search
REKLAMA
Zestawienie

Tak szybko, jak Fabryka Snów dała. NAJSZYBSZE amerykańskie remaki zagranicznych oryginałów

Amerykanie nie tylko przerabiają własne produkcje, ale także z lubością przenoszą na swoje warunki te zagraniczne. Które amerykańskie remaki powstały najszybciej?

Marcin Kończewski

22 lipca 2023

REKLAMA

Hollywood od dawien dawna kocha filmową repetycję. Obecnie jesteśmy w momencie, gdy nastąpiła niesamowita intensyfikacja zjawiska wszelkich powrotów, dlatego nagminnie powstają wszelkie prequele, sequele, rebooty i remaki. Amerykanie nie tylko przerabiają własne produkcje, ale także z lubością przenoszą na swoje warunki te zagraniczne. Fabryka Snów od lat czerpie z kina europejskiego, zwłaszcza francuskiego, a także tego z Dalekiego Wschodu. Niektóre produkcje powstawały jednak naprawdę prędko po premierze oryginału, co nie zawsze kończyło się dla nich dobrze w kwestii jakości. Jest jednak szereg bardzo udanych filmów, o których mało kto wie, że są „przeróbkami”. Które amerykańskie remaki mniej lub bardziej znanych filmów powstały najszybciej?

„Vanilla Sky”

Amerykański hit z Tomem Cruise’em, którego obecnie możemy oglądać w znakomitej formie w kolejnym Mission: Impossible, powstał w 2001 roku. Hiszpański pierwowzór, czyli Otwórz oczy, miał premierę w 1997. Trzeba przyznać, że to naprawdę szybki remake. Przyznam szczerze, że bliższa mi jest wersja amerykańska niż oryginał, może dlatego, że wbrew logice oglądałem ją pierwszą. To jest film, który solidnie namieszał mi w głowie. Dużo nagłych zwrotów akcji, całość osnuta niepokojem, tajemnicą i klimatem rodem z dziwnego, porytego koszmaru. Rewelacyjny duet Cruise & Cruz. Nawet fonetycznie brzmią taką samo! Szok.

„Nietykalni”

Francuski megahit, który pokochały miliony kinomanów na całym globie i który zrobił z Omara Sy’a gwiazdę światowego formatu, miał premierę w 2011. W omawianej perspektywie pojawienie się amerykańskiego remake’u w 2018 nie robi tak dużego wrażenia, gdyby nie fakt, że… była to produkcja kompletnie zbędna, a oryginał wciąż był czymś mocno rozgrzewającym serduszka fanów na świecie. Sytuacji hollywoodzkich Nietykalnych nie zmieniła nawet dobra obsada z Bryanem Cranstonem na czele, który wciąż pławił się w glorii i chwale sukcesów Breaking Bad. Mało komu jednak chciało się oglądać drugi raz tę historię, dlatego nie odniosła ona sukcesu. I ja się kompletnie temu nie dziwię. W tym przypadku okazało się, że 7 lat to okres zbyt krótki na remake tak dużej i znanej produkcji. To nauczka dla Fabryki Snów, że powinna sięgać i popularyzować (albo monetyzować) raczej produkcje, które są bardziej niszowe, jednak mają ogromny potencjał na bycie hitem.

„Bezsenność”

Niewiele osób wie, że jeden z pierwszych (po Memento) dużych projektów Christophera Nolana z 2002 jest remakiem norweskiego filmu Erika Skjoldbjærga z 1997, w którego obsadzie możemy znaleźć… Stellana Skarsgårda. Twórca Incepcji i nadchodzącego wielkimi krokami Oppenheimera dostrzegł w niej wielki potencjał i stworzył swoją wersję niemal w ekspresowym tempie. Insomnia z Alem Pacino i Robinem Williamsem to jest flagowy przykład tego, że z niszowego, niemal nieznanego filmu można zrobić dreszczowiec światowej klasy. Amerykańska Bezsenność nie była aż tak wielkim hitem. Odniosła sukces artystyczny, broni się o wiele bardziej po latach, a jej neurotyczny klimat podsycany surowością Alaski to coś, co trzeba zobaczyć i poczuć. Jakby zupełnie przy okazji Nolanowi udało się poniekąd spopularyzować skandynawskie kryminały, które w pierwszej dekadzie XXI wieku święciły tryumfy.

„Sekret w ich oczach”

Amerykańska produkcja z 2015 ma naprawdę imponującą obsadę z Nicole Kidman, Julią Roberts czy Alfredem Moliną. I to by było na tyle, bo fabularnie, zwłaszcza wobec naprawdę dobrego pierwowzoru z 2009, który zgarnął Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego, się nie umywa. Sekret jej oczu stoi o półkę wyżej od remake’u, co jest kolejnym dowodem na to, że dobrych, uznanych filmów nie ma sensu zbyt szybko (i w ogóle) przetwarzać w Fabryce Snów na hollywoodzką modłę. Dlatego też na górze tego akapitu wstawiłem kadr właśnie z tej produkcji.

„The Ring”

Trzeba przyznać, że japoński fenomen z 1998 roku odbił się szerokim echem po całym świecie i otworzył swoistą modę na japońskie horrory. Amerykańska wersja powstała naprawdę szybko, bo w 2002 roku i jest solidną produkcją. Może nie tak klimatyczną jak oryginał, jednak dała radę i spowodowała niejedną bezsenną noc wśród widzów, którym w koszmarach najpierw pojawiała się Sadako, a później Samara Morgan. O tym, jak silny wpływ na popkulturę miały obydwie produkcje, świadczy to, że jej elementy zostały m.in. sparodiowane w serii Straszny film.

„Zgon na pogrzebie”

Pierwsza wersja z 2007 roku to koprodukcja brytyjsko-niemiecko-amerykańska, której akcja dzieje się w Wielkiej Brytanii. Hollywoodzka wersja powstała w 2010, szybko. Bardzo szybko. Obydwa filmy fabularnie są niemal identyczne, zmienia się w nich jedynie klimat, aktorzy (oprócz Petera Dinklage’a, który pojawia się w obydwu wersjach) i środowisko – oryginał osadzony jest w typowo brytyjskim sosie, remake w rodzinie afroamerykańskiej. Gagi są jednak zbliżone, konflikty, które są trampoliną do komizmu, również. To taki trochę casus wszystkich wersji Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie.

„New York Taxi”

To przykład bardziej w formie ciekawostki, ponieważ 6 lat to może nie jest najszybszy czas na zrobienie remake’u, jednak wersja z 2004 z Queen Latifah i Jimmym Kimmelem, to jest taki koszmarek, że francuska seria Taxi  zapoczątkowana filmem z 1998 to przy tym arcydzieło komedii.

„Siedmiu wspaniałych”

Jeden z najsłynniejszych remake’ów w historii kina. Oryginał Kurosawy, czyli Siedmiu samurajów, powstał w 1954 i zdobył takie uznanie, że o prawa do niego zabiegało wiele wytwórni. Ostatecznie w 1960 roku John Sturges dał światu Siedmiu wspaniałych. Obydwa niezwykle doceniam, jednak to Siedmiu samurajów jest jednym z moich ukochanych i najważniejszych filmów. Obydwie wersje oglądałem… dziesiątki razy, a twórcze paralele między nimi to nieustanny obiekt moich zachwytów. Obydwa filmy łączy jedno – kilku specjalistów w walce na życiowym zakręcie postanawia pomóc niewinnym i bezbronnym ludziom w walce z oprychami. Ze schematu opowiadania historii, tworzenia drużyny, przeciwstawiania się silniejszym oprychom czerpie się do dziś. Nawet Avengers brali go jak swój i przekładali na superbohaterskie budowanie Mścicieli. Obydwa filmy mają niesamowicie zarysowane charaktery – każdy z bohaterów jest pełnokrwistym, unikatowym członkiem wyjątkowej drużyny. To jest ogromna siła, pewien wyznacznik. Do tego dochodzi unikatowy klimat, w jednym Dalekiego Wschodu i kultury samurajów, w drugim Dzikiego Zachodu. To czysta przyjemność oglądania – filmy po latach ogląda się rewelacyjnie, są na tyle uniwersalne, że się bronią i zyskują wraz z czasem. Niezatapialne klasyki.

„Infiltracja”

Można powiedzieć, że Infiltracja z 2006 roku to swoisty ewenement i najbardziej doceniony film (Oscar za najlepszy film) mistrza Martina Scorsese, ponieważ to… jeden z najlepszych i najszybszych remake’ów w historii. Film jest hollywoodzką interpretacją wysoko ocenianej produkcji pochodzącej prosto z Hongkongu – Infernal Affairs. Dzieło Andrew Lau i Alana Maka powstało w 2002 i zachwyciło twórcę Taksówkarza na tyle, że stworzył swoją wersję w gwiazdorskiej obsadzie (DiCaprio, Damon, Nicholson) w niecałe 4 lata po premierze oryginału. Co ciekawe, film Scorsese jest bardzo zbliżony fabularnie do oryginału, różni się realiami – Infiltracja osadzona jest w irlandzkim półświatku Bostonu. To rzadki przypadek, gdy obydwa filmy stoją na naprawdę wysokim poziomie i często o ich wyższości w odbiorze decyduje… pierwszeństwo seansu.  

„Pozwól mi wejść”

Kolejny przykład naprawdę ekspresowego przeniesienia oryginalnego szwedzkiego materiału z 2008 na amerykański film z 2010. To jednak ten przypadek, gdzie oryginał – przynajmniej na poziomie klimatu – stoi półkę wyżej od remake’u. Pomysł i oś fabularna z nietypowo ujętym wątkiem wampirycznym zostały takie same, jednak popcornowe narzędzia w filmie z Chloë Grace Moretz mi za bardzo nie podeszły.

„Bracia”

Obydwa filmy nie były może najgłośniejszymi produkcjami, jednak zostały dosyć dobrze przyjęte przez krytyków i widzów. Mało kto pamięta, że film z 2009 z Tobey Maguire’em (zaskakująco dobra rola tego aktora) i Jakiem Gyllenhaalem z 2009 to remake mało znanej duńskiej produkcji z 2004. Co ciekawe, w obsadzie oryginału można zobaczyć Connie Nielsen znaną z Gladiatora czy Adwokata diabła. Fabularnie Bracia niewiele się od siebie różnią, jednak zdecydowanie bardziej znana jest wersja amerykańska, co dowodzi tego, że większy światowy rezonans mają produkcje hollywoodzkie. 

„Quarantine”

Na sam koniec absolutny rekordzista w statystyce szybko powstających remake’ów, czyli amerykański Quarantine z 2008, który jest hollywoodzką wersją kultowego [REC] z 2007. Rok. Tylko tyle zabrało czasu twórcom z Fabryki Snów, aby wykupić prawa do hiszpańskiego horroru nakręconego w stylu found footage i zrobić go po swojemu. Niepowtarzalny klimat, dobry moment dla podgatunku (triumfy święcił w tych latach Paranormal Activity), umiejętnie dawkowane napięcie stały się gwarancją sukcesu REC. W Quarantine nie dano wiele więcej od oryginału, niektóre rzeczy zrobiono też słabiej. No i przede wszystkim amerykański film był odebrany jako odgrzewany kotlet, bo każdy fan horroru dobrze poznał już pierwotną wersję, po której nie zdążył opaść jeszcze kurz. Absolutnie przestrzelona decyzja o remake’u.

Marcin Kończewski

Marcin Kończewski

Założyciel fanpage’a Koń Movie, gdzie przeistacza się w zwierza filmowego, który z lubością galopuje przez multiwersum superbohaterskich produkcji, kina science-fiction, fantasy i wszelakich animacji. Miłośnik i koneser popkultury nieustannie poszukujący w kinie człowieka. Fan gier bez prądu, literatury, dinozaurów i Batmana. Zawodowo belfer (z wyboru), będący wiecznie w kontrze do betonowego systemu edukacji, usilnie forsujący alternatywne formy nauczania. Po cichu pisze baśnie i opowiadania fantastyczne dla swojego małego synka. Z wykształcenia filolog polski. Współpracuje z kilkoma wydawnictwami i czasopismami.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA