ZNANI REŻYSERZY, którzy mają na koncie tylko JEDEN UDANY FILM
Najprawdopodobniej w każdej z dziedzin kultury rozrywkowej występuje zjawisko o nazwie one-hit wonder (artysta jednego przeboju). Rzecz to symptomatyczna szczególnie dla muzyki. Dla przykładu raczej nikt prócz zagorzałych fanów zespołu Fools Garden nie byłby przecież w stanie wymienić innego tytułu ich piosenki poza słynnym hitem Lemon Tree. W świecie filmu jest podobnie.
Podobnewpisy
Sława reżysera filmowego różni się jednak od tej, którą zyskują artyści jednego przeboju muzycznego. Prestiż twórcy kina powinien być bowiem potwierdzany, inaczej przypięta zostanie mu łatka fuksiarza. Wobec powyższego reżyserzy świetnie przyjętego filmu kręcą kolejne obrazy, których celem jest utrzymanie ich notowań. Niestety nie każdemu z autorów się to udaje i co gorsza, istnieją tacy, którzy płyną na fali jednorazowego sukcesu, przedstawiając serię gniotów, a mimo wszystko podtrzymują swój status słynnych twórców. Odpowiedzialność za taki stan rzeczy ponosi głównie publiczność, która karmi pychę reżyserów one-hit wonder zyskami ze sprzedaży biletów na te szmiry. Powodem takiego stanu rzeczy wydaje się niesłabnąca wiara odbiorców w twórców oraz nośne tematy, które często wykorzystują, aby powrócić w chwale.
Ostrzeżenie! Niniejsze zestawienie obejmuje reżyserów o nazwiskach powszechnie znanych, dlatego też nie uwzględniłem w nim takich twórców jak np. Richard Kelly (Donnie Darko) czy Adam Shankman (Lakier do włosów). Sława tych autorów jest bowiem w moim przekonaniu mniejsza niż tych poniżej przedstawionych.
Patryk Vega
Analizując filmografię Patryka Vegi nasuwa się pytanie: jak to możliwe, że to właśnie on nakręcił tak rewelacyjny kryminał jak PitBull? Przecież nawet Pasikowskiemu w Psach nie udało się stworzyć tak brudnego i do bólu prawdziwego wizerunku policji. W PitBullu ilustracji polskiej policji z końca XX wieku służyły wieloletnie prace badawcze Vegi. To dzięki nim otrzymaliśmy świetne dialogi, pełnokrwiste postaci i charakterystyczny mroczny klimat filmu. Dodatkowo, tania sensacja ustępuje tu miejsca realnym problemom gliniarzy, o których człowieczeństwie nie zapomniał reżyser. W 2005 roku wydawało się, że polska kinematografia zyskała twórcę wyjątkowo spostrzegawczego, drobiazgowego i zdolnego. PitBull nie był jednak pozbawiony wad i błędów, które Vega, zamiast w swoich kolejnych filmach naprawiać, pielęgnuje i powtarza. Niechlujny montaż, zbyt wulgarny i drętwy język dialogów, kiepskie zdjęcia i populistyczne tony to dziś znak rozpoznawczy reżysera Służb specjalnych (2014). Okazało się, że debiut fabularny Vegi był więc czymś w rodzaju szczęścia początkującego. Co ciekawe, mimo nieumiejętności choćby zbliżenia się do wysokiego poziomu debiutu twórca Botoksu (2017) cieszy się w kraju ogromną popularnością, co tylko utwierdza Vegę w przekonaniu o swej zajebistości.
Lana i Lilly Wachowski
Najpierw byli braćmi, później rodzeństwem mieszanym, teraz są siostrami. Abstrahując jednak od kwestii tożsamości płciowej, nazwisko Wachowski kojarzone będzie już zawsze z Matrixem (1999). Słynna mieszanka akcji, motywów filozoficzno-religijnych oraz science fiction stała się jednym z najważniejszych filmów XX wieku. Kolejne części Matrixa, czyli Reaktywacja i Rewolucje, mimo dobrego przyjęcia okazały się po prostu wtórne wobec hitu z 1999 roku. Podobnie działo się też w późniejszych filmach sióstr. Z obrazu na obraz powtarzanie charakterystycznego stylu Wachowskich zbliża je w stronę niezamierzonej autoparodii. Lana i Lilly dają się dodatkowo uwieść możliwościom, jakie dostarczają animacje komputerowe, a wykorzystywanie ich w nadmiarze powoduje, że odwracają uwagę od historii, które siostry opowiadają. Rezultatem tych wszystkich błędów są przekombinowany Atlas chmur (2012) oraz nieudolny kosmiczny Matrix, czyli Jupiter: Intronizacja (2015).