NAJLEPSZE FILMY pierwszej połowy 2019 ROKU
Połowa roku już za nami. Przez ten czas do kin i na platformy streamingowe zawitało niemało nowych filmów. Które z nich udały się najlepiej? Na to pytanie odpowiadają członkowie naszej redakcji.
Filip Pęziński
1. To my – słów brakuje mi, żeby określić, jak mocno w swojej twórczości rozkochał mnie Jordan Peele. Po znakomitym Uciekaj! moje oczekiwania wobec jego drugiego filmu były ogromne. To my nie tylko je spełniło, ale nawet przerosło. To doskonałe kino gatunkowe, chwytające mnóstwo kulturowych i socjologicznych tropów, a nietracące przy tym fabularnego core’u, wizualnej perfekcji, pomysłu na każdą scenę i doskonałej obsady. Film absolutny, o którym do teraz trudno mi chociaż na chwilę zapomnieć. Na razie zdecydowanie premiera roku.
2. Gdyby ulica Beale umiała mówić – niespecjalnie podobał mi się nagrodzony Oscarem (i to w atmosferze małego skandalu) Moonlight, ale zachęcony obiecującym zwiastunem, udałem się do małego, gdańskiego kina studyjnego i przez dwie godziny wprost nie mogłem oderwać oczu od ekranu. Gdyby ulica Beale umiała mówić to przepiękna, poruszająca historia wsparta absolutnie ujmującymi zdjęciami i muzyką. Z fenomenalnym epizodem Briana Tyree Henry’ego.
3. Bumblebee – zupełnie się tego nie spodziewałem po kolejnej odsłonie serii Transformers sygnowanej nazwiskiem Michaela Baya, ale reżyser Travis Knight zabrał kultowe roboty tam, gdzie ich miejsce, czyli do korzeni. Postawił na nostalgię do lat osiemdziesiątych i klasyczny design Transformerów, a przy tym dodał dużo serducha i w końcu ciekawych bohaterów. Młodziutka Hailee Steinfeld błyszczy w głównej roli, a ja na seansie bawiłem się jak dziecko.
4. Vice – po absolutnie znakomitym Big Short, który przybliżał nam światowy kryzys ekonomiczny z 2008 roku i stojący za nim system bankowy, reżyser Adam McKay sięga po drugą stronę medalu amerykańskiego brudu i chciwości – administrację publiczną. Poprzez karierę polityczną Dicka Cheneya ukazuje bezwzględność i brak moralności władzy. W roli głównej błyszczy oczywiście Christian Bale, ale największą gwiazdą filmu jest sam McKay i dopracowany przez niego do perfekcji styl teledyskowej satyry.
5. Faworyta – Jorgos Lantimos kpi z idei monarchii, a jednocześnie z niezwykłą empatią pochyla się nad samą monarchinią. Brawurowe, energiczne i wizualnie pobudzające kino kostiumowe, które zrywa ze skostniałymi konwencjami gatunku. Znakomicie oparte na doskonałym trójkącie Olivii Colman, Rachel Weisz i Emmy Stone. Zostaje w głowie.
Maciej Niedźwiedzki
1. Ralph Demolka w internecie – pierwsze miejsce za fantastyczny finał z gigantycznych rozmiarów Ralphem-wirusem. Ten moment w drugiej kolejności zachwyca mnie reżyserią i ogrywaniem wirtualnej rzeczywistości, ale ponad wszystko jest trafioną w punkt reprezentacją charakteru tytułowego bohatera (jego ego, jego słabości, jego egoizmu, jego potrzeb). Pierwsze miejsce za kapitalną sekwencję muzyczną, gdy Wandelopa, jak przystało na disneyowską księżniczkę, dostaje swoją przewodnią piosenkę i w apokaliptycznym otoczeniu – zniszczonych budynków, wraków aut, rozlanych na drodze kałużach benzyny – śpiewa o swoim wymarzonym świecie nielegalnych wyścigów. Z pierwszej połowy 2019 roku te dwie sekwencje najmocniej utkwiły w mojej pamięci.
2. Vice – przebojowy Christian Bale, frapująca Amy Adams, znakomita reżyseria McKaya, znakomita realizacja (montaż!), błyskotliwy humor w głównej fabule (negocjacje z Bushem Jr.) i może jeszcze lepszy ten wplatany na marginesie (napisy końcowe w środku filmu, recytowanie Szekspira w trakcie małżeńskiej rozmowy). Adam McKay dodatkowo nie ma żadnych wątpliwości, czym jest polityka, czym są politycy i czym jest politykowanie. Poglądy i przekonania, demokraci i republikanie – to jedynie hasła i przykrywki. Liczą się biznes, interesy i stanowiska.
3. Kafarnaum – kino o trudnej do zlekceważenia emocjonalnej sile. Nasz młody protagonista, świetny aktorsko Zain Al Rafeea, wystawia rachunek rodzicom i całemu światu. Przed sądem pozywa ich o to, że się urodził. Ani chłopak, ani reżyserka – Nadine Labaki – nie rzucają słów na wiatr. Bejrut w Kafarnaum to miejska dżungla, w której losy ofiar przecinają się z nieustannie czuwającymi drapieżnikami. Film Labaki to przejmujący portret rodziny i ludzi wykluczonych. Film, w którym dojmujący realizm miesza się z realizmem magicznym.
4. Faworyta – nie wiem, dlaczego wiele recenzentek i recenzentów doszukiwało się w filmie Lanthimosa jakiegoś komentarza do współczesności, do naszych międzypłciowych gierek o dominację. Dla mnie Faworyta to kino szczególne i wybitnie hermetyczne. I dlatego tak dobre, bo nieadekwatne do czegokolwiek i całkowicie osobne. Grek korzysta jedynie z kostiumu epoki, ale wszystkie relacje, wszystkie rozmowy, wszystkie motywacje to już typowe dla niego dziwactwa i ekstrawagancje. Faworyta rozgrywa się w świeci Faworyty. Koniec, kropka. Film Lanthimosa stoi na własnych nogach i nie potrzebuje żadnego kontekstu, żadnych didaskaliów, że “to wykoślawione odbicie tego, co dzieje się dzisiaj”. No i do tego rewelacyjna, przesłodka żmija, Emma Stone, i brawurowa Olivia Colman.
5. Jak wytresować smoka 3 – światotwórczy i inscenizacyjny przepych. Nadmiar wątków, problemów i konfliktów. Perfekcyjna realizacja (oszałamiająca dbałość o detal i total) sprawia, że Jak wytresować smoka 3 jest jedną z najpiękniejszych współczesnych animacji. Ciągle żałuję, że film Deana DeBlois nie trwał godzinę dłużej. Pomimo tego Jak wytresować smoka 3 w znakomity sposób wieńczy trylogię, która obok serii Toy Story jest bez wątpienia najciekawszą i najpełniejszą opowieścią w światowym kinie familijnym.
Jacek Lubiński
Niestety, ale wszystkie moje filmy pochodzą z 2018 roku, dlatego też trochę dziwnie się o nich pisze w kontekście podsumowania obecnego sezonu. Nie moja jednak wina, iż daty premier są takie, a nie inne, a 2019 na razie nie zaoferował mi nic szczególnego.
1. Kafarnaum – prawdziwa emocjonalna petarda i film, od którego trudno oderwać oczy, choć przez cały czas pozostajemy w klimatach mocno depresyjnych i na horyzoncie nie widać tu nadziei. Dodatkowy plus za nieletnich aktorów, którzy są tu po prostu bezbłędni.
2. Faworyta – nie jestem fanem poprzedniego filmu Lanthimosa, ale to jeden z najciekawszych obecnie reżyserów, niebanalną fabułę potrafiący owinąć intrygującą formą. Faworyta wydaje się szczytem tej symbiozy – to hipnotyzująca inscenizacja dworskich gierek.
3. Girl – pozornie agitka ku chwale mniejszości LGBT. Ale też fascynujący teatr jednego aktora, który pozornie błahym i ogranym w kinie przebierankom faceta w kobietę nadaje odpowiedni humanizm i niezwykłą dawkę intymności. To niepozorny, ale przejmujący film, który nie chełpi się tanimi sloganami, lecz z czułością pochyla nad pewnym zjawiskiem.
4. Yomeddine. Podróż życia – zrealizowane w iście hollywoodzki sposób kino drogi – mocno poprawiające nastrój, ale też i chwytające za serce bez większych problemów. Jeden z tych filmów, po których seansie wydaje się, że nie ma rzeczy niemożliwych.
5. Green Book – spodziewałem się wywrotowej powtórki z Wożąc panią Daisy i taki też film w sumie otrzymałem. Nie jest to może wielkie dzieło, brakuje mu też dramaturgii poprzednika i sam finał został niepotrzebnie przesłodzony. Ale to kolejny bezbłędnie zagrany film, po którym po prostu można poczuć się lepiej. To wystarcza.
Wzmianka za oryginalność i charakter:
Granica (film o trollach) oraz Vox Lux (film o przemyśle muzycznym i Natalie Portman).