search
REKLAMA
Zestawienie

SIEDMIU NIEUSTRASZONYCH. Gwiazdy, które nie potrzebują kaskaderów

Jacek Lubiński

14 października 2018

REKLAMA

Nie oszukujmy się – wszyscy aktorzy, choćby nie wiem jak bardzo kozaczyli, prędzej czy później muszą skorzystać z usług kaskaderów. Im zresztą większa renoma takiej osoby, tym bardziej pilnowana jest ona pod tym względem przez producentów. Oczywiście w historii kina zdarzali się ludzie więksi niż życie, tacy, którzy gros niebezpiecznych popisów wykonywali samodzielnie z przyczyn różnych – można wspomnieć tu choćby Steve’a McQueena, Bruce’a Lee, Bustera Keatona, Burta Lancastera czy Douglasa Fairbanksa. Ale to wyjątki od reguły. Poniżej kilka żyjących gwiazd, które starają się im dorównać.

Christian Bale

Lubiący pełnoprawne transformacje aktorskie Brytyjczyk miał oczywiście przydzielonego kaskadera przy pracy nad trylogią o Mrocznym Rycerzu. Wielokrotnie okazywało się jednak, iż Bale wydatnie zmarginalizował jego rolę, wykonując większość swoich wyczynów w masce Batmana – wliczając w to także liczne pojedynki. Nie sprawiało mu to większych problemów, nie tylko przez wzgląd na osiągnięcie fizycznej optymalności, ale również doskonałe opanowanie sztuki walki o nazwie Keysi, którą to Bale bardzo sobie ceni w życiu prywatnym. To także on stoi na szczytach wieżowców w wielu sekwencjach, zapewne po cichu naigrywając się z ról Toma Cruise’a. Szczęśliwie wszelkie skoki z wysokości oraz operowanie jeżdżącymi zabawkami Gacka wykonali już za niego profesjonaliści – Buster Reeves i Jean-Pierre Goy. W końcu nawet obrońca Gotham musi mieć swoich pomocników.

Jackie Chan

Bezapelacyjny król kaskaderki. Jackie od najmłodszych lat nie bał się fizycznych wyzwań, co nie powinno dziwić, zważywszy na jego naturalny dar sprawności, giętkość, a także samo pochodzenie. Jak na Azjatę przystało, Chan zna bowiem kilka różnych sztuk walki, a za sobą ma także trening akrobatyki oraz tańca. To wszystko wraz z pozytywną osobowością Jackiego sprawia, że do pewnego momentu – wszak ma już ponad 60 lat! – samodzielnie wykonywał zdecydowaną większość swoich ekranowych popisów, nawet tych najbardziej niebezpiecznych, co oczywiście nieraz kończyło się dla niego wizytą w szpitalu (część z tych nieudanych wyczynów pojawia się często w ramach bonusu na napisach końcowych jego filmów). Mało tego! Nieraz robił za kaskadera dla swoich kolegów, a także był reżyserem scen kaskaderskich. W latach 80. założył zresztą grupę Jackie Chan Stunt Team i od tego momentu sam nadzoruje choreografię oraz wszelkie inne elementy związane z kaskaderką w filmach, w których gra.

Tom Cruise

I jeszcze jeden gwiazdor, który przez lata zasłynął swoimi podnoszącymi adrenalinę akcjami – głównie na planie kolejnych odsłon Mission: Impossible, składającej się wszak w dużej mierze właśnie z kaskaderskich popisów. Rzecz jasna, wytwórnia Paramount, do której należy ta marka, ani na chwilę nie dała Cruise’owi całkowicie ponieść ryzyka i zawsze był on w jakiś sposób ubezpieczany linkami bądź innymi rzeczami, które następnie usuwano w postprodukcji (wyjątkiem od reguły pozostaje „scena wodna” z części pierwszej). Co nie zmienia faktu, iż wspinaczka po stromych skałach i na najwyższe piętra Burdż Chalify czy uczepienie się startującego samolotu wymagało od Toma stalowych nerwów i olbrzymiej pewności siebie. Zresztą listę jego dokonań można ciągnąć długo i namiętnie. Cruise między innymi nauczył się operować myśliwcem na potrzeby Top Gun, władać i walczyć prawdziwymi mieczami samurajskimi w trakcie kręcenia Ostatniego samuraja (gdzie, jakby w ramach konkurencji, Tony Goldwyn też samodzielnie wykonał swoje sceny kaskaderskie), w profesjonalny sposób pruć z karabinu M60 w Szkole kadetów czy też ścigać się na motocyklu z Cameron Diaz na plecach w Wybuchowej parze. Jak można się domyślić, nie zawsze wszystko szło zgodnie z planem, o czym świadczy słynny wypadek na planie ostatniej części niemożliwych misji – Fallout – gdzie Tom złamał sobie stopę, skacząc z budynku na budynek. I pomyśleć, że swego czasu brykał jedynie po kanapie u Oprah Winfrey…

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA