WIĘŹNIOWIE roli. Aktorzy kojarzeni tylko z JEDNYM wcieleniem
Mogą być wielcy, wszechstronni, utalentowani i wiecznie przebierać w nowych propozycjach. Cóż jednak z tego, skoro większość widzów kojarzy ich z tą jedną jedyną rolą, która dzięki niesłabnącej popularności – jej bądź filmu – kładzie się cieniem nie tylko na reszcie kariery, ale też na całym życiu gwiazdy. Poniżej kilkoro takich „szczęśliwców”, na zawsze zapamiętanych dzięki jednej kreacji aktorskiej. Oczywiście w komentarzach można podawać własne typy.
Gillian Anderson
Dana Scully z serialu Z archiwum X
Kocham Gillian miłością czystą i nieskalaną, bo to piękna aktorka i dobra kobieta (albo odwrotnie). Ale nie ma się co oszukiwać – wielkiej kariery na dużym ekranie nigdy nie zrobiła i, o ile nic się nie zmieni, już raczej nie zrobi. Z kolei we wciąż tak zwanej telewizji ma swoje dobre momenty, lecz żaden nie jest w stanie nawet zbliżyć się do roli agentki FBI z serialowego saj-faja lat 90. Scully odbija się więc gdzieś tam w oczach wszystkich kolejnych postaci, w które wciela się Anderson.
Benedict Cumberbatch
Sherlock Holmes z serialu Sherlock
Sytuacja nieco odwrotna, bo Benedict zaistniał w świadomości widzów najpierw w kinie, a dopiero potem na małym ekranie. Ale to właśnie to drugie medium stało się jego przekleństwem, gdy wcielił się w ikoniczną postać brytyjskiego detektywa. Aktor próbował go potem przyćmić czy to peleryną Doktora Strange’a, przenikliwością Alana Turinga, czy też rolą Patricka Melrose’a. Na próżno jednak, bo już zawsze, patrząc na niego, człowiek będzie się zastanawiał, co tam dedukuje w tej swojej przenikliwej głowie.
Johnny Depp
Kapitan Jack Sparrow z serii Piraci z Karaibów
Depp to jeden z tych aktorów, którzy zdefiniowali swoje pokolenie. Jedna z najpopularniejszych gwiazd lat 90. lśniła wtedy prawdziwym blaskiem, z każdą kolejną rolą oferując widowni coś nowego i niepowtarzalnego. Wszystkie jego sukcesy i ambicje przyćmił jednak występ u Disneya i wyprawa na Karaiby – swoiste marzenie samego zainteresowanego, które kontynuuje do dziś, nie tylko w kolejnych odsłonach cyklu, ale i poza nim jakby nie wychodząc z roli. O jej sile niech świadczy zresztą fakt, że nawet gdy Depp próbuje diametralnie zmienić swoją fizyczność (Pakt z diabłem) lub makijaż (Jeździec znikąd), nie przynosi to skutku i fani dalej wołają za nim: „Jack Sparrow!”, zapominając, że kiedyś był przecież także Edwardem Nożycorękim. Kiedyś…
Chris Evans
Kapitan Ameryka z kinowego uniwersum Marvela
Okej, konia z rzędem (lub rząd z koniem) temu, kto – bez sprawdzania! – potrafi wymienić jeszcze jedną charakterystyczną rolę Evansa. Nie da się. Sam, co prawda, po raz pierwszy zwróciłem na niego uwagę w Scotcie Pilgrimie, gdzie wcielił się w gwiazdę kina akcji, Lucasa Lee. Ale to był jedynie zabawny epizod, który miał miejsce jeszcze przed pierwszym awendżersowaniem (jest takie słowo?). Od momentu, w którym Chris podniósł swoją tarczę z białą gwiazdą (pozdrowienia dla kibiców Wisły Kraków), trudno go traktować inaczej niż bohatera narodowego i wzór cnót wszelakich. Jasne, to wciąż młody aktor, który przy odpowiednim doborze repertuaru może sporo zawojować. Na tę chwilę nie wyobrażam sobie jednak, aby kiedykolwiek zdołał przebić ten poziom dopasowania się do postaci. Steve Rogers w jego wykonaniu jest po prostu zbyt idealny i za bardzo ikoniczny. Kiedy więc za wiele dekad ktoś położy złamaną tarczę na grobie Evansa, nie będzie w tym nic dziwnego.
Michael J. Fox
Marty McFly z trylogii Powrót do przyszłości
Zdziwieni? Fox był swego czasu niezwykle popularną gwiazdą sitcomu Family Ties, ale gdy tylko wsiadł do DeLoreana, dosłownie zamienił się w nastolatka imieniem Marty. I choć dwoił się i troił, nie dając się zaszufladkować do jednego typu postaci, to do dziś nie udało mu się uciec od wizerunku McFlya. Nie pomogło multum innych klasycznych komedii lat 80., przywdzianie charakteryzacji wilkołaka ani nawet poważne kino wojenne. Ba! Nawet choroba, z którą aktor zmaga się od lat i która w pewnym momencie przystopowała jego karierę, nie zdołała wpłynąć na jego postrzeganie wśród publiczności. Michael to Marty i kropka.
Hugh Jackman
Wolverine/Logan z cyklu X-Men
Mimo iż sympatyczny Australijczyk ma na swoim koncie wiele znakomitych, różnorodnych ról, to dziewięć wcieleń w zmutowanego Rosomaka zrobiło swoje. Dziś to właśnie ten agresywny koleś ze szponami w łapach staje nam przed oczami jako pierwszy, gdy myślimy o Jackmanie. I odwrotnie, bo na hasło „Logan” odpowiedź z miejsca brzmi: „Hugh”. Tak po prostu jest i tyle. Jedyne, czego można tu więc żałować, to następca Jackmana w tej roli – kimkolwiek by nie był, już ma pod górę. Istne K2.