search
REKLAMA
Fantastyczny cykl

WYSŁANNIK PRZYSZŁOŚCI. Klapa, którą da się lubić

Jakub Piwoński

4 października 2020

REKLAMA

W przyszłości więcej będzie jednak deficytów. Jedzenia, ubrań, a nawet… męskiego nasienia. Ale najbardziej ludziom brakować będzie nadziei. To, co może przeszkadzać w filmie z 1997, to jego mocno amerykański charakter. Jeśli oglądasz film z powiewającą już na plakacie flagą USA, to wiesz, w jakich emocjach będziesz uczestniczył. To film mający podnosić na duchu, hołdujący listonoszom, stawiający niejako ich profesję na piedestale. Bo okazuje się, że ten, który dostarcza listy, jest także tym, który dostarcza ludziom nadzieję. Dlatego właśnie w upadłym świecie pewien wędrowny aktor postanawia założyć kolejną maskę. Tym razem jednak rola, którą dla siebie przyjmuje, okazuj się jego rolą życiową. Początkowo niechętnie, wyczuwając w całym procederze fałsz, z czasem bohater Costnera zaczyna zauważać, że staje się dla współtowarzyszy niedoli niezbędnym trybikiem odbudowywania kondycji i ducha narodu. Z nadziei rodzi się odwaga, z odwagi bunt, a z buntu zwycięstwo… lub porażka. Warto podjąć ryzyko i sprzeciwić się tyranii?

Akcenty te dobrze rozłożyło aktorstwo. Po wspólnym występie w Bez wyjścia z 1987 Kevin Costner ponownie konfrontuje się z Willem Pattonem. Czasu ekranowego nie mają może tyle samo, ale charyzmę przelewają w stopniu równym, przy każdorazowym pojawieniu się na ekranie. W przypadku Costnera mamy do czynienia ze standardowym profilem postaci, w którą przez lata się wcielał. Niby zdystansowany, ale jednak, gdy zachodzi potrzeba, w pełni zaangażowany. Niby małomówny, ale gdy sytuacja tego wymaga, powie ile trzeba i jak trzeba. Nowością w tym wypadku jest fakt, że Costner jest z początku zerem, które dopiero bohaterem się staje. Trudno w to jednak uwierzyć – od samego początku jego twarz kradnie naszą sympatię, przez co pojedyncze zachowania ujmujące postaci powagi wydają się nieprzekonujące. Co tu dużo mówić, Costner po prostu urodził się do grania pozytywnych postaci.

Will Patton to kolejna jakość. Zwróciło moją uwagę, że aktor nie musiał się nawet specjalnie wysilać, by mnie do siebie przekonać. Bez przesadnej ekspresji, bez szarż, bez wybujałej charakteryzacji. Patton, z gracją cytowanego Szekspira, dba o to, by każde jego słowo miało odpowiednią wagę. Siła i mądrość to kluczowe jego cechy, które w tym wypadku działają bez zarzutów. Jest w obsadzie Wysłannika przyszłości jeszcze kilka ciekawych kreacji, między innymi silna kobiecość zaprezentowana przez Olivię Williams czy zapadający w pamięć epizod Giovanniego Ribisiego, ale akurat dla mnie to właśnie na pojedynku Costner vs. Patton opiera się ten film. To, w jaki sposób znajduje on ujście, wolałbym jednak przemilczeć, gdyż finałowa walka ma w sobie więcej dziecinady niż dostojeństwa, do której przez resztę seansu nas przyzwyczajono. Ale może rzecz właśnie w tym, by upadły świat pokazać jako miejsce, gdzie nawet ci z Szekspirem na ustach kończą niezgrabnie, umorusani brudem?

To nie jedyny moment filmu, którego nie da się przełknąć bez odpowiedniego dystansu i tolerancji. Dość powiedzieć, że oglądany późnym wieczorem Wysłannik przyszłości może stanowić wyzwanie dla tych, którzy nie wiedzą, na jak długi metraż się zapisali. Ten prawie trzygodzinny seans jest wymagający przede wszystkim dlatego, że – jak to znowu u Costnera – obfituje w wiele spokojnych, refleksyjnych i ckliwych momentów, które niejednego znudzą. Siła patosu filmu z 1997 jest chwilami przygniatająca, ale najbardziej zaskakujące jest w nim to, że nawet wówczas, gdy od trzepotu amerykańskiej flagi może w końcu zrobić się niedobrze, to jednocześnie czuć w filmie wyjątkową szczerość intencji twórcy. Jakby na pohybel krytykom i oczekiwaniom. Cóż z tego, że autor się powtarza, przetwarzając dawno uzewnętrznione myśli na nową modłę. Chciał znowu zachęcić do jedności i to zrobił.

Chcę przez to powiedzieć, że po kolejnym seansie Wysłannika przyszłości uwierzyłem w to, jak bardzo przekazywana w filmie idea, kultywująca życie we wspólnocie, zachęcająca do niepoddawania się pomimo okoliczności i trwania w stałej więzi, mającej utrzymywać w człowieku siłę ducha, była dla Costnera ważna. Nie stworzył może idealnego komunikatu, ale ten wysłany przez reżysera filmowy list pewnie zostanie w końcu dostarczony do adresata, gdy przejedzenie współczesną, mainstreamową papką da się we znaki.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA