search
REKLAMA
Zestawienie

SIEDMIU NIEUSTRASZONYCH. Gwiazdy, które nie potrzebują kaskaderów

Jacek Lubiński

14 października 2018

REKLAMA

Angelina Jolie

Samotna reprezentantka płci pięknej tutaj – na pewno niejedyna skłonna do takich rzeczy w ogóle, co nie umniejsza faktu, że lubująca się w nożach i tatuażach Angie jest jedną z nielicznych A-klasowych aktorek, które nie boją się kaskaderskich wyzwań. Oczywiście ma swoje dziewczyny od najbardziej brudnej roboty (najczęściej jest to Eunice Huthart), ale sama często potrafi się przed kamerą wykazać, dodając swoim filmom autentyczności. Jeśli wierzyć niektórym źródłom, Jolie wykonała nawet 99% wszystkich swoich niebezpiecznych scen, co jest godne pozazdroszczenia. Jeśli im nie wierzyć, to wtedy na pewno niemal w całości poświęciła się akcji w takich filmach, jak: Lara Croft: Tomb RaiderPan i Pani Smith, Wanted – Ścigani (nie licząc użycia CGI) oraz… Czarownica. Jej opus magnum w temacie pozostaje natomiast Salt, na którego planie m.in. przemieszczała się po krawędziach budynku i skakała z wiaduktu na rozpędzoną ciężarówkę, ostatecznie dorabiając się permanentnych blizn. Szacunek.

Arnold Schwarzenegger

Austriacki Dąb Bar… eee Arnold m(i)a(ł) taką kupę mięśni na ciele, iż nie powinno specjalnie dziwić, że nie bał się zaprzęgać swych muskułów do kaskaderskiej pracy. Abstrahując, rzecz jasna, od pamiętnych momentów Terminatora 2, w których jak na dłoni widać, że jadący na motorze gość to jednak nie Arni (a jego stały współpracownik Peter Kent), to trzeba byłemu gubernatorowi oddać co gubernatorskie – z wiekiem jego zaangażowanie nie słabnie. Poczynając od lat 80., kiedy to sam machał wielkim mieczem i walczył z wilkiem w Conanie Barbarzyńcy oraz rzucał na odległość budką telefoniczną i wyskakiwał z lecącego samolotu w Komando, bo twórcy zwyczajnie nie mogli znaleźć nikogo, kto choć trochę odpowiadałby jego kształtom, sylwetce oraz formie; a przechodząc do chwili obecnej, kiedy to wraz ze swoim dawnym rywalem – Slyem Stallone’em – skończył w… szpitalu po serii kaskaderskich wyczynów z cyklu „zrób to sam po sześćdziesiątce”. No, ale jemu wolno.

<em>Im back baby<em>

Sylvester Stallone

A skoro już o Stalowym Sylwestrze mowa, to i on ma na swoim starzejącym się ciele mnóstwo dowodów na kaskaderską samowolkę. Serie o zabójczym weteranie wojennym oraz o pewnym pięściarzu same w sobie są kopalnią złota pod tym względem. Na planie Rambo III Włoski Ogier miał zatem szansę ujeżdżać, cóż… prawdziwego ogiera. Z kolei w trakcie zdjęć do Rocky’ego IV Stallone trafił na oddział intensywnej terapii po uderzeniach zaserwowanych mu przez Dolpha Lundgrena. Również grając w nogę w Ucieczce do zwycięstwa, jak na piłkarza przystało, nie uniknął kontuzji i doznał zwichnięcia ramienia. A na potrzeby epickich wręcz ujęć w Na krawędzi przełamał swój lęk przed wysokością, skacząc, wisząc i wspinając się po skałach. Tak było w młodości, choć oczywiście – wzorem poprzednika – Sly nie odpuszcza wraz z wiekiem. Tak właśnie, bawiąc się z młodszymi od siebie w (wciąż) trylogii Niezniszczalni (gdzie przy innej okazji zginął także kaskader), doszło u niego do… złamania szyi. Ale w końcu prawdziwy bohater idzie zawsze na całość.

https://www.youtube.com/watch?v=ijO094w00DY

Jason Statham

Statham powiela trochę przykład Cruise’a, wykonując zdecydowaną większość swoich kaskaderskich scen samodzielnie i przy okazji z filmu na film śrubując swój limit. Czemu? Bo może. Bo nie lubi oszukiwać publiczności. I chce. Według niego samego jest to czysta głupota, ale napędzająca go adrenalina to jego małe uzależnienie. Jasne jest, że tu i ówdzie towarzyszą mu linki, CGI i okazjonalnie jakieś inne pomoce, lecz jeśli oglądacie film z Jasonem i on zwisa z położonego na pięćdziesiątym piętrze balkonu (Mechanik) albo z lecącego helikoptera (Crank – u nas trafnie przetłumaczone na… Adrenalinę), to na 99,99% jest to Statham. Tego zaangażowania aktor/model/ mistrz sztuk walki /kierowca omal nie przypłacił życiem, kręcąc wspomnianych już Niezniszczalnych, na których planie poszedł wraz z prowadzonym przez siebie autem na dno. Tytuł jednak zobowiązuje i Jasonowi udało się wypłynąć na powierzchnię. Samochodu szukają do dziś.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA