Zjazd KMF 2012
Letni Zjazd KMF 2012, 9-12 sierpnia.
Na miejsce zjazdu wybraliśmy Gościniec Wiecha (nie „U Wiecha” jak próbował nam wmawiać Jakuz) ulokowany w miejscowości Kawęczyn między Grójcem a Tarczynem. W tym miejscu podziękowania dla Pati, która po raz któryś z kolei wyszukała świetne miejsce na zjazd KMF, tym razem chyba naprawdę najlepsze, co stwierdziła większość uczestników. Najszczęśliwszy z powodu wyboru miejsca był Kelley, który skomentował to mnie więcej tak: „Nie ma to jak urlop pod Grójcem”. Kelley narzekał, że na zjazdy lubi jeździć daleko, a nie 30 kilometrów od Warszawy. Powiedzieliśmy mu więc, że jak chciał mieć daleko, mógł pojechać przez Kraków. Gościniec Wiecha okazał się strzałem w dziesiątkę! W ciągu dnia personel obecny był tylko w chwilach wydawania nam posiłków (bardzo smacznych), natomiast w nocy cały wielki budynek zostawał tylko dla nas niczym hotel Overlook (tylko bez duchów), mieliśmy go tylko nad ranem zakluczyć. Nie mieliśmy nad sobą żadnego nadzoru, nikt nas nie pilnował, nie uciszał, i o dziwo, NIC SIĘ NIE STAŁO. Pierwszy raz w naszej 13-letniej historii niczego nie połamaliśmy, nic nie pękło, ani nie stanęło w płomieniach (ogniska nie liczę), nikt z szefostwa nie przychodził do mnie rano ze skargą, że ktoś z naszej grupy wtargnął o 2 w nocy do pokoju właścicieli, złamał dębowy stół, albo splamił sokiem dywan z Cepelii… Być może nasz spokój i opanowanie wynikały z tego, że Jakuzzi i Alieen bez Jimiego i Bucho nie byli już tacy żywiołowi i siedzieli na tyłkach zabawiając nas dowcipem, zamiast skakać i podskakiwać, niszcząc publiczne mienie.
Warto odnotować, że w zjeździe miało wziąć udział 21 osób, a docelowo wzięło udział 20 i pół osoby, gdyż przyjechała tylko połowa Ciuńka. Nasz klubowy kolega zrzucił w ciągu kilku miesięcy ponad 30 kilogramów. Do tej pory myślałem, że utrata tak dużej wagi możliwa jest tylko przez obcięcie nóg. Efektem ubocznym terapii odchudzającej Ciuńka był syndrom dżemu – nasz klubowy kolega podczas śniadań zjadał ich bodajże siedem.
Gościniec Wiecha to pensjonat agroturystyczny, otoczony z każdej strony hektarami pól, pastwisk, zieleni i przyrody. Z okien widzieliśmy zabytkowe wiatraki, a przy jednym z nich zrobiliśmy grupową fotkę, chyba jedną z najfajniejszych w historii klubu. Alieenowi stanowczo zabroniliśmy wcielenia w życie jego pomysłu, by wiatrak któregoś wieczoru stanął w płomieniach. Może i byłoby to widowiskowe, ale i zapewne kosztowne, i, po raz pierwszy w historii KMF dosłownie spalilibyśmy sobie miejscówkę… Zwiedzając rozległy teren pensjonatu co krok natrafialiśmy na zagrody z królikami, danielami, kozami, kurami, końmi, kucykami, osiołkami itd. Kelley nauczył nas jak głaskać konia po „szczapach” i że jak koń kładzie po sobie uszy to znak, że będzie atakował. Oprócz tego, gdybyśmy chcieli, mieliśmy możliwość pojeździć konno albo quadowo, obejrzeć pokazy sztuki rycerskiej lub kowalskiej, nauczyć się wypiekać chleb, a nawet przyrządzać… sushi. W zamian za to my, wspierani kompetencją Ciuńka, mogliśmy nauczyć właścicieli wszystkiego o hodowli świń, ale nie byli zainteresowani. Może następnym razem.
Czwartek
We czwartek się zjeżdżaliśmy i witaliśmy, a DesJudi handlował na straganie pamiątkami – do nabycia był gustowny kufel na piwo (z logosem KMF widocznym po napełnieniu trunkiem + smycz z logo KMF widocznym bez piwa). Odbyła się też degustacja cytrynówki domowej roboty nowego prezesa naczelnego – DesJudiego (szczegóły mojej abdykacji TUTAJ).
Piątek
W piątkowe przedpołudnie odbył się emocjonujący mecz piłki nożnej pomiędzy drużynami CDR (Crash-Desjudi-Romeck) i BMC (Beowulf-Mefisto-Ciuniek). Spotkanie trwało około dwóch godzin, z przerwami na złapanie oddechu, który co chwila gdzieś uciekał. Gracze mieli niewielkie zastrzeżenia co do stanu murawy i niesprzyjającej aury, ale niezależny obserwator z ramienia UEFA nakazał grać w takich warunkach, tym bardziej, że stadion nie został wyposażony w składany dach. W zasadzie poza mobilnymi bramkami, piłką i trawą, w nic innego nie został wyposażony. Mecz obfitował w niekonwencjonalne i efektowne (niekoniecznie efektywne) zagrania, karkołomne wślizgi oraz oczywiście przecudnej urody bramki. I bez wątpienia przyniósł więcej frajdy i radości niż całe Euro 2012. I zakwasów, no bo co tu ukrywać… kolejne lata szybko mijają, a młodsi się jakoś nie robimy. Z kronikarskiego obowiązku należy jeszcze nadmienić, że z nieznaczną przewagą zwycięstwo odniosła drużyna CDR, ale bramek nikt nie liczył, bo i po co.
Nieco później, na innym boisku odbył się unikatowy mecz siatkówki przy użyciu piłki nożnej. Nie ma co opisywać, bo mecz potrwał zaledwie kilka minut, gdyż właściciele pensjonatu kazali zejść z boiska, bo jakaś firma produkująca oleje samochodowe wynajęła ten teren pod imprezę plenerową, która się właśnie rozpoczyna i nie życzą sobie, żeby im grano pod nosem, a nuż piłka komuś wpadnie w zupę.
W piątek wieczorem miejsce miał tradycyjny kwiz z wiedzy o muzyce filmowej, tym razem przygotowany przez Romecka dumnie wspieranego przez jego lepszą połowę, czyli Kasię. Do odgadnięcia było łącznie 130 tematów filmowych i piosenek, podzielonych na trzy etapy. Gracze podzieleni byli na dwie drużyny: „120 Świń Ciuńka” w składzie: Crash, Alieen, Karol, Dejna, Ciuniek, Doberman, Pati, Kasia od Beowulfa i Jakuzzi oraz „Impossible League of Shadows” w składzie: Mefisto, Dux, Kelley, Desjudi, Kaha, Beowulf, Bocian, Ilona i Dr_Bakier. Co rusz padały absurdalne odpowiedzi kwitowane gromkim śmiechem i oklaskami, ale dało się też wyczuć czysto sportowe emocje. Oklaskiwani byli jednak przede wszystkim ci, którzy swą wiedzę muzyczną prezentowali przez natychmiastowe odgadywanie kolejnych motywów oraz ich kompozytorów. Najlepsi nagrodzeni zostali wieczną chwałą, uściskiem dłoni prowadzącego oraz oryginalnymi soundtrackami. Siedmioma wspaniałymi indywidualnie najlepszymi okazali się: Mefisto (78 pkt.), Crash (40 pkt.), Ciuniek (33 pkt.), Dr_Bakier (32 pkt.), Kelley (27 pkt.), Alieen (23 pkt.) i Beowulf (19 pkt.). Drużynowo zwyciężyła „Impossible League of Shadows” wynikiem 184:131.
Kilka ciekawostek quizowych:
Podczas jakiegoś wzruszającego motywu muzycznego padła propozycja, że to z „dramatu o wpadaniu w dołki”, a podczas kilku dynamicznych motywów Alieen szeptał, że to „ze sceny łóżkowej na autorstradzie”, albo „sceny łóżkowej w metrze, Pentagonie… itp.”. Inne propozycje to motyw muzyczny z „pościgu w windzie” albo muzyka z filmu „Jak wytresować smoga”. Największa wtopa była chyba moja – w podstępny sposób poczekano aż opróżnię trzeci kufel KMF, cichcem puszczono motyw z „Młodego Frankensteina” i bezczelnie nie poczekano aż go zgadnę. No dobra, przyznaję, nie miałem pojęcia, że to z tego filmu, ale niby skąd ja mam wiedzieć takie rzeczy? Gdy poleciał motyw z filmu „Spirit: Duch miasta” i Alieen go nie zgadł, został skrytykowany, gdyż podpowiedź (spiryt znaczy) miał tuż przed sobą na stole. Alieen nadrabiał stracone punkty znakomicie przygotowanymi na quiz ściągami. Gdy podpowiedź Romecka brzmiała na przykład: „To film wojenny z romansem w tle z lat 70.” Alieen wyjmował komórkę i ogłaszał: „Tak się akurat składa, że mam przy sobie listę filmów wojennych z romansem w tle z lat 70.”. Najśmieszniejszy tekst quizu, mimo wysiłków Alieena, padł jednak z ust Jakuzza: „To chyba z filmu o hokejarzach”.
Po skończonym kwizie rozpoczęła się nieskrępowana zabawa, której elementami były tańce, śpiewy i inne przejawy okazywania zadowolenia z życia plemiennego. Była też degustacja malinówki od Pati. Z racji małej ilości cennego trunku domowej roboty, każdemu przysługiwał jeden próbny kieliszek. Każda próba Kahy podsunięcia kieliszka po raz drugi, kwitowana była przeze mnie słowami: „Nie, nie Obelixie, jak byłeś mały wpadłeś do kociołka z malinówką…”. Co istotne, pomimo nadmiaru decybeli i promili nikomu nie przeszkadzaliśmy, gdyż w pensjonacie byliśmy jedynymi gośćmi, a właściciele, zapewne przeczuwając co będzie, pozostawiali nas samym sobie w godzinach wrażliwych.
Sobota
W sobotę odbył się spacer klubowy po terenie pensjonatu. Wędrowaliśmy wokół zbiorników wodnych, oglądaliśmy zwierzęta, zaglądaliśmy w różne zakamarki, posiedzieliśmy na łonie przyrody, gdzie towarzyszyła nam cisza, szum drzew, spokój… spadł mały deszczyk, zrobiło się spokojnie, sielsko, niemal sennie, można się było wyciszyć i nagle jakiś sukinsyn zaczął pierdzieć pod niebiosa na Quadzie chyba z urwanym tłumikiem, śmigając obok nas 300 km na godzinę, wzbijając przy tym tumany kurzu! Zrobiliśmy zdjęcie grupowe przy wiatraku i wróciliśmy do pensjonatu wytrzepać ubrania z poquadowego pyłu.
Motherfuckin’ Kwiz Cytatowy Ciuńka & Beowulfa
Nastał czas na niespodziewany quiz cytatowy. Niespodziewany, gdyż nikt się go nie spodziewał, łącznie z jego autorami. Przez pierwsze dwa dni zjazdu KMF krążyła plotka, że Ciuniek i Beo spotykają się w pustych pokojach w niewiadomych celach, by przygotowywać coś wybuchowego, ale co bardziej złośliwi zbywali ten fakt głupimi dowcipami, w tym – uwaga, neologizm! – „humorem świniopasowym”. Kiedy dwaj niecni klubowicze ogłosili, że chodziło jednak o quiz cytatowy, ekscytacja reszty była tak ogromna, że szybko o inicjatywie zapomniano. Aż do momentu, kiedy organizatorski duet nie przystąpił do podłączania głośników, ustawiania rzutnika i informowania, że ci, którzy nie przyjdą wziąć udziału w ich quizie, obudzą się w nocy z głową konia pod kołdrą. Albo świni. Sam quiz, składający się w 90% z cytatów anglojęzycznych, przebiegł dosyć szybko, gdyż Ciuniek i Beo wybrali dużo cytatów-kilkusekundowców, czyli słynnych one-linerów bądź dialogów, które już po pierwszym rzucie oka przywoływały wspomnienia danego filmu. A nawet jeśli nie przywoływały, niektórzy klubowicze i tak podnosili po dwóch czy trzech sekundach ręce do góry, ażeby nie stracić szansy zgadnięcia czegoś, co przecież mogli wiedzieć. Brylował w tej praktyce Crash, który tak mocno i tak szybko machał ręką, że KMF zaczął obawiać się, czy aby czasem nie wybije sobie barku (niestety, ten potencjalny humorystyczny leitmotif zjazdu nigdy nie nastąpił…). W większości przypadków klubowicze zgadywali jednak celnie, potwierdzając swoją ogromną wiedzę filmową („To Tytanowy Janusz. Ja myślałem, że on istnieje naprawdę, a to tylko legenda” – wiecie, z czego to?!?).
Najbardziej zaskakująca odpowiedź była autorstwa Duxa. Przeczytawszy cytat:
– Zaraz się okaże, że z nas siedmiu tylko ja jeden jej nie waliłem!
– I co, mam ci za to kupić kwiaty?
…wypaliłem: „To pewnie z nowej Królewny Śnieżki”
Z kolei przy cytacie "Three grown men… outsmarted by a mouse" i po spaleniu własnej odpowiedzi i usłyszeniu poprawnej, Crash tłumaczył się Kelleyowi i innym zebranym, że tak naprawdę "tutaj nie byłem pewien, miałem szansę trafienia fifty-fifty, pięćdziesiąt na pięćdziesiąt". Wykorzystując okazję i mając w pamięci fakt, że do tej pory na ekranie pojawiło się już ponad pół setki cytatów w języku Szekspira Ciuniek stwierdził ze stoickim spokojem: "Crash, wiemy co to znaczy fifty-fifty, nie musiałeś nam tego tłumaczyć".
Kwiz wygrał Dr_Bakier, miażdżąc wszystkich swoją przewagą. Cała tabela prezentowała się tak: Bakier (55 pkt.), Crash (52), Karol (43), Mefisto (39), Dux (35), Deina (34), Jakuzzi (33), Alieen (26), Kelley (17), Bocian (16), Kasia od Beowulfa (12), Pazuzu (4), Ilona Jakuzza (3), Desjudi (0, słownie zero 😉 – nowy redaktor naczelny KMF nic nie zgadł: „Odwróć tabele, Desjudi na czele” <rotfl>
Mafia
Podczas gdy część klubowiczów oddała się sobotniowieczornym pogawędkom przy grillu (relacja zaraz), w gęstej atmosferze intryg i podejrzeń, odbywała się rozgrywka w karcianą odmianę popularnej mafii, umiejscowiona tym razem w postapokaliptycznym uniwersum Neuroshimy. Wiele tajnych paktów zawarto (a potem zerwano poprzez tradycyjne wbicie noża w plecy), wiele świń podłożono (wcale nie z inwentarza Ciuńka), a wiele związków i przyjaźni zawisło na włosku. Momentami emocje sięgały zenitu, ale przecież to tylko gra, więc zaawansowaną nocą dobito rannych, poćwiartowano zwłoki i zakopano niedaleko stajni kawęczyńskiego gospodarstwa.
Grill
Podczas gdy część klubowiczów oddawala się sobotniowieczornemu igraniu w szachmaty, to znaczy w Mafię z użyciem kart, reszta zajęła się przyniesieniem drewna (na zdjęciu poniżej widać najbardziej nieodpowiedni wózek do wożenia drewna, jaki tylko udało nam się znaleźć – wszystko z niego spadało) i rozpaleniem ogniskogrilla, tudzież grillogniska, bo połączyliśmy ognisko z grillowaniem na ruszcie tak wielkim, że gdy położyło się na nim kiełbaskę i obeszło dokoła, to kiełbaska była już nie tylko gotowa, ale już jej nie było, a w jej miejscu leżała czyjaś inna, zresztą też już gotowa. Alieen i Jakuzzi czekali trzy i pół godziny na zgrillowanie swoich kiełbas, bo chcieli by były bliskie absolutu (hmmm, wystarczyło je postawić obok flaszki i gotowe). Jakuzzi wyznał, że ojciec nauczył go piec absolutną kiełbasę, po czym odleciał na Krypton (ojciec, nie Jakuzzi, bo Jakuzzi siedział przecież z nami). Podczas biesiadowania, nie wiadomo czemu, wywiązała się długa dyskusja na temat szkieł kontaktowych, cylindrach i astygmatyzmie. Doszliśmy do niecodziennych wniosków, że cylindry nosi się na głowie, astygmatyzm to stygmaty okulisty, a chore oczy należy nacierać… nietoperzami. Była też rozmowa o filmach pornograficznych. Ktoś stwierdził, że nie było jeszcze tylko porno w kosmosie, na co cichy do tej pory Kelley odezwał się pod nosem: „Było”. Po 10 minutach krępującej ciszy (nawet ognisko na chwilę przygasło) zaczęło się wymienianie ciekawych tytułów filmów dla dorosłych: „Pornoteusz”, „Pornosus” i „Forrest Guma” to tylko trzy z… trzech wymienionych tytułów, bo na tym nasza inwencja się skończyła. Jakuzzi co rusz zarzucał hasłami: „Stal Mielec kuca przy sikaniu” i „Śląsk Wrocław nie czyta książek” (które obecnie robią furorę w mediach i internecie), a Alieen ciągle rymował: „A kto Legii nie szanuje, ten kółkiem na ręku nie pracuje…”.
Gdy Ciuniek odwiedził nas po kiełbasę (bezinteresownie nikt do nas nie zaglądał), i wracał do drugiej grupy grać na powrót w mafię, poprosił nas: „Tylko mnie nie obgadujcie jak tylko się odwrócę” – „To idź tyłem” – dostał na odchodne :). Była też krótka rozmowa o drewnie z ogniska, jego składzie, ilości lat itd., ale Alieen zakasował wszystkich mówiąc: „Tak się akurat składa, że mam przy sobie DNA drewna…”. Po północy zaczęło się opowiadanie strasznych historii. Większość była bardziej żenująca niż straszna, ale Jakuzzi zdrowo przestraszył Kahę rozpościerając przed nią wizję Dobka stojącego w oknie pokoju, gdy Kaha będzie wracała do pokoju sama o 2 w nocy. Kaha tak się przestraszyła tą wizją, że powiedziała do Jakuza: „Jak wrócę do pokoju i Dominik będzie stał, to przychodzisz i go kładziesz”. Padła propozycja, że nasze dialogi zjazdowe powinny być nagrywane i sprzedawane na kasetach magnetofonowych, których nikt, kto nie posiada Kasprzaka, nie odtworzy. Aha, podczas ogniska powstało całkiem nowe słowo – drożdżowiec, skrzyżowanie ciasta które mieliśmy na talerzu, z opowieściami grozy (dreszczowce) – albo było to zwykłe przejęzyczenie ;). Ostatnią rzeczą jaką pamiętam z ogniska był widok Alieena wrzucającego do ognia ogromny kawał drewna i śpiewającego „Niech żyje bal!”
Niedziela
Rano w niedzielę spakowaliśmy się, zrobiliśmy zdjęcia w nowych koszulkach klubowych z nowym logo (podziękowania dla Pati za skołowanie firmy Borson z Warszawy; koszulki zrobili nam w niecały tydzień), porozmawialiśmy chwilę o nieprzydatnych supermocach, jak jednokrotna materializacja w lampę, komunikowanie z owocami czy przyciąganie kul… i rozjechaliśmy się do domów z planem spotkania się w Sylwestra.
Mefisto po zjeździe podesłał mi poniższy GIF. Nie wiem w sumie o co w nim chodzi, nie znam kontekstu ani genezy jego powstania, chyba ma to jakiś związek z serialem „Gra o tron” (czyżby chodziło o to, że Beowulfa nikt nie lubi tak jak Joffreya?), więc zamieszczam go na końcu relacji, jako zupełnie bezsensowną puentę całego zjazdu ;).
Autor relacji: Rafał Donica DUX
Opis mafii, meczu i quizu muzycznego – Przemysław Romanowski ROMECK
Opis quizu cytatowego: Dariusz Kuźma BEOWULF & Maciej Poleszak CIUNIEK
Foto: Patrycja Pernak-Donica PATI
Autor gifa: Jacek Lubiński MEFISTO