ZAPOMNIANE filmy SCIENCE FICTION lat 80., które TRZEBA znać
The Quiet Earth (1985), reż. Geoff Murphy
To jeden z tych filmów postapokaliptycznych, który nigdy nie łapie się do gatunkowej czołówki, choć bardzo na to zasługuje. Na pewno natomiast nie zasłużył sobie na zapomnienie. Mamy tu do czynienia z kolejną wariacją motywu znanego z Ostatniego człowieka na Ziemi. Zac budzi się pewnego dnia i spostrzega, że na świecie został tylko on i pewna tajemnica do wyjaśnienia. Nie ujrzycie tu znanych twarzy. Oprawa wizualna nie powali was na kolana. Fabuła jednak na tyle mocno was wkręci, że z zapartym tchem obejrzycie ten film do końca. Niezwykły, nieco senny klimat sprawi z kolei, że seans Quiet Earth dopiszecie do tych z kategorii „niezapomniane”.
Robot Jox (1989), reż. Stuart Gordon
Swego czasu zrobił na was wrażenie Pacific Rim? Z nostalgią wspominacie Power Rangers? Myślicie, że wielkie mechy pojawiały się wcześniej tylko w serii o Godzilli? Koniecznie zapoznajcie się z filmem Robot Jox reżyserii Stuarta Gordona (twórcy takich kultowców jak wspomniany tu Reanimator czy wspominana w zestawieniu lat 90. Forteca). Na widok tak spektakularnego rozmachu szczęka może nie raz opaść wam z wrażenia. Oczywiście mamy tu przykład kina klasy B pełną gębą, drętwe aktorstwo, a fabułkę banalną, że hej, ale bez bicia muszę przyznać, że podczas seansu po latach nadal robiły na mnie wrażenie te otłukujące się wielkie roboty. Animacja poklatkowa przeplata się tu z ożywionymi miniaturami, ale kunsztu i inwencji speców od montażu i efektów specjalnych odmówić się po prostu nie da. Gorąco zachęcam do odkopania tego tytułu i przeżycia bezpretensjonalnej przygody.
Burza mózgów (1983), reż. Douglas Trumbull
W zestawieniu zapomnianych SF lat 90. pisałem o filmie New Rose Hotel z Christopherem Walkenem w roli głównej. Najwyraźniej aktor, wbrew swym dokonaniom, słabo kojarzy się z science fiction, ponieważ także w latach 80. pojawił się w filmie, o którym dziś niewielu widzów pamięta. Nie powiem, że Burza mózgów w jakiś sposób na to zapomnienie sobie nie zasłużyła. Bo zasłużyła. Historia SF zna kilka innych przykładów filmów cyberpunkowych, które bardziej błyskotliwie mierzyły się z tematyką życia, śmierci i technologii mającej pomóc w zrozumieniu egzystencjalnych tajemnic. Ale nie da się odmówić Burzy mózgów ambicji. Nie da się też odwieść od zaciekawienia, które raz wywołane pozostaje z nami do końca seansu.
Podobne wpisy
Gwiezdny przybysz (1984), reż. John Carpenter
Science fiction Johna Carpentera z lat 80. to przede wszystkim Ucieczka z Nowego Jorku, Oni żyją i rzecz jasna Coś. Ale jest jeszcze Gwiezdny przybysz, o którym także warto pamiętać. To przede wszystkim dość zaskakujący, nietypowy i brawurowy popis aktorstwa Jeffa Bridgesa, który dostarcza w filmie twarzy rozumnej istocie pozaziemskiej. Fabuła rozwija się dość topornie, przez co w niektórych momentach wielkiej różnicy nie zrobi nam, gdy na moment oderwiemy wzrok od ekranu, bo i tak niewiele się w filmie dzieje. Trudno jednak odmówić Gwiezdnemu przybyszowi bycia wyjątkowo oryginalnym przykładem realizacji założeń fantastyki kontaktowej, w tym wypadku kładącej nacisk nie tyle na chęć straszenia kosmitami, co ukazanie ich w świetle społecznego zagubienia. Metafora inności zadziałała tu w sposób trafny.
Eksperyment Filadelfia (1984), reż. Stewart Raffill
Dość ubogi realizacyjnie film, który jednak przykuł moją uwagę z racji realizacji wyjątkowo ciekawego konceptu, z zaplecza zjawisk paranormalnych. Fabuła produkcji przytacza bowiem pewien legendarny już eksperyment przeprowadzony rzekomo przez marynarkę wojenną USA w dniu 28 października 1943 roku. Eksperyment, w którym – dodajmy – maczali ponoć palce Albert Einstein i Nikola Tesla. Chodziło o stworzenie technologii mającej uczynić amerykańskie okręty wojenne niewidzialnymi i niewykrywalnymi dla radarów wroga. Co się dzieje z załogą okrętu tuż po zniknięciu, dowiadujemy się właśnie z Eksperymentu Filadelfia. Zdradzę tylko, że blisko jest tym rozwiązaniom do mającego premierę rok później Powrotu do przyszłości.