkim – realnego życia. Nawiedza więc go Ciemność, żeby zrozumiał różnicę między lękiem wyobrażonym a tym, co faktycznie może go skrzywdzić. Żeby przestać się bać, trzeba zaakceptować to, co jest nieodgadnione.
„Transformers: Początek”, reż. Josh Cooley
Dziwne to, naprawdę dziwne. O ile sama aktorska franczyza właściwie zjadła już swój ogon, to nagle pojawił się film animowany, który wraca do początków sagi, żeby przywrócić historii dawny blask. I robi to w niesamowity sposób. Może jest tak właśnie dzięki animacji? Jej umowność kamufluje niedoskonałości i naiwności, które w wersjach aktorskich było zbytnio widać? Jednym zdaniem animacja godna polecenia.